Następnego ranka, pomimo pobudki i czekającego obok łóżka śniadania, wlepiałem uporczywie wzrok w biały sufit. To co aktualnie działo się w mojej głowie, czyli istny haos, było ostatnio dość częstym zjawiskiem. Milion rozszalałych myśli wirowało w mojej świadomości i nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego... jednak nie tym razem. Zbyt często dotyczyły one jednej i tej samej postaci.
Co za podstępność, wzbudzać we mnie współczucie, którego nie znam.
Zmarszczyłem brwi w skupieniu.
I te ładne oczka, które przez łzy myślały, iż się złamię widząc je w tym stanie żałości...
-Nie doczekanie.
Urywistym ruchem przeniosłem się do siadu i zszedłem z łóżka. Kątem oka spojrzałem na już z daleka pachnący posiłek. Była to owsianka na mleku, moja ulubiona. Chwyciłem w dłoń miskę i łyżkę, biorąc już jeden kęs do ust. Ruszyłem w stronę gabinetu, a później kuchni, by móc usiąść przy stole, jak cywilizowany człowiek. Kobieta z chustą zawiązaną na głowie ruszała żwawo biodrami nucąc pod nosem nieznaną mi melodię i mieszając w garnku jakiś wywar. Po zapachu rozpoznałem, iż jest to zupa z warzyw. Mocnym pociągnięciem przesunąłem krzesło, które sunęło głośno po drewnianej, nieco startej podłodze. Dźwięk ten był dość nieprzyjemny, dlatego kobieta wręcz podskoczyła w miejscu, piszcząc zdecydowanie zbyt wysoko. Aż uszy mnie zabolały, przez co się skrzywiłem.
-Ciszej...
-Matko kochana, ale mnie Pan wystraszył Panie Jeon.
Powiedziała pełna wciąż intensywnych emocji. Nic nie odpowiedziałem, tylko dalej rozkoszowałem się smacznym śniadaniem. Kobieta pokręciła głową.
-Niech się Pan cieszy, iż wytrzymuję jeszcze w Pana posiadłości. Inna to by po jednym dniu zrezygnowała, widząc co tu ją czeka.
Odwróciła się z powrotem do gotowanego przez siebie dania.
-To ja sam się sobie dziwię, iż wytrzymuję z taką kobietą jak Pani, Pani Hudson.
-Tak, naprawdę godne uznania.
Za klaskała w dłonie, ale wyczułem również uśmiech na jej twarzy. Jane Hudson była pogodną osobą, co czasami niesamowicie denerwowało.
-Ma Pan dziś jakieś szczególne plany?
Zagadnęła, dosypując przypraw do zupy. Ja z kolei już kończyłem swój posiłek. Wytarłem usta o serwetkę.
-Jeszcze nie wiem, na pewno mam w planach się z kimś spotkać.
-Och! Czyżby ktoś Panu bliski? Nigdy się Pan z nikim nie spotyka poza pracą... Znam ją?
Odwróciła się w moją stronę pełna zaintrygowania. Moja mina z kolei była tak bardzo bez emocji, że po części, aż przerażająca. Rozchyliła usta.
-O matko! Czyżby ktoś ujarzmił Pana Jeon Jeongguka?!
Zakryła usta z szoku. Wywróciłem oczyma.
-Nie wiem o czym mówisz i chyba nie chcę wiedzieć.
Uniosła palec wskazujący u prawej ręki do góry ze stanowczym wyrazem.
-Moja kobieca intuicja nigdy się nie myli w takich sprawach! Jaka ona jest? Ładna? Z jakiej rodziny pochodzi? Była Pana klientką?
Zadawała na raz tyle pytań, aż odechciało mi się jej dalej słuchać i tego nie zrobiłem. Po prostu wyszedłem z pomieszczenia, umyłem twarz i zęby, po czym ruszyłem do przedsionku zarzucić swój płaszcz. Będąc gotowym, udałem się na zewnątrz. Gdy tylko dostał się do mnie chłodny, siarczysty wiatr, przymknąłem oczy nie zadowolony. A gdy tylko je powoli otworzyłem, zauważyłem przed sobą wpatrzonego we mnie samego Kim Taehyunga z wymalowaną na twarzy, prawdziwą wściekłością i żalem. Gdy tylko kolejny raz zamrugałem i miałem coś powiedzieć, on zniknął, jak gdyby nigdy nic. Rozejrzałem się w okół nieco zdezorientowany.
![](https://img.wattpad.com/cover/176597447-288-k508439.jpg)
YOU ARE READING
Reflection of Souls «~TAEKOOK~»
Fanfiction•Rok 1889, pochmurna jesień, Londyn. Bezwzględny i bez najmniejszych skrupułów detektyw Jeon Jeongguk znany w całym Londynie ze swojej niezawodniści, podejmuje się śledztwa obejmującego brutalne, tajemnicze morderstwa w rodzinie wysoko postawionych...