#41

46 5 0
                                    

Kilkanaście minut po wcześniejszych, dość niespodziewanych wydarzeniach dotarliśmy pod jego mieszkanie. W trakcie naszej sprawnej przechadzki nie rozmawialiśmy wcale. Jedynie oddałem mu mój szal, zauważając jak lekko drży. Rzuciłem na niego okiem nieco skonfundowany tym wszystkim. Przez chwilę obserwowałem go uważnie. Jego zmarznięte, delikatnie sine z zimna dłonie dzierżące w sobie złoty klucz sprawnie odblokowały zamek. Nacisnął klamkę, aby drzwi się przed nami otworzyły. Stawiałem kolejno kroki po schodach. Gdy to urwisty wiatr zawitał, od razu uderzyła w nas chmura ciepłego powietrza, pachnącego drzewem sandałowym. Tak bardzo kontrastowa z aurą świata zewnętrznego. Nie dało się jej pomylić z niczym innym. Woń ta tak bardzo harmonizowała z tym miejscem i jego osobą. Zapach ciężki, ale i elegancki.


Potarł ramiona trzykrotnie, po czym z ledwo widocznym wykrzywieniem ust przestąpił przez próg. Już miałem uczynić to samo jednak niespodziewanie mnie zatrzymał, zanim zdążyłem wejść do środka.

- Hola, hola!

Uczułem się nieco zmieszany.

- O co chodzi?

- Hmm... cóż... Mam pytanie.

- A więc słucham.

- Czy ja cię w ogóle zapraszałem? Nie przypominam sobie tego.

Zapytał, udając głębokie zastanowienie, wciąż mając na twarzy przebiegający lekki, sprytny uśmiech. Skrzyżowałem ręce na torsie unosząc jedną brew ku górze w zadumie.

- Myślałem, że jesteśmy na tyle blisko, iż nie muszę o to pytać, ani prosić.

- Oh... Doprawdy?

Opierał się o jedną z butelkowozielonych ścian. Jego bystre oczy lśniły w półmroku, co tworzyło niespotykany kontrast. One wciąż nie odrywały się od mojej osoby stojącej na tym zimnie.

- A nie?- zapytałem.

- No nie wiem. Nie jestem tego taki pewien... jeśli tak jest, to w takim razie proszę mi to udowodnić, panie Jeon.

Postąpiłem pewny krok w przód, wyprostowany niczym struna kontrabasu, a podłoga pod moimi stopami zaskrzypiała dramatycznie wskutek mojego ciężaru. Rzekłem niskim nieco zachrypniętym głosem:

- Ty jak i ja doskonale wiemy, że chcesz mnie tutaj właśnie w tym momencie.

Uniósł podbródek wysoko i parsknął rozbawiony wciąż pozostając w tym samym miejscu.

- Dobre sobie. Jak zwykle bez skrupułów mówi pan tak dwuznaczne rzeczy. Skąd ta absurdalna pewność siebie, godna pożałowania?

Znów ruszyłem się o krok, zamykając za sobą drzwi z trzaskiem, kompletnie ignorując tę niepochlebną uwagę skierowaną w moją stronę. Doskonale wiedziałem, że to właśnie ta cecha go we mnie intryguje. Nastała niemal całkowita ciemność, co dodało intensywnej w jakiś sposób spójności całej tej sytuacji. Nasze zmysły zaczęły się powoli wyostrzać. Jego obrys jawił mi się w półmroku. Obruszył się, gdy tylko się przybliżyłem.

- Inaczej byś mnie powstrzymał, a pragnę zauważyć, iż tego nie zrobiłeś.

Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy w końcu nachyliłem się do niego powoli. Skulił nieco ramiona i zacisnął powieki wiedząc, że jestem nieobliczalny. Wcale nie dziwiłem się takiemu myśleniu, ani jego reakcji. Zachowując się w ten sposób, ułatwił mi zadanie. Wtedy też miałem dostęp do włącznika światła, który sprawnie nacisnąłem, a w pomieszczeniu nastała podrażniająca oczy jasność. Wyszeptałem mu do ucha:

- Zapomniałeś zapalić.

Odsunąłem się od niego bez ostrzeżenia i ruszyłem w głąb jego lokum zostawiając go za sobą bez zbędnego słowa. Nie musiałem się odwracać, żeby wiedzieć iż szykuje się powoli do ataku.

- A teraz idź i się przebierz. Bo się pochorujesz.

Prędko usłyszałem to co przewidziałem, że usłyszę:

- To skandal, aby tak panoszyć się po cudzym. Wciąż nie padło z moich ust, że pana obecność jest tu mile widziana - rzucił, gdyż jak zwykle musiał mieć ostatnie słowo.

- Mój drogi, spokojnie. Dopiero co się na siebie otworzyliśmy. Nie możemy nacieszyć się tą piękną chwilą pojednania?

Rzuciłem się na kanapę, kompletnie się na niej rozlewając, po czym potarłem twarz dłonią. To był bardzo intensywny dzień.

- Chodź tutaj.

Poklepałem miejsce tuż obok, sugestywnie wskazując wzrokiem na swój tors. Musiałem spróbować przywyknąć do tej nowej sytuacji i go w końcu uwieść. Uwieść do tego stopnia, że nie będzie w stanie beze mnie żyć. Wedrzeć się w jego serce niczym najostrzejszy różany kolec. Tylko wtedy wyciągnę z niego to czego potrzebuję. Do momentu zanim przyjąłem tę sprawę nie przejmowałem się uprzejmością i nie siliłem się zabieganiem o czyjąkolwiek uwagę. Z tego też powodu wcale nie jest tak prosto jak na samym początku zakładałem.

Już pierwszy poważny krok za nami.

Stanął przede mną ze skrzyżowanymi rękoma.

- Nie będziesz mi rozkazywać.

- Znowu panicz się dąsa! Złość piękności szkodzi.

Podczas jego nieuwagi z powodu wzbierającego się w nim gniewu, chwyciłem jego nadgarstek sprawnie i pociągnąłem do siebie, sprawiając iż się zachwiał. Opadł niekontrolowanie na moje kolana, przewrócił oczyma i westchnął przeciągle. Z tego miejsca doskonale mogłem podziwiać zirytowanie pojawiające się na jego nie skażonej jakąkolwiek wadą twarzy, okraszone wąskim promieniem światła pobliskiej lampy naftowej. Zdecydowanie ten widok sycił moją bezduszną osobę. Objąłem go mocniej wokół zaskakująco wąskiej talii.

- Nie myśl sobie, że ten nasz... pocałunek coś zmienia.

- Ha?

Zmarszczyłem brwi.

- To było pod wpływem chwili. Zbyt wiele się wydarzyło. Oboje byliśmy nierozważni. Nie myśleliśmy trzeźwo.

Jego wzrok zatrzymany był w jednym nieznanym mi punkcie w przestrzeni.

Co on znowu kombinuje?

Chwyciłem jego podbródek kierując jego uwagę w moją stronę chcąc prędko cmoknąć jego usta. Spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczyma niemalże już posyłając mi soczystego liścia.

- Co ty-

- Czy to było pod wpływem chwili?

- Nie pogrywaj sobie ze mną.

- Wcale tego nie robię. A teraz zmykaj się przebrać, bo inaczej ci w tym pomogę.

Chcąc powtórzyć tę czynność co przed momentem, dłonią zagrodził mi drogę. Gdy otrzymałem srogie spojrzenie, wzruszyłem ramionami z rozbawieniem.

- Niedoczekanie twoje.

Po czym się podniósł i poszedł w stronę swojej sypialni, zamykając za sobą drzwi. Naprawdę bawiła mnie ta sytuacja.

Dzisiaj muszę spróbować coś od niego wyciągnąć... albo... nie. To za wcześnie. Może zacząć coś podejrzewać jeśli zacznę zadawać zbyt niewygodne pytania.

Jak mu rozkazałem tak zrobił. Podniosłem się z miejsca i z największą uważnością podążyłem ku drzwiom, które tak bardzo wzbudzały moje podejrzenia i ciekawość. Moje opuszki palców dotknęły ich chropowatej struktury. Było to drewno mające już swoje najlepsze czasy za sobą, jednak pasowały do tego miejsca. Przyłożyłem ucho do twardej powłoki i zapukałem w nią dwukrotnie. Cisza, nie było słychać ani pogłosu, czyli pomieszczenie nie stało puste. Zmarszczyłem brwi w skonfundowaniu. Coś w środku musiało być. Byłem tego pewien. Inaczej nie strzegłby tego miejsca, aż do tego stopnia. Spojrzałem na samą dziurkę od zamka. Nadal była zatkana bawełnianym skrawkiem czerwonego materiału. Spróbowałem go wyciągnąć, jednak dźwięk dobiegający za mną mnie powstrzymał, przez co wyprostowałem się prędko i udawałem, że przyglądam się wiszącym na ścianach obrazom. W porę to zrobiłem, gdyż właśnie drzwi od sypialni się otworzyły.

- Zadowolony?

Wrócił w szerokim, o co najmniej rozmiar większym, wełnianym, grubo splecionym swetrze w kolorze beżu i w czarnych bawełnianych spodniach. Góra kończyła się niemalże w połowie jego uda, co sprawiało wrażenie jak gdyby był drobniejszy niż w rzeczywistości. Po raz pierwszy widziałem go w tak swobodnej kreacji. Przyjrzałem się swetrowi bardziej. Był pozaciągany przy rękawach, pod obojczykami, w niektórych miejscach pomięty i to właśnie to zwróciło moją uwagę. Ewidentnie szarpania powstały przez zaciskanie dłoni na materiale.

Zasypia przytulając go do siebie.

- Skąd go masz?

Podążył za moim wzrokiem.

- To?

Spojrzał na swoją okrytą klatkę piersiową i złapał za niego.

- Tak, to. Jest dość - znów go zlustrowałem - przyduże. Zaraz się w tym utopisz.

- Bardzo zabawne. Może i jest obszerny, ale za to niesamowicie wygodny. Właściwie to staroć.

Uśmiechnął się patrząc na niego.

- Wygląda jakbyś był do niego przywiązany.

- Nie zaprzeczę. Powiedzmy, że ktoś mi

Reflection of Souls «~TAEKOOK~»Where stories live. Discover now