#3

137 19 1
                                    

Przekroczyłem spokojnie żeliwną, postawną bramę z napisem ,,Hyde Park"

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Przekroczyłem spokojnie żeliwną, postawną bramę z napisem ,,Hyde Park". Był to stary, obszerny park królewski, który cieszył się dużą popularnością wśród Londyńskiej ludności. Chętnie spędzano w nim wolne chwile, odkąd monarchowie udostępnili go dla mieszkańców ich pięknego miasta.

Moją twarz owiał zapach wszechobecnej, zewsząd przypływającej w moją stronę natury. Dystyngowanym krokiem przemierzałem urokliwe uliczki, które rozgałęziały się na każdym napotkanym przeze mnie zakręcie. Wysokie do nieba drzewa rzucały przyjemny cień, a na łące po prawej stronie mojego boku, rodziny urządzały wspólne spotkania, przy kocu i koszu pełnym rozmaitych pyszności. Dzieci krążyły między obszernymi pniami, goniąc się wzajemnie, a ich rodzice szeroko się uśmiechali na ten obraz. Niesamowitym był dla mnie fakt tak beztroskiego, potencjalnie idealnego życia. Pełnego ciepła, uśmiechów, troski.

-Do czasu...

Mruknąłem do siebie, kręcąc głową. Będąc świadomym i świadkiem tyłu okrucieństw i oszustw najbardziej obrzydliwych z ludzkich czynów. Takie widoki nie robiły na mnie najmniejszego wrażenia. Nawet pokusiłbym się, aby do tej szczęśliwej gromadki podejść i wygłosić rażącą prawdę, że nic nie jest wieczne i tak piękne jak tym małym kreaturom się wydaje. Świat mimo że piękny, był doprawdy bezwzględny i okrutny. Niebezpieczeństwo czyhało za każdym rogiem. Tak samo jak na tego małego chłopca, który właśnie biegł w stronę dość głębokiej, dekoracyjnej fontanny. Nie trzeba być geniuszem, by przewidzieć, iż zaraz wpadnie do niej cały. Był zbyt rozpędzony, by w porę się zatrzymać. Za wszelką cenę chcąc wyciągnąć z niej lśniącą w słońcu srebrną monetę. Nachylenie jego ciała było o kilka stopni zbyt duże, a drobne nogi powoli nie nadążały za pędem reszty sylwetki. Proste prawa fizyki...

Nagle nastał jeden pisk, a ja bez wyrazu rzuciłem na zaistniałą sytuację okiem. Chłopiec był już całkiem pochłonięty przez, niby tak czystą bez żadnej skazy wodę. Nie mającą na sumieniu niczyjej śmierci, czy grzechu.

Przewróciłem tylko oczyma i ruszyłem w tamtą stronę. Podszedłem bliżej wapiennej fontanny i zanurzyłem bez wahania dłoń, bym chwycił pięścią tył dzierganego ręcznie sweterka nierozważnego dzieciaka. Jednym silnym ruchem uniosłem go do góry, a z jego drobnego ciała sączyła się chłodna ciecz. Patrzył na mnie tymi przestraszonymi ślepiami skulony co raz pokasłując, a ja skrzywiłem się nieco. Odstawiłem go w końcu na ziemię.

-I na co ci to było?

Zapytałem spoglądając na niego z góry w przestrodze.

-Bohater!

Dosłyszałem za sobą, a z ust wymsknęło mi się drobne przekleństwo. Kobieta podbiegła prędko do swojego syna, trzymając jego prawie już mokrą od łez twarzyczkę w delikatnych, nie skalanych pracą fizyczną dłoniach.

-Skarbie, nic ci nie jest?

Zapytała w panice, sprawdzając drobne rączki podejrzewałem, że trzy latka.

Reflection of Souls «~TAEKOOK~»Where stories live. Discover now