Rozdział 19

561 39 29
                                    

Maraton 2/3

***

— Stój — powiedziała, kiedy zdołała uspokoić oddech. Starała się, żeby żaden szloch nie wyrwał jej się spomiędzy ust, ale to było jak walka z powodzią. Z góry skazane na porażkę.

— Krabiku. Proszę, nie płacz. Nie potrafię znieść twojego zapłakanego wzroku, który mi pokazuje jak strasznie słaba jesteś. — Jego głos drżał. Przepełniony emocjami mężczyzna, zjechał na pobocze. Oparł obie dłonie na kierownicę, a w następnej chwili uczynił to samo z głową.

Może powinna się obrazić za stwierdzenie, że jest słaba, ale to była prawda. Nikt nie musiał wmawiać jej kłamstw, bo i tak by w nie nie uwierzyła.

Słowa, które kiedyś powiedział jej ochroniarz, zawożąc ją do Reece, straciły na wartości.

Ona nie była już tą mądrą i silna kobietą, z której można było brać przykład. Była słaba i złamana… samą myślą nadchodzącego piekła.

— Reece, zrobisz coś dla mnie? — Pytanie, choć zadane niewinnie, kryło w sobie wielką prośbę. — Zatańcz ze mną w deszczu — dokończyła, nie czekając na jego odpowiedź.

Reece podniósł gwałtownie głowę do góry. Na jego policzkach znajdowały się łzy, a oczy były lekko przekrwione.

Dwa spojrzenia, pełne łez i bólu, wpatrywały się w siebie wzajemnie.

— Dobrze, Chelsey.

Wysiedli z samochodu niemal jednocześnie.

Deszcz od razu zmoczył ich ubrania. Chelsey przymknęła powieki, żeby krople wody nie wpadały jej do oczu. Jednocześnie chciała chwilę dla siebie. Czas dookoła zwolnił. Przez te kilka sekund nic się nie liczyło. Nic nie było ważne.

Wystarczyło jedno spojrzenie na jego twarz, a już kompletnie wszystko zniknęło. Cały świat stał się jedynie nic nie wartą mgłą, którą wystarczyło ignorować, by być szczęśliwym.

Jego poświęcenie wzbudzało w niej płomień miłości, którego nie mógł ugasić ani deszcz, który obmywał ich ciała z wszystkich problemów, ani złe sytuacje, które czekały na ich drodze.

Biegiem ruszyła w stronę osoby, która stała się całym światem, a jego szeroko rozłożone ramiona do tego zachęcały.

Wpadła w nie i wtuliła się. Pragnęła zostać w tych ramionach już na zawsze. Ponieważ jej życie zaczęło się dopiero w jego objęciach i tutaj miało się skończyć.

Niespodziewanie ramiona oplatające ją, zacisnęły się mocniej na jej waskiej talii i podniosły ku górze.

Cichy pisk wydobył się z jej gardła a już chwilę później przerodził się on w głośny śmiech. Reece kręcił się wokół własnej osi, również się śmiejąc.

Świat zmieniony w mgłę dla nich zniknął. Byli tylko oni i deszcz, który smagał ich ciała.

Ludzie przechodzący obok nich, uśmiechali się lekko, zazdroszcząc. A to miłości, jaką łączyła tych dwoje. A to sił na takie zabawy. A to radości z życia, jaka od nich biła.

Jednak prawdziwa była tylko ta miłość.

Sił im zaczynało brakować, a radość była pozorna i chwilowa.

— Kocham cię — powiedziała, oplatając mężczyznę nogami.

Następnie na jego ustach złożyła czuły pocałunek.

Czuli, że to były ich najpiękniejsze chwile i już żadne inne nie mogły ich wymazać ze wspomnień.

***

Chelsey pewna siebie wkroczyła do rezydencji.

W przemoczonych ubraniach, z mokrymi włosami na pewno nie wyglądała jak mafijna księżniczka. Jednak czy musiała tak wyglądać by być siebie pewną?

— Chyba muszę cię porwać, żeby twój tatusiek nie wykręcił mi żadnego numeru.

Odwróciła się niczym oparzona w stronę dochodzącego ją głosu. Ten ton poznałaby wszędzie. Bezczelny i arogancki.

— Co — wyszeptała, cofając się lekko w tył. Jego wzrok był przerażający, dopychał ją do ściany i sprawiał, że czuła się osaczona i naga.

— Och, moja mała Chelsey. Nie bój się mnie. Nie jestem taki straszny — przekonywał.

No cóż, dla niej był bardziej przerażający niż najgorsze potwory z dziecięcych lat.

— Twój tatusiek zaczyna coś kręcić, a dziadek to już przesada. — Mężczyzna, albo męska karykatura, jak kto woli, ruszył w jej stronę. Powoli stawiał kolejne kroki, sprawiając, że odległość między nim a dziewczyną, była coraz to mniejsza. 

— Nikt nic nie robi — powiedziała, starając się uspokoić mężczyznę. 

— Mam nadzieję — odpowiedział, opierając dłonie na ścianie też za nią. — Bo już bardzo pragnę pieprzyć cię każdej nocy, kiedy będziesz mieszkać w moim domu.

Następnie spojrzał głęboko w jej oczy i odsunął się o kilka kroków.

— Skyler, co ty tu jeszcze robisz? — do uszu Chel dotarły słowa dziadka. Jego ton głosu jasno wskazywał, że mężczyzna jest tu nie chciany.

— Właśnie wychodziłem, ale spotkałem swoją narzeczoną i chciałem się przywitać — odparł nonszalancko. Włożył ręce w kieszenie i wzruszył ramionami.

Gdyby taki gest wykonał Reece, Chelsey poczułaby w swoim ciele płomień podniecenia, ale kiedy zrobił to jej przyszły mąż, było wbrew przeciwnie.

Poczuła obrzydzenie i jeszcze większy strach przed tym człowiekiem.

— To wyjdź. Musisz poczekać jeszcze tydzień.

Zaskoczony śmiałością Claytona, podniósł brew do góry.

— Naprawdę śmiesz tak do mnie mówić? — prychnął, a Chelsey tylko patrzyła zdziwiona na scenę przed nią.

— To, że mój zięć jest debilny i nie potrafi się tobie postawić, nie znaczy że ja taki jestem. Masz natychmiast opuścić mury tego domu.

Skyler spojrzał z obojętności na dziadka dziewczyny, a następnie nie mówiąc żadnego słowa, odwrócił się i wyszedł.

— On mnie będzie gwałcił. Prawda? — powiedziała patrząc w nieznany punkt przed sobą. Wszystko dotarło do niej z taką prędkością, że nie potrafiła zatamować emocji.

Choć pytanie Chelsey mogło wydawać się głupie, a może nawet i dziwne, dziadek rozumiał jej obawy. A co więcej, był tego niemal pewny, dlatego musiał ratować swoją wnuczkę póki jeszcze był czas.

— Skarbie. Nie płacz — powiedział, kiedy spojrzał na jej zapłakaną twarz. 

— On mi właśnie to powiedział. Nie wierzę, że zmieni zdanie tak po prostu — wyszlochała.

— Uratuję Cię, Chelsey. Obiecuję — powiedział, a następnie przyciągnął ją do swojej piersi.

***

Miłego dnia

Całuski

T.E.M.I.D.A. |18+ ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz