Rozdział 1

2.6K 99 75
                                    

Jak codziennie rano od dwóch tygodni Chelsey jechała samochodem. Jej kierunek wciąż był ten sam. Budynek sądu.

Pusta droga przed nią zachęcała do naciśnięcia pedału gazu, a ciepła pogoda niemal zmuszała do otworzenia szyberdachu.

Puściła głośną muzykę i otworzyła okno.

Kochała te dni.

Kochała te chwile.

Kochała to życie. Samotne. Pełne szczęścia z byle powodu.

Włosy rozwiewały się na każdą stronę. Uśmiech wykwitł na jej twarzy, a z ust uciekały słowa piosenki. Nie umiała śpiewać, ale czy musiała? Nie, kompletnie nie. Najważniejsze było to, że czuła się sama ze sobą dobrze.

Zamknęła oczy, kiedy usłyszała ulubiony moment piosenki. Była na koncercie tego zespołu. Jedyny dzień w jej marnym życiu, który spędziła w pełni tak jak chciała.

Kiedy otworzyła oczy, skręciła agresywnie na drugi pas. Klocki hamulcowe zacisnęły się na kołach, sprawiając, że auto zaczęło hamować.

Zatrzymała się tuż koło czarnego volvo. Na jej oko xc90, ale pewna być nie mogła. Znała podstawy i umiała naprawiać każdy możliwy samochód. Jej dziadek był przewrażliwiony na ten temat.

Zjechała na pobocze, a następnie wysiadła ze swojego pojazdu i ruszyła do mężczyzny, który rozmawiał przez telefon.

Stał do niej tyłem, ale i tak jego plecy okryte materiałem granatowej marynarki, wyglądały zachęcająco.

Podeszła niepewnie. Spojrzała na otwartą klapę, a następnie na silnik. Jego budowa nie była jakoś bardzo pokręcona, na pierwszy rzut oka wiedziała, gdzie co jest i mogłaby pomóc.

— Pomóc jakoś? Wygląda na to, że zostały odłączone przewody. — Pytanie z ust Chelsey padło niespodziewanie. Elegancki mężczyzna odwrócił się i zobaczył coś co sprawiło, że wybuchło w nim podniecenie.

Piękna kobieta ubrana w biały, przyległy kombinezon.

Lekko pokiwał głową, bo jak Boga kochał, nie był w stanie zmusić się do wypowiedzenia kilku słów.

Ogień, który wznieciła w jego ciele kobieta z jasnymi włosami, był jednym z najsilniejszych dotychczas.

Podeszła do otwartego samochodu i zaczęła coś przeglądać i dotykać, a on odwrócił się tyłem.

Musiał odsapnąć. Jego kolega w spodniach stał na baczność, czekając na chwilę uwagi, której nie mógł teraz dostać.

Wciągnął głęboko powietrze, modląc się o chwilę na uspokojenie rozszalałego umysłu.

W ciele blondynki działy się podobne rzeczy.

Nie czuła tego nigdy. Faktycznie spotykała na swojej drodze wielu przystojnych mężczyzn, ale żaden nie był otoczony taką aurą męskości i siły. Czuła w swoim ciele wielką falę podniecenia. Sutki stanęły, domagając się pieszczot.

Oboje oczekiwali swojej uwagi, ale oboje wiedzieli, że nie mogą tego sobie dać.

Oboje się spieszyli.

Oboje wstydzili się zgadać, bojąc się odmowy.

Mogło to być ich jedyne spotkanie, ale oboje błagali w myślach by los postawił ich jeszcze raz na swojej drodze. W lepszych okolicznościach. Gdzie podniecenie było normalnością. Gdzie szybki seks był dopuszczalny. Gdzie mogliby bliżej się poznać, a żeby nie wyglądało to głupio.

— Niech Pan odpali silnik. Sprawdzimy czy działa. — Zanim powiedziała te kilka słów, musiała uspokoić drżący oddech. Głos nie mógł jej zadrżeć, ale to zrobił.

Słysząc to, mężczyzna podszedł do niej. Nie wytrzymał, a świadomość, że kobieta jest otoczona tymi samymi emocjami co on, tylko działała mu na korzyść.

Musiał choć poczuć zapach jej perfum. Musiał poczuć ciepło jej ciała. Musiał dotknąć jej skórę i zbadać fakturę, by zapamiętać ją i śnić o tym samotnymi nocami. Albo tymi z towarzystwem również. Nie wyobrażał sobie teraz nikogo innego w jego łóżku niż jej.

Cudownej nieznajomej.

I tym wydał na nich wyrok. Wyrok wiecznego pożądania. Wiecznego oddania. Wiecznego bycia wiernymi sobie.

Stanął tuż za jej pochylonym ciałem. Czuł ją. Dokładnie w ten sposób, by zostać uzależnionym od jej ciała.

Ręce położył na samochodzie tuż przy jej opartych biodrach.

Wciągnęła powietrze. Podobało jej się to. Ta bliskość. Jego zapach. Jego zachowanie. Jego mowa ciała.

— Kim jesteś, piękna nieznajoma? — Zapytał, owiewając ciepłym powietrzem jej ucho.

Chelsey przeszedł dreszcz podniecenia. Wszystko skumulowało się u zbiegu ud. Lekkie skurcze w podbrzuszu, sprawiały przyjemność.

— Kimś kogo nie możesz mieć, przystojny nieznajomy. Choćbym ja sama bardzo tego pragnęła.

Odsunęła się w bok i ruszyła do swojego samochodu. Schowała się w nim niczym największy tchórz i z szybko bijącym sercem,  odjechała.

***

Najlepszym kołem ratunkowym dla Chelsey, nieważne w jakiej sytuacji, była kawa.

Święty napój dający życie i siły na każdy dzień, niczym ambrozja.

Chelsey wyrzuciła do kosza na śmieci kartonowy kubek. Nie lubiła ich. Kiedy piło się ten cudowny napój, papier rozpuszczał się w ustach, powodując niemiłe uczucie, a smak stawał się wręcz obrzydliwy.

Podniosła wciąż zamglony wzrok i lekko się rozejrzała.

Wzięła głęboki wdech i pewnym krokiem ruszyła w stronę recepcji.

Czarne szpilki odbijały się od posadzki, wydając z siebie głośny odgłos. Chelsey poprawiła lekko torebkę, która zaczęła się zsuwać z ramienia.

Kolejny dzień na sali rozpraw, podczas, którego musiała dać z siebie wszystko, by utrzymać się na powierzchni.

***

Nietypowy wstęp, ale ja chyba takie bardzo lubię.

Miłego dnia

Całuski <333

T.E.M.I.D.A. |18+ ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now