Rozdział 38

446 25 18
                                    

Widok jaki zastał Jimmy nieco go zdziwił. Tylko nieco, ponieważ chwilę przed wyjściem na taras został ostrzeżony przez Lily, czyli matkę Reece, którą nawiasem mówiąc, bardzo cenił za wszystko co robiła. W jego oczach była złotą kobietą, która zasługiwała na wielkie brawa i gratulacje.

Wiedział również jak bardzo brak dziewczyny osłabił tego mężczyznę fizycznie i zniszczył psychicznie. Jednak widok tak zbłąkanego przyjaciela zawsze jest niczym kubeł zimnej wody na głowę.

Czarnowłosy podszedł bliżej i położył płasko dłoń na ramieniu swojego kompana jeszcze z czasów, kiedy bawili się w piaskownicy.

— Pamiętasz jak złamane miałeś serce, kiedy Lucy odrzuciła twoje amory — zapytał, stając ramię w ramię z chłopakiem. Zdjął swoją rękę z ciepłego barku mężczyzny i oparł swoje przedramiona na kamiennej balustradzie. Swój wzrok skierował wprost przed siebie, zawieszając go gdzieś na fontannie skąpanej w mroku późnej pory.

— Przestań — odparł jego, nadal, rozgoryczony przyjaciel, szturchając go łokciem w żebra w znaku sprzeciwu.

— Ale ja nie żartuję, naprawdę pytam, czy pamiętasz — Jimmy drążył dalej z kamienną twarzą.

— Tak — odparł jego zirytowany rozmówca, po czym mocno zacisnął szczękę.

— Wtedy ci się wydawało to końcem świata. Płakałeś, a ja obiecałem, że kiedyś znajdziesz kogoś jeszcze lepszego. I znalazłeś. — Spojrzał na profil Reece, który już po chwili również odwrócił ku niemu swoją twarz. — To widać. Przechodzisz właśnie test od losu, ale ty przejdziesz go pozytywnie. Wytrzymasz jeszcze kilka dni, a ona wróci do ciebie. — Wzrok Reece lekko się zaszklił.

— Skąd to wiesz? — zapytał załamującym się głosem. Jego dłonie zacisnęły się na jeszcze lekko ciepłym kamieniu. Sygnet na jego palcu delikatnie wbił się w jego skórę powodując ukłucie bólu, które niczym uczucie ciepła rozeszło się po całej dłoni.

— Bo widzisz, ona wróci, czuję to wewnątrz. Ty też pewnie czujesz. To kiełkujące uczucie nadziei, radości, w pewnym momencie przysłoni poczucie tęsknoty, żalu, rozgoryczenia — powiedział z pewnością w głosie, przez którą Reece zaczął wierzyć w jego słowa.

— Coraz częściej przyłapuję się na myśli, że nawet jak wróci to nie będzie mnie chciała. Bo czemu ma mnie chcieć? Przecież to ja jej nie ocaliłem. To ja zawaliłem i pozwoliłem odejść.

Jego serce z każdym wypowiadanym słowem pękało coraz mocniej. Chciał zagłuszyć te myśli a równocześnie wypowiedzieć by uleciały niczym para wodna wydobywająca się z każdym oddechem.

— To w jakiś sposób zrozumiałe. Spójrz na ten kamień. Jest jeszcze ciepły mimo, że słońce zaszło już jakiś czas temu — stwierdził.
— A co to ma wspólnego ze mną? —zapytał, nie rozumiejąc intencji przyjaciela.

— To się skup a nie przerywasz — zrugał go, posyłając mu ostre spojrzenie, które spotkało się z lekko przygaszonymi oczami przyjaciela. — Chodzi o to, że Chelsey była twoim słońcem. Ty jesteś tym kamieniem. Z chwili na chwilę coraz bardziej tracisz poczucie, że jest twoja. Ale to jest normalne. I uwierz, że kiedy tylko wróci do twojego życia, oboje staniecie na nogach.

Reece ciągle w głowie powtarzał jego słowa, aż w końcu zrozumiał, że ten mężczyzna miał pieprzoną rację.

Chelsey była jego słońcem, w której obecności czuł się najlepiej a jego serce, dotąd skamieniałe przez lód samotności, ożyło by rozkwitnąć miłością.

— O ile tym razem się nie zachlejesz, mogę zaproponować ci szklankę wybornego whisky — zaproponował w końcu Jimmy.

— Nie, jeśli nade mną zapanujesz. Nie wiem, w którym momencie rzucę się na butelkę — parsknął, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, który niestety nie dotarł do, nadal wypełnionych tęsknotą, oczu.

— No to chodźmy. Ostatnio i tak wystarczająco mnie zaniedbałeś — sarknął, po czym zaczął się śmiać. — Idziemy chlać — oświadczył, dumnie wypinając pierś. Uniósł obie dłonie do góry w geście zadowolenia, a na twarzy pojawił się lekki uśmieszek.

Zdecydowanie nie należał do grona abstynentów, więc myśl o piciu alkoholu bardzo go ucieszyła. Miał ochotę teraz zachowywać się niczym małe dziecko, któremu rodzic powiedział, że dostanie nową zabawkę. Czyli zacząć podskakiwać i uśmiechać się niczym psychopata.

— Czekaj — odparł pośpiesznie Reece, zatrzymując przyjaciela, który już ruszył ku drzwiom. — Muszę zadzwonić — dopowiedział, siadając na drewnianym, bujanym krześle.

Drżącymi dłońmi wybrał odpowiedni numer I przyłożył urządzenie do ucha.

— Zwołasz naradę? — zapytał od razu, kiedy jego rozmówca odebrał. — Chelsey to bardzo mądra kobieta. Trzeba jeszcze załatwić przylot do Kiry. Ona z tego wyjdzie.

Clayton zamilkł. Nie mógł wydusić z siebie nawet pojedynczego słowa, a co dopiero zdania. Mimo, że słowa Reece były wypowiedziane chaotycznie, ich najważniejszy sens do niego dotarł. Chelsey miała być wolna.

Ciepło rozeszło się po jego ciele, a promieniało od serca, które od jakiegoś czasu biło wolniej niż zwykle. Teraz zaczęło wyrywać się z piersi, drgało mocno i szybko.

Gdzieś w tle usłyszał odgłos sygnalizujący zakończenie połączenia, lecz nie zwrócił na to większej uwagi.

Chciał, tak mocno pragnął, by znalazła się w jego ramionach. Chciał ją przeprosić, głównie za swoją bezczynność. Za to, że nie dotrzymał danego słowa.

Przymknął powieki, dziękując w myślach Bogu za to, że ten okres beznadziei zmierzał ku końcowi.

Nie znał szczegółów, ale wiedział, iż niedługo się ich dowie a wtedy będzie w końcu mógł pomóc, zagłuszając wyrzuty sumienia.

***

— Jaki jest jej stan zdrowia? — zapytała pielęgniarka, wchodząc do przedsionka tuż przy sali intensywnej terapii. Bardzo przejęła się dziewczyną. Kiedy znalazła ją tego wieczora pod klubem jej serce zatrzymało się na kilka sekund. Jej skóra była biała, momentami powlekana lekko niebieskimi żyłami. Z rany na brzuchu sączyła się krew, a sama kobieta leżała w kałuży tej ciemno czerwonej cieczy. Kobieta przymknęła powieki usilnie starając się usunąć ten obraz ze swojej głowy.

— Ciężki, choć zauważamy lekką poprawę — odparł lekarz, odwracając się w jej stronę. — Jest silna. Organizm walczy. Jeśli dzisiejszego dnia się nie zatrzyma, wyjdzie z tego. Dobrze, że ją znalazłaś. Kilka minut później i nie byłoby czego zbierać — posłał jej pocieszający uśmiech po czym pospiesznie odwrócił się i wyszedł z pomieszczenia.

***

Miłego dnia, myszki. Czekam na Wasze opinie. Do zobaczenia, mam nadzieję, już niedługo.

Całuski <333

T.E.M.I.D.A. |18+ ZAKOŃCZONEOù les histoires vivent. Découvrez maintenant