Rozdział 41

412 23 34
                                    

Hej! Miłego czytania!

***

Strach.

To było jedyne uczucie, które towarzyszyło jej kiedy uklękła w błocie a tuż przed jej twarzą pojawiła się broń.

Potem pojawiła się tęsknota.

Chciała jedynie jeszcze go zobaczyć. Usłyszeć jego głos. Dotknąć jego ciepłego ciała. Pozwolić by otulił ją swoimi ramionami.

Przymknęła wypełnione łzami oczy. Nie potrafiła ocenić kiedy jej życie tak się zepsuło.

Kiedy usłyszała charakterystyczny odgłos przeładowania broni otworzyła powieki. Czy chciała spojrzeć na twarz człowieka, który zmienił jej życie w jeszcze gorsze piekło niż to w którym była przed poznaniem jego? A może chciała spojrzeć w jego obłudne oczy, które za każdym razem wyrażały jedynie niechęć w jej kierunku?

Może chciała ujrzeć w nich skruchę? A może żal, że ona, jako młoda kobieta po wielu przejściach, musi odejść z tego świata w tak przedwczesnym czasie?

Wzięła głęboki oddech i uniosła swój podbródek by spojrzeć na jego oblicze.

Ona. Brudna od zimnego błota, w którym klęczała. Z czerwonymi policzkami od płaczu, który co chwilę ogarniał jej ciało. Trzęsąca się z zimna. Z oczami z których wręcz wylewała się niema prośba.

Ale jej widok wcale go nie ruszył. On wręcz go tylko wzmacniał i podniecał. Obraz jej zniszczonej, totalnie zdeptanej było niczym radosna ballada dla jego duszy. Oczy miał puste, a jednocześnie gdzieś głęboko pełne nienawiści.

Ale ona hardo w nie patrzyła. Kątem oka dostrzegła ruch jego palca, który zaczął napierać na spust.

Usłyszała huk wystrzału, jednak ból fizyczny nie nadszedł.

Czy była już tak zmęczona, że nawet w momencie śmierci nie czuła już nic? A może już za chwilę jej ciało miała zalać fala bólu?

Z resztą, było jej to obojętne. Za chwilę i tak miało jej nie być na tym świecie. Nawet największy ból fizyczny nie mógł być przeszkodą dla wiecznego odpoczynku, którego tak pragnęła. Spuściła wzrok na ziemię, jakby starała się pożegnać wszystko co materialne, rzeczywiste i tak bolesne.

Jednak broń, skierowana w jej kierunku, nie wystrzeliła.

W sercu Skylera wykiełkowało poczucie strachu. Obawa o jego życie sprawiło, że serce mocniej zaczęło pompować krew, a jego rytm znacznie przyspieszył. Na skroni pojawiła się kropla potu. Opuścił lekko broń i spojrzał w tył.

Intensywna zieleń spojrzenia sprawiła, że po plecach Skylera przeszedł dreszcz.

Obrócił się w stronę przybyłego mężczyzny i przyjął wyluzowaną postawę, jakby to miało go jakoś uratować przed człowiekiem, który już nie chciał a nawet nie potrafił mu odpuścić.

Tymczasem Chelsey podniosła się ostatkiem sił z ziemi i spojrzała ponad ramieniem swojego kata. Zatrzymała na chwilę spojrzenie na jego twarzy i wszystko w nią uderzyło niczym fala tsunami.

Emocje jakie zalały jej głowę i ciało powaliły ją znowu na ziemię. Nie mogła opanować szlochu, który wyrwał się jej z ust. W myślach dziękowała Bogu za możliwość zobaczenia go ponownie, a z drugiej za jeszcze chwilę życia.

Kiedy usłyszała wystrzał broni, a chwilę później ciało jej oprawcy osunęło się na ziemię, jej ciało opanowała ulga. Jeszcze głośniejszy szloch wydobył się z jej ust. Leżąc na ziemii zwinęła się w kulkę, niemal dusząc się od płaczu. Płuca boleśnie się ścisnęły, a następny oddech wydawał się niemożliwy do wzięcia. Wiele myśli przesuwało się w jej głowie, ale żadna nie była teraz na tyle ważna by chociaż starała się ją zakodować.

Nagle na swoich plecach poczuła dotyk męskiej dłoni. Ciepło rozeszło się po jej skostniałym z zimna ciele. Ten dotyk był tak kojący i tak cudowny, że nie chciała by kiedykolwiek się kończył. Pragnęła by jego obecność nie okazała się jedynie złudnym wrażeniem, które przysunął przed oczy jej umysł, który szalał z braku Reece.

Jednak w momencie, kiedy jego dłoń zaczęła się przesuwać po jej ciele, wiedziała, że on tu jest.

— Oddychaj, Chelsey. — Jego głęboki głos zabrzmiał tuż przy jej uchu, a jej ciało bezwiednie go posłuchało. Nowa porcja tlenu została wtłoczona do jej płuc. — Grzeczna dziewczynka — pochwalił ją zabierając jej włosy z twarzy. Spojrzał głęboko w jej oczy. Jego kryły wielką radość, choć był też ból i strach. Za to z jej nie dało się niczego wyczytać, były kompletnie puste.

Jego ramiona oplotły jej mizerne ciało podnosząc ją ku górze. Jego serce wybijało dość szybki rytm, jednak dla niej był to przepiękny dźwięk, którego chciała słuchać już do końca życia. Chciała zostać tu, w jego ramionach, już na zawsze.

Uwielbienie do jego osoby wzrastało z każdą najmniejszą sekundą. Jeśli wcześniej go kochała to teraz było to oddanie i niekończąca się lista pozytywnych emocji. Jej serce zaczęło bić w tym samym rytmie co jego. W rytmie miłości i uwielbienia, oddania ponad śmierć.

Teraz już nic nie było w stanie ich rozdzielić, to właśnie czuła kiedy niósł ją w stronę czarnego volvo, którym tak lubiła jeździć, który sprawił, że się poznali, który splótł ich losy, który dał im szansę.

Dopiero kiedy wsiedli do auta, a jego dłoń pojawiła się na jej kolanie poczuła, że jej życie dalej będzie się toczyć, że... żyje.

Bo jej życiem był on.

***

Miłego dnia

Całuski <33

T.E.M.I.D.A. |18+ ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now