Rozdział 30

445 30 19
                                    

Maraton: 6/6

Na dziś niestety kończymy. Widzimy się jutro ;)

***

Kiedy zobaczyła swojego męża, przez jej ciało przetoczyła się cała gama emocji. Poczynając od zaskoczenia a kończąc na strachu, który czuła już wystarczająco często.

Był na początku schodów, ale jego mina nie zapowiadała nic dobrego.

Rozejrzała się chaotycznie wokół siebie, jakby próbowała znaleźć pomoc. Jakby czekała, że ktoś podejdzie do niej i zaproponuje ratunek. Przecież było tu tyle osób. Ktoś musiał coś zauważyć, usłyszeć, a ostatecznie zrobić. Ale nikt nie znalazł w sobie tyle odwagi, by chociaż wspomóc rozmową.

Była wśród ludzi, a oni wydawali się jej tylko gęstą, szarą mazią, która jedyne co zrobi to pociągnięcie cię w dół.

W tym czasie, jej rozmyślań, starszy mężczyzna zdążył pojawić się obok niej.

- Idziemy, Chelsey - warknął, łapiąc ostro za jej ramię.

Wnętrze budynku było bogato zdobione. Wszystko pokryte było złotem, nawet sufit.

Chelsey przytłoczył ten widok. Próżni ludzie poruszający się po marmurowych posadzkach i abstrakcyjne obrazy powieszone na ścianach, wiele miały ze sobą wspólnego. Bowiem nie mieli żadnego zastosowania, mogli tylko cieszyć oko wystawną wersją siebie.

- Muszę do łazienki - szepnęła, nachylając się w stronę jego ucha. Mówienie ściszonym tonem weszło jej w nawyk.

- Idź. Masz dziesięć minut. Potem zacznę cię szukać, a to źle się dla ciebie skończy - zagroził. Czuła, że skutki pójścia do łazienki mogły być bardziej bolesne, niż to konieczne, ale potrzebowała chwili dla siebie. Chwilę dla złapania oddechu. Chwilę by ułożyć sobie myśli w głowie choć trochę.

Czemu jej życie było takie trudne? Czemu choć raz nie mogła mieć prostego życia?

Wyrwała rękę z objęć jej męża i pobiegła w stronę toalety. Kiedy była już w pomieszczeniu uparła się o kamienny blat przy umywalce.

- Wszystko w porządku? - zapytała nieznajoma kobieta, wychodząc z kabiny toalety.

- A czy wyglądając jak ja, może być coś w porządku? - odpowiedziała sarkastycznie.

Nie wiedziała skąd w niej tyle śmiałości. Albo może zaufania. Trzecią opcją było to, że jej odwaliło i przestała podejmować racjonalne decyzje.

- Kurwa - prychnęła, jakby... do siebie? Chelsey absolutnie nie zrozumiała zamiarów długowłosej, wiec stanęła do niej twarzą. - Jestem debilką - przyznała. - Przecież to... kurwa. Przepraszam - wyszeptała, podchodząc do niej. - Wybacz mi moje zmieszanie. Jak mogę ci pomóc?

Wypowiadając te słowa, zrobiła coś, czego Chelsey absolutnie się nie spodziewała. Rozstawiła szeroko swoje ramiona, sprawiając, że dziewczyna nie mogła dłużej wytrzymać bez chwili czułości. Chciała przytulić się do jej piersi i wsłuchać się w uspokajający dźwięk bicia jej serca.

Nie zwlekała ani chwili dłużej. Postawiła kilka kroków i objęła ramionami tułów dziewczyny.

Różnica ich wzrostu była niewielka, co uniemożliwiało Chelsey spełnienie jej wcześniejszego zamiaru, ale mimo wszystko ramiona dziewczyny o ciemnych włosach, dały poczucie bezpieczeństwa.

- Od niego nie da się uciec, dlatego o mnie zapomnij - poprosiła.

- Nie zostawię Cię tak - zaprotestowała kobieta. - Kim on jest?

- Skyler Campbell. - Jej szczęka zacisnęła się, kiedy wypowowdziała jego imię, a jeszcze mocniej, gdy nazwisko. Nie znosiła go. Musiała znosić przez niego tyle bólu i cierpienia.

- Boże, przecież to samobójstwo. Zorganizuje wszystko, abyś uciekła. Masz mój numer telefonu - wyjęła z torebki karteczkę i długopis. Szybko zapisała na nim ciąg liczb i podała dziewczynie. - Proszę, wręcz błagam, zadzwoń. Mam dojścia i spróbuję zrobić wszystko by cię uratować.

Ciemnowłosa ruszyła do drzwi.

- Jak masz na imię? - zapytała Chelsey, kiedy nieznajoma stała już przy drzwiach.

- Laurel. Nie narażaj się, zadzwoń, kiedy będzie to możliwe. Uratuję Cię - powiedziała pospiesznie, a następnie wyszła z łazienki. Chelsey spojrzała ponownie w lustro.

- Dziadek miał mnie uratować - mruknęła, spoglądając sobie w oczy. Szukałam w nich resztek smutku, ale zdążyła go zamaskować.

Z zadumy wyrwało ją walenie w drzwi. Ręce zaczęły się pocić, a ciało delikatnie drżeć.

Zrobiła kilka kroków w stronę drewnianej płyty. Zamknęła oczy i głęboko wciągnęła powietrze w płuca. Otworzyła oczy i szybko, jakby starając się by już było po wszystkim, to samo zrobiła z drzwiami.

Jej oczom ukazał się mąż.

- Wiesz co to znaczy dziesięć minut? - zapytał wściekłym tonem. Był czerwony na twarzy, a całe ciało dygotało ze złości. - Ja już cię nauczę punktualności, dziwko.

Chelsey nawet nie zdążyła nic powiedzieć, a on już trzymał ją za włosy.

W oczach dziewczyny pojawiły się łzy, które powoli spływały po jej policzkach. Każda łza była zapłatą za odwrócony wzrok kogoś będącego sali.

T.E.M.I.D.A. |18+ ZAKOŃCZONEOnde histórias criam vida. Descubra agora