Rozdział 36

428 24 26
                                    

— Szybko biegniemy do mojego samochodu. Wsiadasz na tylne siedzenie — poleciła brunetka.

Laurel otworzyła drzwi i od razu ruszyły biegiem w stronę pojazdu, jednak zatrzymał je dźwięk przeładowania broni.

— Wiedziałem, że to wyjście, to głupi pomysł. Nie sądzisz, Yasmin? — zapytał Skyler, mierząc bronią prosto w nią.

— Może troszkę — odpowiedziała brunetka, posyłając mu sarkastyczny uśmiech.

— A ty nadal nie potrafisz, okazać szacunku — prychnął, a następnie strzelił.

Laurel poczuła ostry ból w okolicy brzucha, choć nie potrafiła powiedzieć, gdzie dokładnie, bo ból rozlewał się po całym ciele. Oczy zaszły czarną mgłą, a w uszach świszczało. W głowie zaczęło jej się kręcić, jakby świat nagle zaczął wirować.

Odruchowo podniosła dłonie i przycisnęła je do miejsca, które najbardziej bolało. Poczuła na nich gęstą i ciepłą ciecz. Nie chciała patrzeć na swój brzuch, jednak ciekawość była większa. Spojrzała w dół, gdzie dostrzegła stale powiększającą się plamę krwi.

— Może to cię czegoś nauczy — mruknął podchodząc coraz to bliżej kobiet.

Za to Chelsey po prostu zaczęła płakać. Chciała przesunąć się do przyjaciółki, która ledwo trzymała się na ugiętych nogach, ale wtedy Skyler przeniósł swoją broń na nią. Automatycznie jej ciało się spięło, oczekując na ostry i przeszywającym ból postrzelenia. Lecz nie nadszedł ani on, ani żaden inny.

Za to jej mąż stale przybliżał się do nich. Kiedy był już tylko kilka kroków przed nimi, Laurel osunęła się na ziemię. Czerń, która ją otaczała, była wręcz przerażająca. Pragnęła wierzyć, że to tylko tragiczny sen, z którego zaraz się obudzi, ale nic takiego nie nadeszło. Kolory świata nie wróciły na swoje miejsce, w głowie nie przestało się kręcić, brzuch nie przestał boleć. Za to bolesna świadomość, iż umiera, pojawiała się coraz częściej.

Chelsey widząc stan przyjaciółki nie potrafiła nadal stać i bardziej martwić sie o swoj stan. Upadła na kolana obok niej, głośno szlochając. Przyłożyła swoją dłoń do jej rany, starając się tamować krew. Zdjęła z siebie czarną marynarkę i położyła ją na ranie. Następnie położyła na materiale bezwładną rękę Laurel, by materiał nie zsunął się, kiedy Chel zabraknie. Dotykając jej zimnych dłoni, lekko się wzdrygnęła. Bowiem zdała sobie sprawę w jak kiepskim stanie jest brunetka.

— Bądź silna — Chel wyszeptała niemal błagalnie.

Chwilę po wypowiedzeniu tych słów, poczuła silny uścisk męskiej dłoni na swoim ramieniu, który podniósł ją ze żwirowej drogi.

Chelsey przez łzy zebrane w oczach, miała rozmazany obraz. Niewiele widziała, jednak dostrzegła dużego sufa, w którego stronę zmierzali.

Od razu otworzył tylne drzwi i wepchnął tan kobietę.

— Powinienem wrzucić cię do bagażnika, ale jeszcze coś zrobisz i znowu będę się denerwował — syknął w jej stronę. Sama Chelsey nie widziała możliwości zrobienia czegokolwiek siedząc w bagażniku, ale skoro postanowił dać jej możliwość każdy, jak normalnemu człowiekowi, czemu miała się kłócić?

Sam usiadł wygodnie na fotelu kierowcy i ruszył z piskiem opon. Niemal od razu wyciągnął telefon i wybrał odpowiedni numer.

Chelsey przycisnęła policzek do zimnej szyby i spojrzała na coraz to bardziej oddalające się ciało Laurel, które nadal bezwładne leżało na drodze.

Blondynka błagała w myślach Boga by uratował życie dziewczyny. Nigdy bowiem nie pomyślałaby o tym, że to życie starszej dziewczyny zostanie zagrożone. Zawsze myślała, że to ona pierwsza umrze. Może faktycznie stała się zbyt egocentryczna i nie dostrzegła jak bardzo narażała się dla niej brunetka? Pod powiekami poczuła gorące łzy.

— Halo — powiedział, kiedy jego rozmówca w końcu odebrał połączenie.

— Dzień dobry, Skyler — odparł lekko zdziwiony Reece, choć starał się tego nie okazać swoim tonem.

— Zbierz radę. Szykuje się nam niezła jazda — zażartował starszy mężczyzna. Uważał, że jego żart był conajmniej śmieszny, ale niestety po drugiej stronie telefonu nie rozległo się żadne rechotanie ani śmiech. Szybko odchrząknął i dodał — Mamy do obgadania zachowanie mojej uroczej żonki.

Reece, który dotychczas poruszał się w te i we w te, ponieważ gotował, nagle się zatrzymał. Z dłoni wypadła mu torebka mąki, która dosłownie po chwili pokryła brązowy parkiet.

— A co się stało? — spytał, ciągle nie potrafiąc się poruszyć.

— Zdradziła mnie, suka. Ale spokojnie. Rozwiedziesz nas, zajebę ją jak psa i będzie cudownie.

Chelsey przysłuchiwała się uważnie słowom wydobywającym się z ust Skylera. Musiała przyznać, że mężczyzna bardzo łatwo wpadł w sidła zastawione na niego przez nią i Laurel. Była wręcz zdziwiona jak mężczyzna idealnie poszedł ścieżka ich planu. Jak najbardziej, cieszyła się z tego powodu, ale mimo wszystko szala przechylała się na stronę żalu i strachu o przyszłość. Może gdyby chociaż usłyszała głos swojego mężczyzny, bardziej uwierzyłaby w zwycięstwo ich planu.

— Dobra, muszę zawieźć ją do domu i odpowiednio się nią zająć. Do usłyszenia niedługo — odparł, niemal radosnym tonem, do urządzenia, które trzymał przy swoim uchu.

Kobietą wstrząsnął dreszcz przerażenia. Czy to był koniec? Jego dobry humor wróżył dla niej wielkie piekło, przez które będzie musiała przejść sama. Ponownie przejdzie ścieżką bólu, cierpienia, żalu i tego okropnego poczucia niemocy.

A na końcu ścieżki będzie tylko światło nadziei, że wszystko kiedyś się ułoży, albo śmierć, która od razu przyniesie ulgę.

T.E.M.I.D.A. |18+ ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now