Rozdział 42

425 22 40
                                    

Rozdział dedykowany @Ajaks2931 za to, że jesteś...

***

Jej widok złamał mu serce i jednocześnie je skleił. Nie mógł na nią patrzeć, a jednocześnie pragnął robić to do końca życia. Krzywda jaką jej zrobili... Jaką zrobił jej on, ten potwór, łamał serce a tymczasem napełniał jego ciało taką furią jak jeszcze nigdy.

Mimo przerażenia i obaw jakie schwytały w swoje szpony jego myśli objął ją ramionami i zaniósł do samochodu.

Dopiero wówczas te wszystkie złe emocje odeszły. Miłość zakwitła w jego sercu, jakby była różą obudzoną po zimie ciepłymi promieniami słońca. Bo jego słońcem była ona. I tylko ona była w stanie obudzić jego skamieniałe serce.

Wdzięczność opanowała jego myśli, kiedy wsadził ją do swojego samochodu. Dziękował Bóstwom, do których się modlił. Dziękował losowi, że znowu są razem. Dziękował jej... za to, że się nie poddała. Zdawał sobie sprawę, że pewnie nie raz przeszło jej przez myśl by zakończyć swoje życie. A mimo to walczyła, wytrwała.

Teraz mogli wrócić do domu.

Tylko czy tego pragnęli? Wrócić do zimnych pomieszczeń, białych ścian bez zdjęć, mebli bez sentymalnego znaczenia?

Dom tworzyli tu i teraz. Będąc razem.

Nie musieli nigdzie jechać, jeśli już tutaj dostawali to czego pragnęli.

Natchnięty tą myślą Reece podniósł swoją dłoń i płynnie ruszając samochodem, położył swoją dłoń na kolanie swojej miłości.

Wierzył w siebie, wierzył w... nich. Teraz już nic nie mogło ich rozdzielić. Skoro nawet niesprzyjający los i śmierć nie dała rady, to jaki człowiek da?

Cisza zapanowała w samochodzie. Lecz była ona kojąca, pomagająca uleczyć wszystkie wewnętrzne rany, które tak mocno ich bolały. Oboje cierpieli, ale teraz kiedy byli razem... Ten ból wydawał się jakby mniej dokuczliwy.

— Przepraszam — wyszeptał w końcu po długich przemyśleniach. Jego wzrok lekko się zaszklił, a dłonie zaczęły drżeć.

— Za co? — zapytała zmieszana Chelsey. Zachowywała się jakby ktoś wyrwał ją z basenu problemów, spraw, które skutecznie blokowało jej logiczne myślenie.

— Za to wszystko co cię spotkało, za to co nas spotkało — odparł z przejęciem, a z jego ust uciekł cichy szloch. Chciał nie płakać, naprawdę nie chciał tego robić. Pragnął być dla niej silny, pokazywać jej, że dadzą radę, że jest dla niej wsparciem i podporą. Tymczasem płakał, pokazywał swoją słabość.

— Reece — wydusiła. — Nawet tak nie mów — kontynuowała ze ściśniętym gardłem. — To nigdy nie była twoja wina. I nigdy nie będzie — zapewniła.

— Ale i tak czuję się winny — westchnął, zabierając dłoń z jej nogi by otrzeć łzy z policzków.

— Zjedź na pobocze — zaproponowała. — Ale to nie będzie miła rozmowa — uprzedziła, a kiedy ich spojrzenia się spotkały, wybuchnęła śmiechem przez łzy, które również powolnym ruchem toczyły się po jej policzkach.

Jego kąciki ust również lekko drgnęły ku górze. Kochał jej dominację i jej pewność siebie. Taka była wtedy... kiedy spotkali się po raz pierwszy.

Bez głosu sprzeciwu wypełnił jej polecenie i zjechał na pobocze, gdzie już po chwili zgasił silnik.

Nie miał odwagi spojrzeć na nią, a już na pewno nie prosto w jej oczy, które zapewne wyrażały tak wielki ból, że byłby on w stanie przykryć cały świat, niczym czarna mgła i sprawić, że żadne światło nadziei nie docierało by do żadnego z ludzi tu żyjących.

— Nic nie zniszczyłeś, jeśli ktoś jest tu jest winny to ja — podkreśliła pewna swoich słów. Opuściła swój wzrok na kolana, lecz kątem oka zobaczyła jak mężczyzna gwałtownie kręci głową.

— Proszę — wyszeptał drżącym od emocji głosem. — Proszę — powtórzył a z jego oczu wyciekły kolejne gorące łzy, które powolnym, niczym przekwitanie kwiatów, ruchem spływały po jego policzkach. — Pozwól mi wziąć tą winę na siebie. Wycierpiałaś wystarczająco — przekonywał ją, a jego oddech znacząco przyspieszał z każdą sekundą.

— Reece — odparła, przymykając powieki. Jej serce było ciężkie niczym kamień, przez co naciskało na wszystkie inne narządy, w tym żołądek, którego zawartość, choć niewielka, unosiła się ku górze z każdym wziętym oddechem. — Jak mam Ci na to pozwolić? Zniosłam już dużo, to nawet mnie nie dotknie — stwierdziła, otwierając oczy, które przeniosła na jego osobę.

Po raz kolejny chciał zaprotestować jednak kątem oka zobaczył czarny samochód, który coraz szybciej zbliżał się w ich stronę. To był niemal odruch, kiedy położył na jej głowie swoją dłoń i pociągnął ją w dół co sam uczynił. Kilka sekund, kilka ciężkich oddechów i strzały. Dużo strzałów. Kule przecinały ze świstem powietrze. Szyby kruszyły się pod wpływem ołowiu. Metal samochodu się łamał. Jednak najważniejsze było to, że żadna z rąk śmierci ich nie dotknęła. Żadna nie trafiła w ich ciało i nie sprawiła bólu, który przywoływał ją. Panią życia i śmierci, która rozstrzygała czy człowiek miał się zostać tu, na świecie, czy trafić w zaświaty. Kiedy samochód przejechał, Reece podniósł się i odpalił silnik. Nie spojrzał nawet w kierunku Chelsey. Wiedział, że nic jej się nie stało. Poczułby gdyby było inaczej.

Jego, niegdyś, piękny samochód ruszył z miejsca z piskiem opon. Czarny samochód już zdążył zawrócić, a Chalsey podniosła swoje ciało. Jej oczy były zapłakane. Liczyła, że to już koniec. Jednak jej horror jeszcze się nie skończył i miał potrwać jeszcze wiele dni.

***

Dziękuję za to, że jesteście.

Do zobaczenia w następnym rozdziale ;)

Miłego dnia

Całuski <3333

T.E.M.I.D.A. |18+ ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now