Rozdział 43

447 22 24
                                    

Jazda samochodem minęła dość szybko. Głównie dzięki temu, że podczas tych kilkunastu minut wykonali dwa ważne połączenie. Pierwsze było do Kiry, która skierowała ich na lotnisko, na którym miał czekać na nich jej prywatny samolot, a druga rozmowa była z dziadkiem Chelsey.

Clayton miał znaleźć się na tym lotnisku niemal w tej samej chwili co oni.

Dodatkowo miał zabrać ze sobą pewną osobę, ale postanowił zachować w sekrecie kogo.

Dlatego blondynka siedziała na fotelu niczym na szpilkach. Każda sekunda zwiększała pragnienie poznania odpowiedzi już, natychmiast. Bała się kogo zobaczy, a jednocześnie wiedziała, że nikogo widok nie zrani jej aż tak mocno, jak to co już widziała.

Wchodząc do hali wzrok Chelsey od razu spoczął na brązowych włosach. Łzy pojawił się w jej oczach, a nogi w jednym momencie się ugięły. Jedynie szybka reakcja Reece'a sprawiła, że jej kolana nie zderzyła się z szybkim i bolesnym impetem o zimną powierzchnię podłogi.

Bolesny i rozrywający krzyk wyrwał się z jej gardła. Myślała, była wręcz przekonana, że ją straciła, że już nigdy nie ujrzy jej uśmiechu, nie usłyszy jej głosu. A ona stała kilkanaście kroków przed nią, posyłając jej uśmiech zza kurtyny łez, która zakryła jej twarz.

Laurel mimo swojego fatalnego stanu fizycznego, totalnego wyczerpania i zmęczenia, ruszyła w stronę krzyczącej Chelsey. Z każdym krokiem czuła jakby trafiła w bezpieczną otchłań. Tuż przy niej... swojej przyjaciółce, za którą niemal oddała życie. I nie żałowała. Nie znała szczegółów, ale skoro Chelsey tu była, razem z Reecem, to musiało wszystko być dobrze. Tak po prostu musiało być dobrze.

Ciemno włosa kucnęła przed blondynką i ujęła jej twarz w swoje dłonie.

— Chel, proszę, spójrz na mnie — poprosiła załamującym się głosem.

Młoda kobieta niechętnie wykonała jej polecenie, skupiając swój rozbiegany wzrok na oczach starszej dziewczyny.

— Już wszystko jest dobrze — zapewniła gorliwie, a z jej oczu wypłynęły kolejne łzy. — Zemścimy się na nich, za to wszystko. Obiecuję.

Chelsey delikatnie pokiwała głową, potwierdzając słowa Laurel. Nie miała teraz głowy by myśleć o tak podstawowych czynnościach jak jedzenie czy picie, a co dopiero o tym by układać plan na zemstę. Ale jedno wiedziała na pewno. Zrobi to, nawet jeśli miałaby na powrót przechodzić przez piekło.

***

— Hej, jestem Kira — usłyszała Chelsey od razu kiedy weszła do kabiny samolotu. Tuż przed nią, ni stąd ni zowąd, zmaterializowała się niska, filigranowa, czarnowłosa dziewczyna, która na swojej twarzy miała pokrzepiający uśmiech. Po chwili wpatrywania się w niebieskie oczy Chelsey, w oczach Kiry pojawiły się łzy a swoje ramiona rozłożyła w zapraszającym geście. Chelsey nie zastanawiała się ani chwili. Od brunetki wręcz promieniowało poczucie rodzinnego ciepła i dobroci.

Ponownie z oczu blondynki wyciekły łzy. Kiedy się od siebie oderwały Chelsey pociągnęła kilka razy nosem i otarła policzki. Spojrzała na twarz dziewczyny, która obiecała jej pomoc i mimo czasu, który zdążył upłynąć od tamtej obietnicy, ona nie zmieniła swojego zdania. Na jej twarzy zobaczyła całą gamę emocji.

Od szczęścia, aż po wyrzuty, których Chelsey absolutnie nie rozumiała, ale postanowiła się nie odzywać.

— Usiądźcie — zaproponowała, zerkając ponad ramieniem blondynki na pozostałe osoby, przebywające w maszynie. — Ty też usiądź, zaraz do was wrócę — zwróciła się prosto do Chelsey, a następnie się odwróciła i ruszyła w stronę kokpitu.

T.E.M.I.D.A. |18+ ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now