Rozdział 31

445 30 33
                                    

Minął miesiąc.

Miesiąc, w którym Clayton każdego dnia zarzucał sobie bezczynność, choć to nie była prawda.

Miesiąc, w którym każdego dnia Reece nie potrafił zasnąć, a kiedy już to się stało, budził się po kilku godzinach. Nie potrafił żyć bez niej. W kółko obarczał się winą i powtarzał sobie, że nie zrobił wystarczająco.

Miesiąc, w którym życie Chelsey zmieniło się nie do poznania. Teraz nie czuła już nic, nie myślała, nie mówiła. Jadła tyle ile młodej pokojówce udało się w nią wepchnąć.

Tak właściwie, Chelsey zawdzięczała jej życie. Kiedy przyszła pierwszy raz do jej pokoju, zobaczyła blondynkę skrajnie odwodnioną i wyczerpaną. Nawodniła ją i nakarmiła, a potem nie potrafiła skazać tej biednej dziewczyny na kolejne cierpienia.

Czasami kiedy przychodziła wieczorami, ponieważ jej pracodawca musiał, gdzieś pojechać, zastawała Chelsey całą w spermie. Była wtedy sina, jakby całe życie z niej uchodziło. Na początku Laura brzydziła się zbezczeszczonego ciała dziewczyny, jednak kiedy ujrzała jej pełen wdzięczności wzrok, jej podejście się zmieniło. Zaczęła przychodzić chętniej, dbając o dziewczynę.

Teraz znowu siedziała przy niej i odsuwała jej włosy z twarzy. Przed chwilą przebrała ją w czystą koszulę nocną, a Chelsey zasnęła w mgnieniu oka. Laura widziała jak zmęczona tym wszystkim jest kobieta, leżąca tuż przy niej. Jej oczy z dnia na dzień stawały się jeszcze bardziej wyblakłe, choć i tak praktycznie nie miały już koloru. Za to jej ciało robiło się chłodniejsze, jakby dusza tej niegdyś pełnej optymizmu dziewczyny, opuszczała ciało.

Popatrzyła na łagodną twarz, pogrążoną we śnie, a następnie wyszła z pomieszczenia.

Na schodach minęła się z Skylerem, któremu ponownie niedopisywał humor. Tak bardzo współczuła Chelsey. Ona nie wytrzymałaby na jej miejscu tygodnia a Chelsey wytrzymała już miesiąc i nie było wiadomo, kiedy i jak ten koszmar się skończy.

Mężczyzna głośno trzasnął drzwiami, wybudzając Chelsey ze snu. Jednak dziewczyna spojrzała na niego pustym wzrokiem i znowu spojrzała prosto przed siebie.

Jej sposobem na walczenie z nim i pokazaniem swojego sprzeciwu, była obojętność. Nic co robił nie mogło zmusić jej do jakiejkolwiek reakcji.

Sycił sie jej krzykami, łzami oraz bólem, a kiedy to wszystko ustało, zaczął gwałcić ją jeszcze brutalniej.

Na początku przynosiło to zamierzony skutek. Chelsey błagała by skończył, płakała, słuchała jego rozkazów. Jednak po pewnym czasie zrozumiała, że ten jeszcze większy ból daje jej siłę. I przede wszystkim dumę, że potrafi to znieść.

Często musiała patrzeć w oczy śmierci i czuła się wtedy przerażona oraz… zagubiona. Tak, chciała umrzeć w ramionach Reece. Pragnęła tylko by przyszedł na pięć minut i pozwolił jej umrzeć tak jak tego pragnęła, czyli bez strachu.

— Wstawaj, suko — rzucił z pogardą. — Przyszli goście. Wstań i się ubierz.

Jednak kobieta nadal leżała w bezruchu.

— Mogłem zabić cię już dawno, ale ta twoja cipka za bardzo mnie kusiła — kolejne pogardliwe słowa wypływały z jego ust, ale wszystkie zatrzymywały się na grubym murze, wzniesionym przez Chel już dawno.

— W takim razie mnie zabij — odparła. Wiedziała, że ryzykuje śmiercią bez najbliższej dla niej osoby, ale chciała mu pokazać, że wcale nie boi się jego gróźb, że nadal, mimo tego co przeszła, jest silna.

— Ach, uparta jesteś — warknął. Jego twarz stała się czerwona ze złości. Spojrzał na nią swoim ciężkim, ostrym wzrokiem, a następnie odwrócił się i wyszedł. Mijały kolejne puste sekundy, podczas których dziewczyna nie zrobiła nic. Nie zaczęła rozmyślać, nie poruszyła się, nie przełknęła śliny. Jedynie kilka razy mrugmęła powiekami i złapała oddech przez co można było stwierdzić, że nadal żyje.

Drzwi ponownie się otworzyły, więc Chelsey spojrzała na osobę, która powoli wsunęła się do pokoju.

— Hej, Chel — odparła lekko uśmiechnięta blondynka. Liczyła, że ciemnowłosa podniesie się, uśmiechnie albo chociaż odpowie, jednak jej spojrzenie, nie wyrażające żadnych emocji, przesunęło się z powrotem na ścianę. — Chel — powtórzyła, przybliżając się do łóżka, na którym leżała. — To ja, Laurel. Obiecałam Ci kiedyś, że cię stąd wyciągnę i właśnie po to tu jestem.

— Laurel. Ja chcę jedynie umrzeć w jego ramionach — wyszeptała dziewczyna, jakby nagle rozumiejąc kim była jasno włosa.

— Reece? — zapytała, a szatynka lekko przymknęła powieki.

— Jego imię jest piękne, nie sądzisz? — spytała.

— Tak, ale — zaprotestowała niepewnie starsza. Nie wiedziała co powiedzieć. W oczach zebrsły jej się łzy bezsilności. — Przecież Ty będziesz żyła. Chelsey, proszę. Wstań z łóżka i niedługo zrozumiesz, że ze wszystkim sobie poradzimy. Ty, ja i on.

— Pozwól mi umrzeć — odparła odwracając wzrok na sufit. — Najlepiej w jego ramionach.

— Nie, Chel — zaprotestowała starsza. — To ty mi pozwól cieszyć się życiem mojej przyjaciółki. Jak możesz być tak samolubna? — oburzyła się, podnosząc głos.

Już nie wiedziała co robić. Posuwała się do krzyczenia na niewinną dziewczynę, ale ona też miała dość całej sytuacji.

Chelsey spojrzała swoimi niebieskimi oczami na twarz ciemnowłosej. Zbadała uważnym spojrzeniem wyraz jej twarzy i postanowiła zaufać. Lekko pokiwała głową, ale Laurel zrozumiała.

Złapała ją za ramiona i jej lekko zwiotczałe ciało, które było bez sił, posadziła. Jednak patrząc na ten obraz zniszczonej, zarówno fizycznie jak i psychcznie, kobiety, nie potrafiła się powstrzymać. Objęła ją ramionami tuląc do swojej piersi. A Chelsey wybuchnęła tylko głośnym szlochem. Tak bardzo tęskniła za ciepłem czyjegoś ciała. Tak bardzo tęskniła za dźwiękiem bijącego serca.

Swojego nie słyszała już od dawna. Ono umarło, razem z pierwszym gwałtem.

***

Przepraszam, że nie było rozdziału wczoraj.

Miłego dnia
Całuski

T.E.M.I.D.A. |18+ ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now