Rozdział 44

427 21 19
                                    

Chelsey siedziała na sofie wtulona w bok Kiry. Obie piły ciepłą herbatę i starały się oglądać film. Starały się, bowiem każda z nich była w innym świecie. Zmartwień o przyszłość, wierzeń, że kiedyś nadejdzie lepsze jutro.

Z tego transu zamyślenia wyrwało je dopiero pojawienie się w pomieszczeniu Nikołaja. Chelsey napięła wszystkie mięśnie w swoim ciele, jakby w każdej chwili miała uciec. Teraz w głowie miała tylko zagadnienie jak ma niby stąd uciec, tak by nie wyglądało to podejrzanie. To prawda, była wdzięczna. Za to wszystko co Niko dla niej zrobił. Przez te dwa miesiące, które już tu była, zapewnił jej wsparcie psychologa, dał dom, dawał jedzenie, przez co tak właściwie nie musiała się niczym, tak naturalnym i oczywistym, martwić. Jedyne co jej zostało na głowie to to, jak uratować miłość jej i Reece. Zaniedbała go. Wiedziała, że jej wybaczy i wiedziała, że ją rozumie. Ale wybaczenie samej sobie było czymś naprawdę trudnym,. Czymś nieosiągalnym dla niej — zwykłej, skrzywdzonej dziewczyny .

Wyrzuty sumienia do samego siebie nawiedzały cię każdego dnia, każdej chwili, niszcząc spokój ducha oraz wiarę w siebie. Twoja pewność siebie uciekała niczym największy tchórz, dając ci do zrozumienia, że tak naprawdę jesteś nikim.

Nie myśląc więcej, podniosła się z łóżka. Zimno zaatakowało jej skórę, po której przeszedł dreszcz. Skierowała się w stronę wyjścia z salonu, lecz zatrzymał ją głos Kiry, która wypowiedziała z troską jej imię.

— Gdzie idziesz? — zapytała, marszcząc brwi. Poprawiła się na fotelu, cały czas patrząc pytającym spojrzeniem na Chelsey.

— Do łazienki — wydukała blondynka, zaciskając swoje dłonie w pięści przez co paznokcie wbiły się w jej skórę, a następnie opuściła wzrok. Ból płynący z dłoni lekko zamaskował obawy psychiczne i te myśli, które nigdy nie cichły w stu procentach.

Kira pokiwała głową, a następnie przeniosła wzrok na męża, dając znak Chelsey, że na razie skończyła z nią rozmowę. Blondynka szybko odwróciła się i zaczęła wbiegać po schodach niczym młoda kozica po górskich szczytach. Wiedziała, a może raczej domyślała się, że wrócą do tej rozmowy, prędzej czy później. Kira nigdy nie zostawiała obojętnie podejrzanych zachowań Chel, a to posunięcie dziewczyny było bardzo niewyraźne.

— Nie strasz jej, Nikołaj — poprosiła Kira, kiedy usłyszała zamykające się drzwi do pokoju jasnowłosej. Wstała z fotela, na który odrzuciła trzymany w dłoni telefon. Spojrzała się w ciemne oczy swojego męża, w którym pojawiły się... wyrzuty. Tak, to były wyrzuty spowodowane słowami Kiry.

— Ja tylko przyszedłem do salonu, w moim domu — zaoponował ostro, przy okazji podkreślając drugą część zdania. Jego postawa ciała z miłej, zmieniła się w bojową. Głowę zadarł wysoko, a mięśnie napiął.

Szkoda, że nie pamiętał, iż taka postawa nie działała na jego dzielną żonę. Nie bała się go, nie teraz. Po tylu miesiącach wspólnego życia w małżeństwie nic nie potrafiło jej zaskoczyć. Ani jego widok w zakrwawionych ubraniach, ani decyzje z dnia na dzień, że się przeprowadzają. Tak naprawdę to zdążyła przywyknąć do jego dziwnych pomysłów, groźnej wersji czy ataków agresji. Przeszła z nim wszystko, razem. I teraz też przejdą przez to razem, nawet jeśli on tego nie chciał.

— Dokładnie wiesz, co przeszła — syknęła Kira, bowiem jej cierpliwość do tego człowieka właśnie gwałtownie zmalała. — Jeżeli mi potrafiłeś zapewnić wszystko. Czas, pieniądze, ciepło rodzinne — wyliczała. — To jej też potrafisz to zapewnić.

— Nie zakładasz tylko jednej rzeczy — odparł, znowu wracając spojrzeniem do jej oczu. — Chcę odzyskać swoją żonę – przyznał, zaborczo obejmując ją ramionami. Nadal patrzyli w swoje oczy, z których czytali własne emocje. Nauczyli się tego. Dogadywanie bez słów wszystkich szczegółów. Ich więź była tak duża, że tylko jedno spojrzenie dawało drugiej stronie poczucie bezpieczeństwa, przypominało o uczuciach, które ich łączyły.

T.E.M.I.D.A. |18+ ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz