Rozdział 11

734 43 47
                                    

Przepraszam, że dzisiaj tak późno.

***

Chelsey otworzyła oczy i pierwszym co zarejestrowała było światło bijące od lampki stojącej na biurku. Dopiero po chwili dotarło do niej fakt, że nie była w pomieszczeniu sama, ponieważ w ogromnym czarnym fotelu siedział jej mężczyzna.

— Jak się spało, Chelsey? — zapytał, ale kiedy zobaczył, że zaspana dziewczyna nie odpowie mu na pytanie, dodał z troską w głosie. — Powinnaś wracać do domu od razu po naszym spotkaniu, a nie jeździć bez sensu po ulicach miasta.

Mruknęła cicho z wyraźną niechęcią, jednak nie odwróciła głowy jak to miała w zwyczaju robić. Widok Reecy pracującego przy biurku, z okularami na nosie, wywoływało ponownie skurcze w podbrzuszu.

Przymknęła powieki.

Jej wyobraźnia sprawiła, że znowu poczuła te ręce na swoim ciele. Tą przyjemność, którą jej dały.

— Chelsey, nie odpływaj. Zaraz odwiozę cię do domu — powiedział, wstając z fotela. Ruszył w jej stronę. Powolne kroki sprawiły, że przeszedł ją dreszcz podniecenia.

— W sumie to ochroniarz miał po mnie przyjechać — odpowiedziała neutralnym tonem, choć kosztowało ją to naprawdę wiele wysiłku.

— Nie przyjedzie. Sam Cię odwiozę — zaznaczył ostro.

— Uh — warknęła. — Przestań, Reece. Powiedziałam, że odwiezie mnie ochroniarz.

— A ja powiedziałem, że to ja Cię odwiozę. — Chelsey wstała z łóżka. Podeszła do niego z wymierzonym palcem, lecz on wykorzystał sytuację i podniósł ją za biodra.

Przerzucił ją sobie przez ramię, niczym jaskiniowiec. Dziewczyna się nie wyrywała, chyba przez strach który popłynął jej żyłami.

— Reece — wycedziła, siląc się na groźny ton. — Lepiej mnie postaw. 

Wbiła swoje paznokcie w jego ramię, a drugą dłonią opierała się o silnie umięśnione plecy.

Miała wrażenie, że granatowy materiał idealnego garnituru zaraz pęknie pod wpływem jej nacisku.

— Już cię stawiam — powiedział, wchodząc do podziemnego garażu. — A w sumie Cię posadzę.

Otworzył samochód, a następnie uważając na delikatne ciało dziewczyny, wsadził ją do samochodu.

— Zapamiętaj, krabiku — powiedział, wsiadając do pojazdu. — Ja zawsze osiągam to co chcę, jedyną przeszkodą jest twój ojciec.

***

Wysadził młodą kobietę chwilę przed ich rezydencją. Obawiali się, że ktoś ich nakryje, a jeszcze niedawno rozmawiali, że nie będą się narażać.

Przez całą drogę trzymał jej rękę w swojej. Puszczał tylko wtedy kiedy musiał zmienić bieg w samochodzie.

Weszła na teren rezydencji i ruszyła od razu w stronę kamiennych schodów.

— Panienko, już zaczynałem się martwić. — Z nikąd tuż za nią pojawił się ochroniarz, który odwoził ją do centrum. Stanęła w miejscu I na szybko w głowie zaczęła układać historyjkę, która z prawdę miała mieć niewiele wspólnego.

— Przepraszam, że nie zadzwoniłam, ale strasznie się zirytowałam. — Znowu ruszyli w stronę budynku. — Nie było tego czego szukałam, no i tak wyszło, że chciałam trochę odsapnąć i przyszłam na pieszo.

Jej kłamstwo zabrzmiało nawet całkiem prawdziwie, a na pewno wystarczająco by mężczyzna w nie uwierzył.

— Dobrze — mruknął. — Ale następnym razem zadzwoń, jeszcze chwilę a zostałoby się ze mnie podziurawione pociskami sitko. — Uśmiechnął się smutno, a Chelsey wciągnęła ostro powietrze. Pokiwała tylko głową i niemal biegiem ruszyła do swojego pokoju.

Dziadek siedział w kuchni i choć Chelsey chciała z nim porozmawiać to nie mogła.

Dosłownie dziesięć metrów dalej siedziała jego córka, której obecność skutecznie odbierała chęci do jakiejkolwiek konwersacji.

Weszła do swojego azylu i od razu wybrała numer do Reecy. Oparła się plecami o dźwiękoszczelne drzwi i wzięła głęboki wdech.

— Dopiero wyszłaś ode mnie a już tęsknisz? — zapytał, lecz nie dał szans na odpowiedź. — Spokojnie, krabiku. Ja też tęsknię. Tak bardzo mocno, że siedzę okryty kocem, którym byłaś przykryta gdy spałaś.

Chelsey przyzwyczaiła się już do jego bezwstydnego podejścia do rozmów z nią.

— Ja nie mam nic twojego. Jedynie wspomnienia, które ciągle odtwarzam w głowie.

— Co takiego odtwarzasz? — zapytał, lekko dysząc.

— Twoje dłonie dotykające moje, twoje oczy wpatrujące się w te moje, twój zapach, który otula mnie, kiedy się przytulamy.

— Coś jeszcze? — zapytał, kiedy na chwilę przerwała.

— Tak, nasze wszystkie spotkania. Twój uśmiech. I — przerwała na moment. — Twoje dłonie sprawiające mi przyjemność. Wielką przyjemność.

— Skoro tak bardzo mnie chcesz — złapał chaust powietrza. — Czekaj w swoim pokoju. Zaraz będę. 

***

Jak powiedział tak zrobił. Po kilku minutach pukał już w jej szybę. 

— Pragnę cię — powiedział.

Podszedł do niej i pocałował ją.

Swoimi dłońmi, błądzącymi po jej ciele, sukcesywnie zmywał z niej czystość jaką powinna zachować do ślubu.

Całował z żarliwością. Przygryzał jej wargi, wplatając w mieszankę przyjemności odrobinę bólu.

Popchnął ją w stronę łóżka, nie przestając jej całować. Dłońmi zszedł niżej, lecz ona je złapała.

— Nie — wyszeptała. W oczach pojawiły się gorzkie łzy. — Ja nie potrafię. Ja jestem za młoda na to wszystko. Zabierz mnie z tego świata. Chcę być tylko z tobą. Pragnę Cię, ale nie potrafię ci się oddać.

***

Miłego dnia

Całuski <33

T.E.M.I.D.A. |18+ ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now