Rozdział 27

452 32 11
                                    

Maraton: 3/6

***

Pukanie do drzwi uratowało młodą kobietę przed kolejnym gwałtem.

Skyler nakrył ją prześcieradłem, jakby była meblem, który trzeba zostawić nieużywany, ale nie może się zakurzyć.

Kiedy odwrócił się, aby podejść do drzwi Chelsey zacisnęła nogi, jednak jej mąż odwrócił się po kilku krokach i spojrzał an jej ciało.

Szybkim krokiem ruszył w jej stronę. Zerwał z niej bialy materiał, a następnie agresywnym ruchem rozłożył jej nogi.

— Czekasz w tej pozycji — syknął. — Jesteś dziwką, a dziwki sa wyzuzdane — wypowiadał te słowa z pogardą, która odbijała się od szczelnego muru dziewczyny. Nie interesowało jej, jego zdanie. Mógł je mieć, ale wolała by zachowywał je dla siebie.

Ponownie ruszył w stronę drzwi, tym razem jednak się nie odwrócił ani razu.

Kiedy otworzył drzwi, pojawił się w nich młody ochroniarz. Ponad ramieniem dostrzegł Chelsey, była jakby zamyślona. Nagie ciało dziewczyny pokazywało, jak dużo przeszła, choć to był jej początek w tym domu.

To nie był pierwszy taki obrazek w tym domu. Wcześniejsze żony też tak wyglądały, jednak na widok Chelsey w takim wydaniu, nawet jemu serce się ścisnęło.

Pośpiesznie odwrócił wzrok.

— Pan Brown czeka na Pana w salonie — poinformował formalnym tonem.

— Zaraz przyjdę. Mam coś do załatwienia — odpowiedział Campbell, jednak Matthew poczuł silną chęć ratowania ofiary swojego szefa.

— Pan Brown nie chce zwlekać, podobno to coś pilnego.

Szybkie kłamstwo mogło sprawić, że niedługo w jego głowie pojawiłaby się kulka ołowiu.

Jego dłoń zwolniła i przytrzymała drzwi chwilę przed ich zamknięciem.

— Dobrze. W takim razie powiedz, że dopnę wszystkie sprawy w związku z akcją przemytu i do niego przychodzę.

Tym razem drzwi się zamknęły. Mattowi pozostała już tylko wiara, że mężczyzna ma zamiar się tylko przebrać, a nie po raz kolejny skrzywdzić tą delikatną i słodką kobietę.

***

— Dzień dobry, przepraszamy, że musiał Pan tyle czekać — powiedział Skyler, wchodząc do salonu. — Przedstawiam moją nową żonę. Chelsey to Pan Adam Brown.

— Miło mi poznać — szepnęła. Strach przed tym wytatuowanym mężczyzną, ścisnął jej gardło.

— Nieśmiała ta twoja żonka, Skyler. Ale za to jaka śliczna — stwierdził. Jej uroda zachwyciła go. Był w stanie wyciągnąć pistolet i zabić tego drania, czyli jej aktualnego męża, by zabrać ją do swojego domu. Jednak nie mógł tego zrobić. Widmo śmierci nie było jego ulubionym. Wolał nie widzieć nad sobą upiora swojej marnej przyszłości w piwnicy sędzi mafijnego.

Reece wyjątkowo zadbał o miejsce swojej nieoficjalnej pracy. Wszystko było przygotowane by ofiara odczuła zbliżającą się śmierć, aby po procesie, nazywanym, sprawiedliwości, zginąć w brutalnych okolicznościach.

— Dziękuję — odpowiedziała nadal niepewnie. Skyler pociągnął ją za ramię i razem usiedli na narożniku.

— Dobrze, w takim razie co cię do mnie sprowadza? — zapytał, spoglądając w brązowe oczy swojego dawnego przyjaciela. Jedno oszustwo sprawiło bowiem, że ich więź budowana od małego dziecka się rozpadła.

— Chciałbym dać Ci zaproszenie. Za tydzień u mnie w rezydencji odbędzie się spotkanie. Wiesz, coś na kształt bankietu. Musisz wybaczyć tak późne poinformowanie cię, ale nie byliśmy pewni czy w ogóle to organizować. Przyjdź z żoną. Przedstaw ją wszystkim.

— Tak zrobię — zapewnił. Okazja do przedstawienia kobiety nadarzyła się szybciej niż się tego spodziewał.

— Chciałbym jeszcze z tobą porozmawiać o interesach. W cztery oczy — podkreślił.

Chelsey podniosła się z sofy i lekko kiwnęła głową na pożegnanie.

Nie spojrzała na swojego męża. Może on miał inne zdanie i powinna tam zostać, jednak ona miała już dość. Nie wyobrażała sobie siedzieć tam jeszcze choćby minuty.

Kolejny zboczeniec, którego wzrok rozbierał ją z jej czarnej krótkiej sukienki.

Czy nie mogła trafić na choćby jeszcze jednego mężczyznę, który swoim zachowaniem przypominał by Reece?

— Jak się czujesz, promyczku? — spytał jakiś ochroniarz, dochodzącego do niej. Akurat miała wchodzić po schodach do pokoju, w którym przeżywała największe koszmary.

— Nie jest magicznie, pewnie zdajesz sobie sprawę, że nie czuję się tu jak w raju — mruknęła. — Mam dość, ale jakoś trzeba żyć — choć starała się by jej odpowiedź była optymistyczna, ton głosu wszystko zdradzał.

— Promyczku, pamiętaj, że masz nas. Możesz z nami pogadać, z resztą mamy też kucharkę — zasugerował. — Ona prędzej cię zrozumie i będzie w stanie pomóc.

— Dziękuję — wyszeptała przez ściśnięte gardło. — To wiele dla mnie znaczy.

T.E.M.I.D.A. |18+ ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now