Rozdział 12

720 35 45
                                    

Minęły już prawie trzy miesiące. Pokochała go, lecz nie powiedziała mu tego.

Czy jej serce się złamie kiedy należało już do Reecy, a następnego dnia miała poślubić innego mężczyznę?

Żyła tylko dla tych spotkań. Śmiała się na nich, przytulała do męskiej piersi, zapamiętywała każdy szczegół. A przynajmniej starała się to robić, bo za kilka dni miało zostać się to tylko wspomnieniami, które z każdą chwilą będą tracić swój kolor.

Właśnie siedziała z Reecem na kocu. Dokładnie w tym samym parku, co odbyło się ich pierwsza randka.

Zresztą, spotykali się tutaj praktycznie zawsze. W nocy. Siedzieli ze złączonymi dłońmi i nic nie mówili. Wystarczyło, że byli ze sobą, zapatrzeni w księżyc, który dla nich, o ile był na niebie, świecił bardzo jasno.

Nagle Reece wstał.

Biegiem ruszył w stronę młodej jabłoni. Zaczął zrywać gałązki, na których było najwięcej białych kwiatków.

Zrobił z nich bukiet i przyniósł Chelsey.

Pochylił się w jej stronę i podał zerwane rośliny.

— Dla ciebie, Chelsey. Są piękne, ale przy tobie bledną niczym słońce o zmierzchu.

Dziewczyna lekko się uśmiechnęła. Kochała jego poetyckość. Nie była denna, nie używał jej w każdej sytuacji.

— Chodź ze mną. — Wystawił w jej stronę rękę, a ona podała mu swoją. Pochylił się jeszcze mocniej by na przegubie kobiecej dłoni, złożyć krótki, pełen pasji pocałunek.

Przekazywał jej tym, jak bardzo ją czcił. Jak bardzo ją kochał. Jak wiele mógł dla niej poświęcić gdyby tylko powiedziała jedno słowo.

Wstała lekko pociągnięta przez mężczyznę.

Siedzieli na górce, by być bliżej nieba, choć to chyba ono schodziło do nich, roztaczając wokół nich magiczne chwile.

Nogi jej się plątały, ale była szczęśliwa.

Biegli przecinając powietrze, które im śpiewało.

— Kocham Chelsey — wykrzyczał, nadal biegnąc.

— Nie krzycz — zaśmiała się, stając. Sapała lekko.

— Niech każdy wie, że mam kogoś kto trzyma moje serce u siebie w dłoniach. Niech wszyscy oni mi zazdroszczą.

Chwila ciszy. Powaga zawieszona między nimi. Oczy wpatrzone w oczy. I kobiecy krzyk.

— Kocham Reece.

Dopadł do jej ust. Całował ją z pasją, przekazując wszystkie emocje, które do niej czuł.

— Zatańcz ze mną. — wydusił z siebie, kiedy w końcu oderwał się od jej ust. Jego klatka piersiowa podnosiła się w zawrotnym tempie, jakby przed chwilą przebiegł długi dystans.

— Dobrze.

Objął wolną ręką jej talię, a ona położyła swoją na jego plecach.

Zaczęli się poruszać, nie ważny był rytm, liczyło się to, że się uzupełniali, razem tworzyli całość, której nie było nic potrzebne do bycia razem.

— Kochaj mnie, Chelsey. Tylko mnie.

— Kocham tylko Ciebie, to się nie zmieni. Do końca moich dni.

Mężczyzna znowu rozpoczął namiętny taniec ich warg i języków. Puścił jej dłoń i położył ją na jej głowie. Palce wplątały się w jej ciemne kosmyki włosów, a ona nie była mu dłużna.

T.E.M.I.D.A. |18+ ZAKOŃCZONEDonde viven las historias. Descúbrelo ahora