Rozdział 39

432 21 22
                                    

Ostry ból ramienia, na którym mężczyzna zacisnął dłoń, rozszedł się po całym ciele Chelsey. Paniczny strach nie pozwolił wziąć następnego oddechu, zaciskając swoje sidła na jej gardle.

Skyler wyciągnął jej zwiotczałe ciało przed pojazd, a następnie ruszyli szybkim krokiem ku drzwiom rezydencji. Chelsey zaczęła się wyrywać, kiedy zrozumiała, że najbliższe godziny, a może nawet dni, będą obfitować w ból i cierpienie z powodu poniżenia, jakie zaserwuje jej mąż.

Jednak on szedł nieugięty. Dalej ciągnął jej osłabione ciało, co chwilę przeklinając pod nosem.

Do drzwi dotarli w zastraszająco szybkim tempie, a jeszcze szybciej minął dziewczynie czas, kiedy schodzili po starych, drewnianych schodach do piwnicy.

Jej ciało opadało z sił. Psychicznych nie miała już w ogóle. Jej mąż zdołał przywrócić jej stabilną łódkę, sprawiając, że każdego dnia opadała coraz to bardziej na dno.

Zamaszystym ruchem otworzył potężne, stalowe drzwi, za którymi czekało pomieszczenie jej prywatnego upadku już na samo dno. Bowiem jeśli myślała, że wcześniej była tam, na samym dnie, się myliła. Od dna można było się odbić. Wystarczyło tylko trochę samozaparcia i siły, a przecież to właśnie robiła. Starała się wrócić na powierzchnię każdego jednego dnia, lecz jej się to nie udawało.

Zalęknione ciało dziewczyny popchnął na zimną podłogę. Podniosła swój wzrok wypełniony strachem na jego wściekłą twarz.

Spłoszona głośnym trzaśnięciem drzwi, zaczęła odsuwać się w tył. Ręka, którą jeszcze chwilę temu mocno ściskał, pulsowała rytmicznie, lecz Chelsey nie zwracała na to większej uwagi. Uciekała panicznie w tył, aż nie dotknęła plecami ściany.

Jej droga ucieczki właśnie się skończyła a świadomość tego faktu, boleśnie zakuła ją w serce.

Powolne kroki, których odgłos odbijał się od obskurnych, pustych ścian, ranił jej uszy. Wzrok zamazał się jeszcze mocniej przez nadmiar łez zebranych w jej oczach.

Zacisnęła boleśnie pięści, wykorzystując ostatnie siły jakie posiadała. Chciała poczuć ból fizyczny, by jakoś odwrócić swoją uwagę od tego uczucia, które tak bardzo rozrywało jej duszę.

Ciepło jego ciała lekko okryło jej zziębniętą nagą skórę, przez co jej ciałem wstrząsnął dreszcz.

Pierwsze uderzenie było niespodziewane. Spadło prosto na jej brzuch, od którego ból zaczął rozchodzić się po całym ciele. Od razu zakryła to miejsce rękami, a następnie przyciągnęła bliżej siebie nogi.

Ciosy spadały na jej ciało raz za razem. Były zadawane bardzo chaotycznie, co wcale nie zmniejszało ich siły.

Ból promieniował w każdą nawet najmniejszą część ciała, powodując ból, który był niemal nie do zniesienia. Chelsey poczuła się co najmniej przygnieciona wszystkimi złymi wydarzeniami.

Bólem, który spotykał ją tutaj niemal bez przerwy.

Stratą bliskich, którzy przecież na pewno nie będą jej chcieli tak zniszczonej.
Rozgoryczeniem swoją postawą, tym że nie potrafiła się przeciwstawić, które z każdą chwilą sukcesywnie zmieniało się w zawiedzenie samej siebie.

Pragnęła już tylko oddać się w ręce czerni, która już powoli wyciągała ku niej swoje ramiona. A jej propozycja brzmiała bardzo zachęcająco. Już nigdy więcej bólu. Już nigdy więcej strachu. Już nigdy więcej cierpienia, zarówno tego fizycznego jak i tego psychicznego, który z każdą chwilą rozrywał ją coraz mocniej.

W końcu zyskałaby ciszę i spokój, a niczego mocniej nie pragnęła.

Choć może była jedna taka rzecz, która nigdy nie zdołałaby opuścić jej serca i umysłu. Tak właściwie była to osoba. Jedyny mężczyzna, któremu już na zawsze oddała kawałek swojego serca i duszy. I tylko ta jej część nie została złamana. Za to z dnia na dzień coraz bardziej usychała. Cierpiała katusze, wołając o ratunek, którego niestety nie dostała. Bowiem jedynym ratunkiem był on... Reece, który już nie mógł być w jej życiu. Była zbyt mało warta by zasłużyć na te ramiona, w których czuła się bezpieczna. Na tę twarz, która śniła jej się po nocach, która była dla niej największym dziełem sztuki. Na te usta, którymi składał pocałunki na jej skórze.

Na niego całego... Zawsze wiernego i oddanego, wyrozumiałego i odpowiedzialnego, a przede wszystkim kochającego.

Z zawieszenia wyrwał ją dopiero głos, który dochodził do niej jakby zza ściany.

— Masz szczęście, że cię nie zabiję. Już wystarczająco mnie ośmieszyłaś abym mógł sobie pozwolić na kolejną ujmę. Na za dużo sobie pozwalałaś. Niszczyłaś mój honor i obraz wielkiego człowieka, więc teraz i ja zniszczę ciebie — wycedził wprost do jej ucha, owiewając jej policzkiem swoim śmierdzącym oddechem. Powoli podniósł się z przysiadu i ruszył do drzwi. Szedł z taką gracją jak jeszcze nigdy w swoim życiu, ale czuł się zwyciężony. Satysfakcja zawładnęła jego umysłem, a jego prywatny demon nakarmiony strachem i bólem kobiety był niemalże pochłonięty w ekstazie. — Długo i boleśnie — dopowiedział, zatrzymując się w drzwiach. — Albo to może twoje przekleństwo, że nie zginiesz dzisiejszej nocy. Sama musisz to stwierdzić.

Jego śmiech słyszała jeszcze długo po tym jak drzwi zatrzasnęły się z głośnym hukiem.

***

Witam was w to piątkowe, wczesne, popołudnie. Czy wy też czujecie ten zapach wolnego weekendu? Ach, ja czuję, choć wcale taki wolny nie będzie. Póki jestem w mieście "rodzinnym" muszę załatwić kilka ważnych spraw. Życzę wam, żebyście ten weekend spędzili tak jak wy tego pragniecie. Do zobaczenia, oby, w przyszłym tygodniu! Kocham was wszystki, dziękuję za nieustającą motywację, jesteście wielcy. 

Miłego dnia

całuski <333

T.E.M.I.D.A. |18+ ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz