jesteśmy wkomponowani
w deszczową obcość współzdarzeń
kanciasty ruch nadgarstkiem
jak wyuczony
do rytmu tykania
tkanek
instynktowne przechłodzenie
w półprzymkniętej dłoni
spojrzenie odrysowane
na ćwierćprzezroczystym naskórku jestestwa
po któryś już raznakładamy się jak plasterki na
kolejną warstewkę kłamstwa
będąc zlepkiem
niekończących się historii
bezludzkich imion i
bezimiennych ludzi
słów którym już kiedyś zdarzyło się
ukształcić oddechodtwarzamy je wszystkie
w którymś fragmenciku szczelinie
w natchnieniu
będąc ludzką rozsypką ludzi
przez każdą wymruganą sekundę
skleconą na nowolecz bez żadnych nowości
CZYTASZ
seans chimer
Poetryzwiastun cukrowego gestu wchłania mnie w bezduszny fiolet i pejzaże oczu porośniętych krzewami mgieł