– Pociągnij w dół! – krzyknęła Mon.
– Nie w dół, tylko do siebie! – poprawił ją Luis.
– Nie idzie – zaprotestował Matthias.
– Bo źle trzymasz!
– Przecież wiem, jak się trzyma!
– No ja tam nie jestem tego taki pewny...
– A weź spróbuj obiema na raz.
– I delikatniej, a nie jakbyś zrywał czereśnie z gałęzi!
Wspólnymi siłami rozwiązaliśmy zagadkę, jak otworzyć okno w pociągu. Ulga nie do opisania! Zbliża się południe i zaduch jest nie do zniesienia. Nasze tanie bilety nie zapewniają nam luksusów pokroju klimatyzacji, ale przynajmniej jesteśmy sami w przedziale, więc możemy do woli szeleścić paczkami chipsów.
Usłyszałam charakterystyczne tssss..., którego nie sposób pomylić z żadnym innym dźwiękiem na tej planecie i spojrzałam na siedzącego obok Luisa.
Opiera swoje nienaturalnie długie nogi na walizce naprzeciwko. Dobrze, że nie zwalił butów na siedzenie. Nie lubię niszczyć rzeczy będących w publicznym użytku, a brudzić siedzeń tym bardziej, bo kiedyś przypadkiem usiadłam na obłoconym krześle w autobusie. Potem pół dnia chodziłam z brudnymi spodniami i to w najgorszym możliwym miejscu. Nic przyjemnego.
Luis pociągnął łyk aperola z puszki, a ja patrzę na zimny napój z zazdrością. Już chciałam wyżebrać od niego taki sam, gdy Mon rzuciła mu na kolana karty z nowego rozdania.
– Przebrnęliśmy już chyba przez wszystkie znane ludzkości gry, a tobie wciąż było mało? – spytał kuzynki, która jak rasowy krupier rozrzuca karty całej naszej czwórce.
– Tak, dopóki nie wygram.
– Niech ktoś da jej w końcu wygrać, bo będziemy męczyć się przez kolejną godzinę.
– To sam się podłuż – stwierdził Matthias wciąż zirytowany wcześniejszymi przytykami Luisa.
– Wykluczone. Jesteśmy rodziną, co zobowiązuje nas do ciągłej i irracjonalnej rywalizacji we wszystkim.
Z jakiegoś niejasnego powodu od spotkania na peronie panowie nie pałają do siebie sympatią, a że utknęliśmy w jednym przedziale to momentami mam ochotę rzucić na tory choć jednego z nich. Czemu? Bo Luis szczerzy się tym mocniej, im bardziej wkurza tym Matthiasa. Matthias zaś wzdycha tym głośniej, im mniej ma do cierpliwości do Luisa. Teraz westchnął bardzo głośno a to znak, że trzeba gasić płomienie wojny zanim nas pochłoną.
– Chyba tylko Dalia ma na tyle miłosierne serce, aby poświęcić się dla dobra reszty – zauważyłam – A właśnie. Czemu jej nie ma?
– Pisała, że źle się czuje – Mon uniosła wzrok znad kart i zmarszczyła brwi, gdy uświadomiła sobie, że wszyscy porzuciliśmy grę.
– Miłosierne serduszko można sobie wyhodować– Luis przerzucił mi ramię przez szyję i szepnął nad uchem jak kurzący do robienia złych rzeczy diabełek – Wystarczy, że się podłożysz. No podłóż się, maladroit. Podłóż, a uratujesz nas wszystkich.
– Nie ma sprawy, jeśli... – wskazałam na puszkę w jego dłoni – mi to oddasz.
– Nigdy! – natychmiast się ode mnie odsunął, przytulając aperola do piersi jakbym zaraz miała mu go ukraść.
Nie planowałam tego, ale przez jego przesadną reakcję właśnie zmieniłam zdanie i rzuciłam się na blondyna z wyciągniętymi rękami. Broni się zawzięcie, wykorzystując potencjał swoich gumowatych ramion (mogę przysiąc, że one się wyciągają), więc położyłam się na nim bokiem. Jego kościste biodro wbiło mi się w tyłek, a łokieć w żebra, ale to nic. Aperol jest warty każdego poświęcenia.
CZYTASZ
Buty do spierdalania
HumorNikt nie mówił, że dorosłość będzie prosta, ale rzeczywistość potrafi uderzyć w twarz bardziej niż ktokolwiek się spodziewał. Szczególnie, jeśli jesteś niezdarną panikarą z nosem w książkach. Emily miała ułożone życie: opiekuńczego chłopaka, wynaję...