9. Najlepsza rzecz na świecie

1.5K 71 39
                                    


– Pociągnij w dół! – krzyknęła Mon.

– Nie w dół, tylko do siebie! – poprawił ją Luis.

– Nie idzie – zaprotestował Matthias.

– Bo źle trzymasz! 

– Przecież wiem, jak się trzyma! 

– No ja tam nie jestem tego taki pewny...

– A weź spróbuj obiema na raz. 

– I delikatniej, a nie jakbyś zrywał czereśnie z gałęzi! 

Wspólnymi siłami rozwiązaliśmy zagadkę, jak otworzyć okno w pociągu. Ulga nie do opisania! Zbliża się południe i zaduch jest nie do zniesienia. Nasze tanie bilety nie zapewniają nam luksusów pokroju klimatyzacji, ale przynajmniej jesteśmy sami w przedziale, więc możemy do woli szeleścić paczkami chipsów.

Usłyszałam charakterystyczne tssss..., którego nie sposób pomylić z żadnym innym dźwiękiem na tej planecie i spojrzałam na siedzącego obok Luisa. 

Opiera swoje nienaturalnie długie nogi na walizce naprzeciwko. Dobrze, że nie zwalił butów na siedzenie. Nie lubię niszczyć rzeczy będących w publicznym użytku, a brudzić siedzeń tym bardziej, bo kiedyś przypadkiem usiadłam na obłoconym krześle w autobusie. Potem pół dnia chodziłam z brudnymi spodniami i to w najgorszym możliwym miejscu. Nic przyjemnego. 

Luis pociągnął łyk aperola z puszki, a ja patrzę na zimny napój z zazdrością. Już chciałam wyżebrać od niego taki sam, gdy Mon rzuciła mu na kolana karty z nowego rozdania.

– Przebrnęliśmy już chyba przez wszystkie znane ludzkości gry, a tobie wciąż było mało? – spytał kuzynki, która jak rasowy krupier rozrzuca karty całej naszej czwórce.

– Tak, dopóki nie wygram.

– Niech ktoś da jej w końcu wygrać, bo będziemy męczyć się przez kolejną godzinę.

– To sam się podłuż – stwierdził Matthias wciąż zirytowany wcześniejszymi przytykami Luisa. 

– Wykluczone. Jesteśmy rodziną, co zobowiązuje nas do ciągłej i irracjonalnej rywalizacji we wszystkim.

Z jakiegoś niejasnego powodu od spotkania na peronie panowie nie pałają do siebie sympatią, a że utknęliśmy w jednym przedziale to momentami mam ochotę rzucić na tory choć jednego z nich. Czemu? Bo Luis szczerzy się tym mocniej, im bardziej wkurza tym Matthiasa. Matthias zaś wzdycha tym głośniej, im mniej ma do cierpliwości do Luisa. Teraz westchnął bardzo głośno a to znak, że trzeba gasić płomienie wojny zanim nas pochłoną.  

– Chyba tylko Dalia ma na tyle miłosierne serce, aby poświęcić się dla dobra reszty – zauważyłam – A właśnie. Czemu jej nie ma?

– Pisała, że źle się czuje – Mon uniosła wzrok znad kart i zmarszczyła brwi, gdy uświadomiła sobie, że wszyscy porzuciliśmy grę.

– Miłosierne serduszko można sobie wyhodować–  Luis przerzucił mi ramię przez szyję i szepnął  nad uchem jak kurzący do robienia złych rzeczy diabełek – Wystarczy, że się podłożysz. No podłóż się, maladroit. Podłóż, a uratujesz nas wszystkich.

– Nie ma sprawy, jeśli...  – wskazałam na puszkę w jego dłoni – mi to oddasz.

– Nigdy! – natychmiast się ode mnie odsunął, przytulając aperola do piersi jakbym zaraz miała mu go ukraść. 

Nie planowałam tego, ale przez jego przesadną reakcję właśnie zmieniłam zdanie i rzuciłam się na blondyna z wyciągniętymi rękami. Broni się zawzięcie, wykorzystując potencjał swoich gumowatych ramion (mogę przysiąc, że one się wyciągają), więc położyłam się na nim bokiem. Jego kościste biodro wbiło mi się w tyłek, a łokieć w żebra, ale to nic. Aperol jest warty każdego poświęcenia. 

Buty do spierdalaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz