14. Anioł stróż

1K 65 16
                                    


Czy wyskoczenie z jadącego samochodu naprawdę byłoby aż tak niebezpieczne? Bo jeśli skończyłoby się tylko potłuczeniem to wcale nie jest takie głupie. Nawet połamaną ręką lub nogę jakoś zniosę, bo desperacko potrzebuję drogi ucieczki. Niestety, w czarnym Porsche żadnej nie ma.

Jeszcze nigdy jazda tym samochodem nie była tak stresująca. Czuję się jak w trumnie, która wiezie mnie prosto do kostnicy. A właściwie to na komisariat. Minimalna różnica. Tam pewnie też mają kostnicę.

Trzymam rękę Monroe, prawie łamiąc jej kości. Po drugiej stronie Dalia to samo robi z moimi. Obie uprały się, że pojadą z nami. Najpierw Aleks odmówił, jednak zgodził się, gdy dowiedział się, że też są w to zamieszane. Dobrze, że mam w nich wsparcie, bo gdybym siedziała sama ze mrocznym obliczem Aleksa, dopadłoby mnie stężenie pośmiertne. A tak siedzimy na tylnym siedzeniu we trzy, tworząc efektowny łańcuszek bolących dłoni. 

Nie wiem, czy to mózg mnie oszukuje czy ręka, którą ledwie wczoraj zdzieliłam Owena naprawdę aż tak pulsuje, ale nie czuję niczego poza nią. Jakbym nie miała ciała i była tylko tą jedną dłonią. Pięcioma palcami. Dowodem winy.

Nigdy nie złamałam prawa. Najgorszą rzeczą jaką w życiu zrobiłam było przejście na pasach na czerwonym świetle. Raz też nabiłam na kasie samoobsługowej nie te pomidory, co powinnam, a potem pół dnia miałam wyrzuty sumienia, że zapłaciłam za mało i przeze mnie sklep będzie stratny. 

A teraz co? Oskarżenie o pobicie? Przecież to zostanie w moich papierach na zawsze! Nawet Luke nie ma żadnej kartoteki, choć leje się z ludźmi od dzieciaka. Rodzice dostaną zawału. Uznają, że wielkie miasto zepsuło ich córkę i ściągną mnie z powrotem do rodzinnego miasta, aby mieć mnie na oku. Zamkną mnie w pokoju, na straży postawią dziesięć smoków i gówno ich będzie obchodzić, że jestem dorosła. Pobicia nigdy mi nie wybaczą.

– No więc... – zaczęła Mon, niespokojnie wiercąc się na siedzeniu – czego możemy się spodziewać?

– W najlepszym wypadku przesłuchania, w najgorszym...

– Przecież jej nie zamkną! Bo nie zamkną, prawda?

– To zależy od stopnia uszkodzenia ciała.

Oblał minie zimny pot. USZKODZENIA CIAŁA? O bogowie. Wyrządziłam komuś poważną krzywdę.

– Jakiego uszkodzenia? – wyrzuciła ręce na boki, przeradzając oczami – Nic wielkiego mu przecież nie zrobiłyśmy.

– Gdyby tak było, policja nie miałaby powodu nas wzywać – odparł rzeczowo Aleks, ze zmarszczonym czołem zerkając w lusterko na Monroe – Wstępne oględziny potwierdziły istnienie ran, których ten chłopiec nie mógłby zadać sobie sam.

– Chłopiec! – prychnęła z drwiną – Jak to idealnie do niego pasuje! Nie wierzę, że poleciał z płaczem na policję!

Mierzą się wzrokiem aż po całym samochodzie skaczą iskry. Muszę to przerwać. Jeszcze tego brakuje, aby rzuciła się na niego z pazurami i też została oskarżona o pobicie. 

– Przepraszam – wydukałam, czym znów zwróciłam na siebie wzrok Aleksa. 

– Chciałbym usłyszeć wyjaśnienia, nie przeprosiny.

Ok, czyli jest zły. Nawet bardzo. Tyle, że jego złość nie jest żadną erupcją wulkanu jak u brata, tylko zamiecią śnieżną. Emanuje takim chłodem, że żałuję, że nie mam na sobie puchatej kurtki. Nauszników, rękawiczek i jeszcze przenośnego grzejnika.

– No... ja go ude...rzyłam.

– Och, doprawdy?

Zwiesiłam głowę. Nigdy, przenigdy już jej nie uniosę. Jeśli choć raz spojrzę przez okno, natychmiast otworzę drzwiczki i ucieknę. Biegłabym jak najdalej stąd, a najlepiej do przeszłości, aby to wszystko odkręcić.

Buty do spierdalaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz