7. Procent po procencie

787 59 8
                                    


Na ekranie wyświetlił się nowy kontakt: Demon.

– Masz zamiar łaskawie pojawić się tutaj jeszcze w tym stuleciu? – pretensjonalny głos Nico rozbrzmiał przy moim uchu, odbierając wszelkie ciepło słoneczne przebijające się przez warstwę ozonową.

– Jestem pod wejściem.

– To lepiej biegnij. Czekam już siedem minut.

– Niestety...  Apsik! Nie mogę... Apsik! – zakichałam, przykrywając usta dłonią – Alergia mnie powstrzymuje.

– Przecież jeszcze nie pyli.

– Pyli twoim zrzędzeniem – rozłączyłam się i weszłam do kancelarii.

Winda czy schody? Czeka już siedem minut, a windą będzie szybciej. Czyli schody. Po dodatkowych dziesięciu minutach wolnego spacerku otworzyłam drzwi do gabinetu Aleksa. 

– Dzień dobry, Emily.

– Cześć – zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam w fotelu naprzeciw.

– Ekhem... – usłyszałam wymowne chrząknięcie, więc dodałam:

– Wam oboje.

– Troje!

Piskliwy głos nakazał mi przestać ignorować Nico i spojrzeć w róg pomieszczenia. Widząc Alana przy plastikowym stoliczku z rozsypanymi kredkami, od razu się uśmiechnęłam.

– Witaj, króliczku.

Posłał mi szeroki uśmiech z wyrastającą stałą jedyną, po czym wrócił do malowania jakiegoś patyczaka na kartce. Przesunęłam wzrok kawałek od niego, gdzie na podłodze siedzi Nico. Trzyma w dłoni kredkę i koloruje.

Może gdyby był to ktokolwiek inny to pomyślałabym, że to urocze, ale z góry widzę to jego dzieło sztuki i mało w nim oryginalności. Takie samo można znaleźć na drzwiach publicznych toalet oraz murach podejrzanych osiedli. Tak, Nico koloruje właśnie penisa ciągnącego się w poziomie przez całą kartkę. Normalnie Picasso się znalazł, czy raczej Penicasso.

– Oto umowa menadżerska – powiedział Aleks, podsuwając mi cyrograf.

Brzmi normalnie, więc chyba Nico nie podzielił się z nim wczorajszymi rewelacjami. Dobrze, bo zrobiłoby się niezręcznie. 

– Wystarczy atrament, czy musi być podpisany krwią?

– A może być zwykłe pióro wieczne? – spytał, kładąc je przede mną.

– Nie zapędzajmy się z tą wiecznością, starczy umowa na rok.

Sięgnęłam po dokumenty, aby przeczytać je ponownie. Mogłam wziąć ze sobą lampę na podczerwień, bo co, jeśli Nico dopisał coś niewidzialnym atramentem? Może i moja dusza nie jest wiele warta, ale będzie wiocha jak sprzedam ją za worek cebuli.

Niestety moje konto topnieje szybciej niż Antarktyda i jak nie zacznę zarabiać to czeka mnie eksmisja, a kanapa w salonie ma już odciśnięty kształt moich pośladów i nie mam ochoty wygniatać go od początku gdzieś indziej. Oby więc był to przynajmniej duży worek cebuli.

Gdy sięgnęłam po pióro, Alan wyciągnął rękę po nową kredkę, a wtedy jego wzrok natrafił na rysunek wujka. Nie trzeba było długo czekać, aby padło klasyczne dziecięce pytanie:

– Co to?

No, będzie ciekawie. 

Nico spojrzał na chłopca, potem na swój majstersztyk, aby z pełną powagą odpowiedzieć, że ta tuba zakończona dwoma kółkami to tak naprawdę...

Buty do spierdalaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz