10. Sztyletowanie

1.3K 61 20
                                    


Bycie młodszą siostrą w ma sporo zalet. Uprawnia cię na przykład do brania na litość, gdy chcesz wymusić oddanie ci większego kawałka tortu i nadaje niepisany przywilej podkradania wszelkiego rodzaju bluz i słuchawek. Tak po prostu jest. To prawidło znane od wieków. Nawet jaskiniowcy w naściennych malowidłach uwieczniali młodsze siostry z podpierdoloną od starszego brata maczugą. 

Za szeregiem zalet idą też jednak wady. Jak choćby bycie bezceremonialnie wykorzystywaną przy każdej nadarzającej się okazji. Odmowa jest niedopuszczalna, bo gdy to zrobisz, zaraz usłyszysz: "Ale jak to tak? Rodzinie nie pomożesz?", a na to nie ma dobrej odpowiedzi. 

Więc ostatecznie kończysz jako komołuch latający ze ścierą, aby posprzątać w barze, który twój kochany braciszek postanowił sobie kupić. I to w wakacje. 

Dłonie mi odpadają. Skóra na palcach zmarszczyła się od wody, zdarte skórki pieką od detergentów, a moje do tej pory zadbane paznokcie stały się tęsknym wspomnieniem. Jeśli Luke nie postawi mi za to czekoladowego szejka, wniosę o wypis z kroniki rodzinnej. Nie żartuję!

Wyprostowałam się ze stęknięciem godnym wiekowej babuszki i poprawiłam kitkę, zgarniając kilka kosmyków ze spoconego czoła. Szorowanie podłogi trwało wieki, ale w końcu odzyskała swój szary kolor. Okazało się, że wcale nie ma wzorków, tylko była tak potwornie brudna, że wyglądała jakby van Gogh mazał po niej farbkami. 

Rozejrzałam się po lokalu, na który składają się dwie duże sale o wielopoziomowym suficie. Wiszą z niego już nowe lampy – miedziane i płaskie jak talerze. Pasują do czarnych ścian oraz równie ponurej lady w kształcie litery „C", która ciągnie się po lewej. Z tyłu jest scena wznosząca się na jakieś półtora metra ponad parkietem. Poszłam w tamtą stronę i przystanęłam przy drabinie, z której Flavio sprejuje ścianę. 

Widać już zarys graffiti, ale jeszcze sporo czasu minie zanim będzie gotowe. Wzór, jak to w przypadku wszystkich jego prac, jest nieco dziwny, ale bardzo precyzyjny. Składa się z wielu połączonych ze sobą fragmentów, lecz póki co rozpoznaję tylko jakieś sylwetki ludzi i zwierząt wtopione w budynki i drzewa. Na pewno ma to jakiś sens, ale ja go jeszcze nie widzę. 

Zresztą, nawet gdyby namalował na ścianie pisuar, wciąż byłby na podium wśród ludzi, których szanuję. Zaraz za Aleksem, który po wybaczeniu mi zalania kancelarii wskoczył na pierwsze miejsce. 

Po powrocie z nad morza, wysłałam projekt okładki Stelmanowi, a dziś rano przysłał mi wiadomość, że została zaakceptowana przez dyrektora marketingu i reklamy. Do tej pory nie wiedziałam, że ktoś taki istnieje i mylnie zakładałam, że Antoni rządzi niepodzielnie. 

A tu takie zdziwko, bo okazuje się, że takich dyrektorów jest kilku. Lea, którą poznałam podczas spotkania z redaktorami, jest jedną z nich. Gdy dowiedziałam się, że jest także szefową grafików, w ostatniej chwili stłamsiłam w sobie chęć naskarżenia jej na nich. 

Książka aktualnie jest na etapie składu, a to znaczy, że jakiś stary rzemieślnik ślęczy pochylony nad stołem i zszywa pojedyncze kartki igłą. Nie no. Wiem, że w rzeczywistości to tak nie wygląda, ale taka wizja podoba mi się bardziej niż klikanie w klawiaturę. 

Usłyszałam silnik, więc przerwałam gapienie się na graffiti i wyszłam na podwórko. Budynek, który zafundował sobie Luke jest masywny, w całości wykonany z betonu i ogólnie wygląda jak duża, szara kostka. Wątpię, aby zechciał go pomalować. Zostawienie go w takim surowym stanie jest bardziej w jego stylu, chociaż wciąż nie mogę uwierzyć, że go kupił. Wydaje mi się, jakby ledwie wczoraj żebrał u mnie o zaskórniaki, bo za szybko wydał kieszonkowe.

Buty do spierdalaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz