14. Późną porą

770 66 12
                                    


Cisza pokoju hotelowego jest jeszcze bardziej nieznośna niż wcześniej. Do pewnego czasu udawało mi się jej unikać za sprawą muzyki, ale zaczęły mnie boleć uszy. Przeczytałam powieść, którą ze sobą zabrałam, katalog hotelu i wszystkie ulotki, które znalazłam. Z nudów uczesałam się w dwa warkocze, aby potem je rozplątać i zapleść od początku. Stworzyłam również serię selfie we wszystkich kątach i pozach, którą zalałam nasz grupowy czat. 

W końcu Matt skończył pracę. Dostał fuchę ratownika na basenie, więc gdy tam jest to telefon ma w szafce i ciężko się do niego dodzwonić. Czekanie aż skończy zmianę, aby móc go usłyszeć było potworne.

– Cześć, skarbie, jak minął dzień?

– Ciężko – westchnęłam, siadając na łóżku – Zaczepił mnie dzisiaj fan książki.

– No to super.

– Nie, wcale nie – zaprzeczyłam, skubiąc ogonek jednego z warkoczy – Przestraszył mnie. Sama nie wiem... dziwny był. Mówił, że jesteśmy podobni i...

Zamknęłam usta, bo nie mogę mówić osobom spoza projektu, o tym co się podczas niego dzieje. Czy taka sytuacja mnie z tego zwalnia? Chyba nie. Kurczę, nie powinnam w ogóle zaczynać.

– Podekscytowani czymś ludzie czasem przekraczają granicę tego, co wypada, ale to nic wielkiego. Po prostu nie jesteś do tego przyzwyczajona.

– Tak... chyba tak – przyznałam wymijająco i zmieniłam temat nim przypadkiem złamię cyrograf – A jak u ciebie?

– Trener znów chce mnie wystawić w zawodach, ale ciężko będzie pogodzić treningi z pracą.

– Powinieneś spróbować. Bluza z twoim numerem wciąż czeka, aby stać się talizmanem.

– To chyba będę musiał się przyłożyć.

Chwilę pomówiliśmy o mało istotnych sprawach i było dobrze dopóki się nie rozłączyłam i znów nie zapanowała cisza. Kilka rundek w Angry Birds na telefonie pozwoliło mi jako tako zająć myśli aż w końcu przyszła wiadomość. 

Demon: Już po wszystkim

Ufff... nareszcie. Od razu mi lepiej mi ze świadomością, że po hotelu nie kręci się więcej takich podejrzanych osób. Po chwili przyszło jeszcze powiadomienie o kolejnej zmianie w harmonogramie. Nico zwrócił mi dzień wolny w urodziny, ale nawet to nie poprawiło mi zbytnio humoru. 

Godzinę kręciłam się po pokoju, nie mając co ze sobą zrobić aż o 21:03 położyłam się do łóżka. Przewróciłam się na bok. Potem znowu i znowu. O 21:28 poprawiłam poduszkę. Położyłam na plecach. Chwilę później na brzuchu. No ja pierdole. O 22:07 wyciągnęłam ręce nad kołdrę, gapiąc się w sufit.

O 22:16 podświetlił się ekran telefonu, ale go zignorowałam, dalej próbując zasnąć. Minutę później stało się to ponownie, więc sprawdziłam, kto do mnie wypisuje po nocach. No nie. Znowu?

Twinkle, twinkle little star

How I wonder what you are?

When the blazing sun is gone

When he nothing shines upon

Then you show your little light

Twinkle, twinkle, all the night

Czy ten reptilian nie ma nic lepszego do roboty? Mógłby chociaż wymyślić własny tekst, przecież jest muzykiem (podobno), a nie tę niepokojącą piosenkę. Od razu wyobrażam sobie śpiewającą to laleczkę Chucky, która zakrada się do mojego łóżka w ciemności. Ta wizja ani trochę nie pomogła mi zasnąć, więc ostatecznie usiadłam i zapaliłam lampkę przy łóżku.

Buty do spierdalaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz