8. Jeździec bez głowy

590 50 6
                                    


– Konie stają w boksach – rozbrzmiał głos spikera.

Mężczyzna stojący na wysokiej budce obok kratowanych bramek, uniósł ramię z przyciskiem na długim kablu. Wcisnął go, a drzwiczki w kojcach wystrzeliły na boki. Rozbrzmiał głośny tupot. Konie wznieciły tumany kurzu, a dżokeje w czerwonych koszulkach i kaskach unieśli się nad siodłami.

– Pierwsza ćwiartka za nami – poinformował głos niesiony przez głośniki – Na przód wyłania się numer siedem.

Ludzie na trybunach wstali. Niektórzy dopingują i wymachują rękami, inni rozważają, kto zwycięży. Pierwsi to bliscy zawodników, drudzy fani samego sportu. Jest też trzecia grupa, panowie w marynarkach w odcieniach khaki oraz panie z kapeluszami z pawim piórkiem.

Oni są cicho, z gracją podnoszą malutkie lornetki do oczu i obserwują wyścigi. Gracze. Łagodniejsze określenie na hazardzistów, którzy mają tyle siana, że mogą wymienić go na dreszcz emocji związany z obstawianiem zakładów. I to wśród nich jestem ja.

– Trzynastka wyprzedza siódemkę po zewnętrznej.

Wierzę komentatorowi na słowo, bo konie pędzą tak szybko, że nie widzę nawet numerów na plecach jeźdźców.

– Nie chciałeś startować? – spytał Aleks, więc obróciłam ku niemu głowę.

W przeciwieństwie do podekscytowanych ludzi na trybunach, bracia Blair siedzą. Tak jak ja, ale jeśli chodzi o mnie to głównie dlatego, że o koniach wiem tyle, że lubią marchewki, a prywatna loża Kuźni jest bardziej przestronna niż trybuny i niezbyt chce mi się wstawać.

Nie ma tu składanych, plastikowych krzesełek, tylko pełnoprawne fotele, a pomiędzy nimi są stoliki z parasolkami. Na moim aktualnie lód roztapia się w lemoniadzie. U Aleksa, po prawej, stoi szklanka wody, u Nico, siedzącego miejsce dalej, filiżanka czarnej jak jego dusza kawy. Pewnie piliby whisky, gdyby nie to, że teoretycznie jesteśmy w pracy.

– Jeździsz konno? – spytałam.

– Oboje jeździmy od dziecka. Choć ty niezbyt się w to wkręciłeś – powiedział Nico, patrząc na brata.

– Wolę tenisa.

– W szachach też ci łoję dupę.

– Ale wygrywam w szermierce.

No tak, jazda konna, tenis, szachy i szermierka, typowe sporty dla bogatych paniczy.

– A ty uprawiasz jakiś sport, Emily?

– O, tak – pokiwałam głową, łapiąc za lemoniadę – Zajęłam nawet trzecie miejsce w uniwersyteckiej lidze mistrzów.

– W co?

– W Beer-ponga.

– To chyba nie jest dyscyplina sportowa – zauważył Nico, wystawiając twarz do słońca w ciemnych okularach. 

– A piliście kiedyś ze studentami medycyny? Odpadlibyście w ćwierćfinałach.

Nie rozumiem, z czego oni się śmieją. Nie istnieje bardziej konkurencyjna dyscyplina niż Beer-pong. Na każdym kampusie jest co najmniej kilkunastu czempionów, których pokonanie wymaga niezniszczalnej wątroby. W nagrodę za moje osiągnięcie Luke'a mi nawet wybekał Happy birthday to you. Nie pasowało do okazji, ale nic innego nie zna, a ja i tak czułam się doceniona jak nigdy.

– Biegną równo po przeciwległej prostej! – krzyknął spiker, a hałasy dookoła nasiliły się.

Faktycznie dwa konie idą łeb w łeb na przodzie, a reszta walczy o pozycję za nimi. Fascynujące. Aż muszę się napić, bo od tej adrenaliny zaschło mi w ustach.

Buty do spierdalaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz