21. Przesyłka ekspresowa

876 58 11
                                    


Gdy się obudziłam, Matthiasa nie było obok mnie. Pustka. Właśnie to poczułam. Chwilę patrzyłam na poduszkę, wciąż wgniecioną na kształt jego głowy zanim zdławiłam ogarniającą mnie wątpliwość i sięgnęłam do stolika nocnego po telefon.

Matthias: Nie chciałem cię budzić. Miłego dnia, skarbie ❤️

O bogowie... co za ulga.

Spojrzałam na godzinę, w której wysłał mi wiadomość. 6:15, czyli wyszedł ponad dwie godziny temu. Musiałam spać jak zabita, że go nie usłyszałam. Promienie słońca chyba zawsze pojawiają się i znikają niepostrzeżenie, ale będzie dobrze. Wiem, że wróci. Zaraz... 

Poderwałam się do siadu, marszcząc brwi. Kiedy ja się taka stałam? W którym momencie tak bardzo zaczęłam bać się odtrącenia? Gdy zobaczyłam zdjęcie seksi nóżek na telefonie Nata? Gdy wspólne śniadanie z Nico okazało się być czymś, na co nie zasługuję? Gdy Emal mnie wyśmiał za bycie naiwną? Czy kiedy cały kraj zaczął wytykać mi wszystkie moje braki na podstawie jednego zdjęcia?

Nie chcę taka być. Nie mogę wartościować się innymi. To mnie wciągnie w mroczne odmęty depresji, a z depresją... nie pociągnę projektu do końca. Zabiję swoją własną książkę. Odpaliłam aplikację banku. Pięć przelewów za 50 000 sprzedanych egzemplarzy. Ledwie połowa, a zostały niecałe dwa miesiące. Muszę się wziąć w garść.

Obiegłam wzrokiem sypialnię, spodziewając się rozrzuconych wszędzie ubrań, ale nic takiego nie zastałam. Moje spodnie i szczęśliwa bluza leżą złożone na krześle przy klozetce. Ten chłopak jest dla taki za dobry, więc czemu ja się jeszcze waham? Nie będzie tak jak wcześniej w moich relacjach z mężczyznami. Nie dopuszczę do tego. Będę się starać. Próbować. Ze wszystkim. 

Nagle mój wzrok padł na lnianą torbę stojącą na biurku. Czy mam dziś moc, aby się tym zająć? Nie, nie tak to powinno brzmieć, tylko: zajmę się tym. Już i tak za długo zwlekam.

Wzięłam prysznic w rekordowym tempie, przebrałam się, nakarmiłam koty i wyszłam z mieszkania. Załadowałam się do Olafka, uruchomiłam silnik i opuściłam miasto. Jadę, nie robiąc żadnego przystanku. Nie uruchomiłam nawet radia, tylko pokonuję drogę za drogą, zakręt za zakrętem aż w końcu wjechałam do rodzinnego miasta.

Minęłam osiedle, na którym się wychowałam i pojechałam dalej. W końcu zaparkowałam samochód, założyłam torbę na ramię i ruszyłam w górę wzniesienia. Świat pokrywa gruba warstwa śniegu, spod której wybijają się marmurowe anioły i kamienne krzyże. Buty skrzypią, gdy pokonuję kolejne alejki aż trafiłam na tą, którą dobrze znam.

Kucnęłam przy grobie dziadka i strzepnęłam z niego śnieg. Wyjęłam książkę z lnianej torby i obróciłam w dłoniach, przyglądając się okładce.

– Jesteś pierwszym czytelnikiem, więc bądź dla mnie łaskawy – położyłam Szkarłatny Dwór pod zdjęciem wąsatego, brodatego faceta – Mam nadzieję, że znajdziesz w niej nowe ulubione cytaty.

Zawiał mroźny wiatr, który otworzył książkę i przewertował strony. Raz w jedną, potem w drugą aż w końcu strony opadły mniej więcej w połowie. Zaśmiałam się, kręcąc głową.

– Ale z ciebie mól książkowy. Mogłeś chociaż poczekać aż sobie pójdę.


*

– Dorób mi klucze.

Oderwałam wzrok od kubka kawy i spojrzałam na Mon, która kręci się na fotelu z zielonym żelkiem w ustach. W przeciwieństwie do mnie, która tak zmarzła w drodze powrotnej z cmentarza, że ratuje mnie tylko ten gorący kubek w dłoniach, Merlin wygląda jak wcielenie lata, której zima totalnie zwisa.

Buty do spierdalaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz