5

1.2K 66 3
                                    

Kaszlę czując, że za chwilę wypluje swoje płuca. I może to by było dobrze, pozbyłbym się swojego uszkodzonego narządu i sprawił sobie nowe płuca. Wolne od tej cholernej astmy, która potrafi zatruwać mi życie. Jestem dziś tak słaby, że nie daje rady wstać z łóżka.

Ze cztery razy już brałem leki, ale przy zaostrzeniu one średnio zdają egzamin.

- Louis - nagle dociera do mnie słodki głos Rosie. Kurwa ona nie powinna mnie oglądać w takim wydaniu.

Nim udaje mi się zaprotestować to mała wchodzi do mojej sypialni.

Na mój widok od razu znika jej uśmiech z twarzy.

- Jesteś chory - mówi zmartwionym głosem. Powoli do mnie podchodzi i siada na brzegu łóżka. - Teraz to ja będę musiała się tobą zaopiekować. - Ona naprawdę jest słodziutka.

- Jestem chory, ale to nie przeziębienie - znów atakuje mnie mocny kaszel. Kurwa zaczyna mi się już od tego kręcić w głowie.

- A co? - dopytuje i kładzie mi dłoń na czole. Nie jest przyzwyczajony do takich gestów. Zawsze wszelkie zaostrzenia swojej choroby przeżywałem sam. Ewentualnie w gorszych sytuacjach wzywałem lekarza.

- Mam astmę.

Mała robi smutną minę i przenosi swoją dłoń na mój policzek. Zaczyna mnie delikatnie po nim głaskać.

- Zaraz polecę po swój tablet i poczytam o tej chorobie, muszę wiedzieć jak się tobą zajmować. Najpierw jednak przyniosę ci wody, bo po tak długim kaszlu musisz mieć już suche gardło.

Nim zdążam zaprotestować to Rosie szybko wstaje i gdzieś biegnie. I chociaż nie mam teraz na nic siły to nie potrafię się nie uśmiechnąć na jej zachowanie. Znam się na kobietach i każda inna na jej miejscu stwierdziłaby, że nie chce mi przeszkadzać i jak najszybciej by wyszła i zajęła sobą.

Lecz Rosie sama z siebie chce mi pomóc. Dobrze, że przyjąłem tą dziewczynę pod swój dach.

Mała szybciutko wraca z butelką wody i szklanką.

- Sprawdziłam zmywarkę, nie mam tak żadnych naczyń co znaczy, że nic jeszcze nie jadłeś, a przecież jest po jedenastej - w jej głosie słychać pretensje. Nalewa mi też tej wody i podaje mi szklankę. Przyjmuję ją, bo właśnie tego mi było trzeba, ale nie miałem siły wstać i sobie przynieść.

Wczoraj jeszcze nic nie wskazywało, że moja choroba uderzy z taką siłą.

Zwilżam sobie gardło, a Rosie znów wpakowuje mi się na łóżko. Naprawdę lubię bliskość tej małej.

- Wiem, że źle się czujesz, ale powiedź na co masz ochotę do jedzenia. Nie chce byś całkowicie opadł z sił - odbiera ode mnie szklankę i odkłada ją na szafkę.

- Najpierw chce się trochę przespać. Jakbym się obudził i nie mógł złapać powietrza to włóż mi inhalator do ust i dopilnuj bym wziął dwa oddechy leku - Rosie kiwa głową, a w jej oczach pojawia się współczucie. Kurwa jak ja tego nienawidzę. Ta choroba potrafi zatruć mi życie i teraz sprawiła, że nie czuję się jak prawdziwy mężczyzna.

Mała nachyla się nade mną i cmoka mnie w czoło.

- Lecę tylko po tableta i później nie odstąpię cię na krok. Zobaczysz, że szybko dojdziesz do siebie.

Nie wątpię w prawdziwość jej słów, bo samo jej pojawienie sprawiło, że już mi odrobinę lepiej.

Otwieram oczy i czuję, że mam płuca ściśnięte. Rękom szukam inhalatora, ale on szybko znajduje się w moich ustach. Dostają mi dostarczone dwa wdechy leku i od razu czuję się lepiej. Przynajmniej na chwilę.

- Może powinnam wezwać do ciebie lekarza. Spałeś zaledwie czterdzieści minut.

- To nic. Za dwa dni mi przejdzie. A przy tobie to może i nawet jutro - oznajmiam, a ona wchodzi pod mój koc. Dobrze, że mam na sobie chociaż bokserki.

- Nie lubię jak się męczysz - oznajmia Rosie. - Może chociaż zadzwonię po Maxa, on na pewno będzie lepiej wiedział jak ci pomóc.

Nigdy nie czułem potrzeby angażowania mojego syna w pomaganie mi. Cieszy mnie jedynie to, że nie odziedziczył tego po mnie.

- Nie zawracajmy mu tym głowy.

- Jeśli tego chcesz, jednak wiedz, że nie ważne co powiesz to ja i tak cię nie zostawię. A teraz polecę nam zrobić śniadanie.

Czyli ta mała czekała na mnie ze śniadaniem, muszę jej powiedzieć by więcej tego nie robiła. Trzeba nauczyć Rosie by zaczęła bardziej przejmować się sobą.

- Chce jajecznicę - brunetka kiwa głową i mnie opuszcza. Prawie zawsze jemy takie śniadania. Ona jednak zaczęła wymyślać coraz to nowe dodatki wczoraj na przykład dodała do jajek łososia i choć myślałem, że zjem to tylko po to by nie było jej przykro to naprawdę mi to posmakowało.

Rosie ma talent do gotowania.

Nagle mój telefon zaczyna dzwonić. Podnoszę się do pozycji siedzącej i sięgam po niego. Na wyświetlaczu widzę, że dzwoni stary Davis.

Normalnie bym nie odebrał będąc w takim stanie, bo nie chce by ktoś się dowiedział o mojej chorobie, a w każdej chwili mogę dostać nagłego ataku kaszlu. Tym razem jednak nie mogę się powstrzymać, bo jestem cholernie ciekawy co chce mi powiedzieć.

- Słucham - mówię starając się brzmieć pewnie. On mnie nie zna, więc nie sądzę żeby się zorientował, że coś jest nie tak.

- I jak tam zabawiłeś się tą dziewczyną, którą ci dałem? - pyta.

Jak go spotkam to chyba się nie powstrzymam i dam mu w mordę.

- Jestem nią usatysfakcjonowany.

Ze wszystkich sił staram się opanować nerwy, bo one mogą wywołać u mnie atak nagłego kaszlu.

- To zwykła nudna dziewczyna, jak już będziesz miał jej dość to po prostu poderżnij jej gardło, a ciało wrzuć do rzeki lub morza. Nie ma co sobie kimś takim zawracać głowy.

Słuchając jego słów od razu zapala mi się czerwona lampka. Bardzo mu zależy na śmierci Rosie, a gdyby naprawdę nic nie znaczyła to by się nie interesował tym czy żyje. Choć istnieje też opcja, że mała mu odmówiła i ten się teraz na niej mści.

Pierdolony staruch.

- Obecnie ta dziewczyna to mój problem, więc zrobię z nią to co ja będę chciał - oznajmiam i kończę połączenie, bo czuję, że zbliża się atak kaszlu. Odkładam telefon i znów prawie wypluwam swoje płuca.

Rosie musiała zobaczyć coś czego nie powinna lub odmówić czegoś Davis'owi, nie ma przecież powodu by temu pierdolonemu chujowi tak zależało na jej śmierci. Lecz póki ona jest ze mną to nic jej nie grozi. Ochronię ją.

Liczę na waszą opinię.


Tajemnicza kochanka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz