24

591 41 2
                                    


Zawsze uważałem, że mam pecha, ale wiem, że teraz to już pobiłem wszelkie rekordy. Dlaczego moja Rosie musiała się okazać Marcellą Feranto Teraz nawet gdyby cudownym sposobem chciała kontynuować ten związek to jej ojciec na pewno zrobi wszystko by do tego nie dopuścić. Dla niego jestem nic nie znaczącym pośrednikiem, który nadaje się tylko do rozprowadzania towaru.

— Już myślałem, że będzie po nas — komentuje Max romasując sobie kark. Na całe szczęście on ledwo co oberwał. Wszystko się skupiło na mnie. — Od samego początku podejrzewałem, że z nią jest coś nie tak. I widzisz, że miałem rację.

Max nalewa sobie whiskey. Spoglądam na niego wymownie i mi też robi drinka.

Podaje mi szklankę, a ja opuszczam ją za jedynym zamachem.

— A może wezwę do ciebie lekarza, nie obraź się tatą, ale nie wyglądasz najlepiej — proponuje mój syn. Ostatnie jednak na co mam teraz ochotę to wizyty jakiegoś konowała. Muszę sobie wszystko ułożyć w głowie, bo dalej nie mogę uwierzyć w to co się stało.

— Nie trzeba — czuję niewielki ucisk w płucach, więc dla pewności biorę jedną dawkę leku z inhalatora. Nie powinienem mieszać leków z alkoholem, ale obecnie mam większe problemy.

Podchodzę do drzwi, ale zatrzymuje mnie głos mojego syna.

— Wiem, że pewnie będziesz za nią tęsknił, ale tak będzie lepiej. Ona odzyskała swoją prawdziwą tożsamość i rodzinę.

Nic nie odpowiadam Max'owi, bo wiem, że ma rację. Nie jestem jednak na tyle dojrzały żeby to wprost przyznać. Wolę zająć się zastanawianiem w jaki sposób odzyskać Rosie.

Pov Marcella

Maszeruje po tym ogromnym domu odkrywając coraz to nowe pomieszczenia. I z przykrością stwierdzam, że nic mi tu nie wydaje się znajome. Kilku młodych mężczyzn się ze mną wita, a ja jedynie cicho im opowiadam. Nie ma tego na, którym mi zależy czyli Theo. Staram się w jakiś sposób wyostrzyć ten sen by chociaż sprawdzić czy uprawiałam z nim seks w moim pokoju.

— I jak ci się tu podoba Marcello? — słyszę to pytanie zza siebie. Odwracam się i widzę tego mężczyznę, który jako pierwszy mnie rozpoznał. Wydaje mi się, że ma na imię Alessandro, ale przez to zamieszanie mogłam się pomylić.

— Jest ładnie — odpowiadam od niechcenia. Ten dom wypada dość mrocznie, lecz to akurat dobrze się składa. Miejsce gdzie żyją sami mordercy nie może wyglądać radośnie ani optymistycznie.

— Sama wiele tu zmieniłaś, a twój ojciec jak zwykle ci uległ — czyli wychodzi na to, że mam dość mroczny styl. Zauważyłam, że większość moich ubrań ma ciemny kolor. — Jesteś dla niego bardzo ważna.

Wzruszam ramionami. Teraz każdy mi mówi jaka byłam, niestety nie mam możliwości tego zweryfikowania.

— Możliwe — chce go wyminąć, ale on zastępuje mi drogę. Dlaczego do cholery tak się na mnie uwziął?

— Wiem, że teraz traktujesz mnie jak wroga, ale gdy już wrócą ci wspomnienia to będziesz szczęśliwa, że zabraliśmy cię stamtąd — przewracam oczami na jego słowa.

— Nie prosiłam się o żadną pomoc i nie zamierzam za to dziękować! — oznajmiam podniesionym tonem i tym razem udaje mi się go minąć. Jeszcze bardziej zepsuł mi humor, ale nie wracam do tego pokoju, bo w nim czuję się gorzej.

Szkoda, że nie wzięłam ze sobą telefonu, który dał mi Louis. Nie zdążyłam się nauczyć jego numeru na pamięć, więc nie mam możliwości się z nim skontaktować. Chociaż skoro potrafię prowadzić auto to w każdej chwili mogę do niego pojechać.

A jako córka szefa na pewno mam jakiś samochód. Nie jestem tu też więźniem, więc nie widzę powodu dla którego nie mogłabym gdzieś jechać.

Zwiedzam jeszcze z godzinę. Za oknami robi się już ciemno, ale tu są światła zapalane na czujnik co nie ukrywam jest to irytujące. Po drodze spotkałam jeszcze blondynkę na oko po trzydziestce i moją pierwszą myślą było to, że może to żona mojego ojca, ale ona grzecznie się przywitała i nazwała mnie panią, więc od razu porzuciłam tą myśl.

— Moja Marci jak zwykle nie potrafi usiedzieć na miejscu — komentuje ojciec gdy wreszcie się na niego natykam w salonie. Ten dom to prawdziwy labirynt i do każdego miejsca prowadzi kilka dróg. To prawdziwy cud, że tak szybko udało mi się wcześniej stąd wydostać.

— Chciałam poznać ten dom, ale nie jestem pewna czy udało mi się zapamiętać co gdzie jest.

Śmieje się na moje słowa. Jak jesteśmy sami to nawet głos mu się zmienia.

— Jak byłaś mała to, to właśnie ci się tu najbardziej podobało. Wiele razy cię tu szukałem — wspomina. Z chęcią bym do niego dołączyła.

Nagle jednak do głowy przychodzi mi jedna myśl, jak raz siedziałam z Louis'em to on wspominał, że Rodrigo Feranto zamierza za kogoś wydać swoją córkę. Wtedy wydawało mi się to abstrakcyjne, ale teraz niestety stwierdzam, że chodzi o mnie. A nie ma możliwości bym się na to zgodziła.

Zajmuje miejsce na jedynym z brązowych skórzanych foteli. Póki co nie chce zająć miejsca na kanapie obok niego.

— Mogę cię o coś zapytać?

Kiwa głową na tak.

— Parę razy dotrzymywałam towarzystwa Louis'owi jak pracował i dowiedziałam się, że masz zamiar wydać swoją córkę. Wiedz, że nie ważne jakich metod użyjesz to mnie do tego nie zmusisz — mój głos przybiera ostry ton.

Spodziewałam się, że moje słowa go zdenerwują, ale po jego wyrazie twarzy widzę, że nic takiego się nie stało. Nie wykluczone, że jest dobrym aktorem i nieźle się maskuje.

— Bardzo mnie to cieszy Marci — odpowiada dokładnie to czego się nie spodziewałam.

— Ale jak to? — sama już nie wiem co tu jest grane. Po jaką cholerę chciał mnie wydać za mąż skoro teraz tak szybko z tego rezygnuje.

A może jak zniknęłam to uświadomił sobie, że źle robi i zrezygnował z tego niedorzecznego pomysłu.

— Normalnie, cieszę, że porzuciłaś ten głupi pomysł. Moja córka nie jest żadnym towarem na sprzedaż.

Cholera jasna to znaczy, że to nie on jest złym ojcem tylko ja jestem jakaś popierdolona.

— Nie zastanawiaj się nad tym skarbie. To miał być taktyczny ruch, ale zapominamy o tym. Tak szczerze to nigdy nie znosiłem Stylesa.

Styles, nic mi to nie mówi. Chociaż może on ma na imię Theo, to akurat by wiele wyjaśniało.

— A jak on się dokładnie nazywa? — dopytuje.

— Harry Styles — no i nic mi to nie mówi.

— Załatw to tak by nikt już nie wspominał o tym ślubie.

Mam teraz zbyt wiele na głowie by martwić się jeszcze jakimś ślubem.

Liczę na waszą opinię

Tajemnicza kochanka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz