15

831 52 3
                                    


Louis wreszcie zobaczył, że mam już dość tego siedzenia w domu, więc zabrał mnie do kawiarni. Spodziewałam się, że pojedziemy w jakieś odludne miejsce. Oczywiście bym to zrozumiała, bo chodzi o kwestię bezpieczeństwa. Tym razem jednak Lou mnie zaskoczył i jesteśmy w naprawdę dobrej i często uczęszczanej placówce.

Jest tu bardzo przytulnie. Mimo, że ściany są pomalowane na bordowo to wcale nie działa to rozdrażniająco, a wręcz to miejsce jest miłe. I choć już kończę swój kawałek sernika to nie mam ochoty stąd wychodzić. Możliwe też, że potrzebuje innych osób, bo ostatnio przebywam tylko z Louis'em i Max'em.

— A może tak wybierzemy się jeszcze do parku na spacer? — dla innych zwykłe maszerowanie nie jest niczym szczególnym, ale ja obecnie mogę wychodzić jedynie do ogrodu, więc każdą możliwość poznania innych miejsc traktuje jako ogromnie ciekawą przygodę.

Po minie szatyna już widzę jaka będzie jego odpowiedź.

— Następnym razem — bezgłośne przytakuje. On i tak dużo dla mnie robi, więc nie mogę ciągle czegoś wymagać. — Pamiętam jednak, że obiecałem ci wycieczkę do Włoch, a także wyjście do kina. Co byś wolała jako pierwsze?

Na moje usta automatycznie wpływa uśmiech. Korci mnie by powiedzieć, że chce do kina, bo to można od razu załatwić, lecz wycieczka brzmi o wiele lepiej. I wolę od razu się tym zająć.

— Wcześniej mi podałeś lokalizację swojego domu, więc sprawdziłam wszelkie miejsce, które moglibyśmy zwiedzić. Chociaż nie ukrywam, że wolałabym iść na żywioł — mówię wyraźnie rozmarzona. Nie mogę się już doczekać tego czasu, który razem spędzimy.

Z całą pewnością namówię go na seks na zewnątrz przy świetle księżyca.

Louis się uśmiecha widząc mój entuzjazm. Szybko odnajduje moją dłoń i łączy nasze palce.

— Zachowamy tam wszelkie środki ostrożności, ale nie będziesz pod takim nadzorem — to brzmi niczym jakaś bajka. To dziwne, ale ja po prostu marzę o tym by jak inni ludzie sama gdzieś wyjść. Potrzebuję poczuć chociaż namiastkę normalności.

— To może pojedźmy już jutro — wyrywam się, a Louis głośno się śmieje na mój wybuch entuzjazmu.

— Wiele ci jednak nie potrzeba do szczęścia księżniczko — już któryś raz używa względem mnie tego pieszczotliwego określenia. Jest ono naprawdę słodkie. — Ale potrwa to kilka dni, bo muszę pewne sprawy pozamykać, ale jeśli chcemy to przyśpieszyć to musimy teraz razem pojechać w jedno miejsce. To moje drugie biuro.

Do tej pory byłam przekonana, że Louis przede wszystkim pracuje w domu. Czyli ilekroć znika to pewnie jedzie do tego drugiego biura.

— Chce poznać każde miejsce związane z tobą.

Biorę sobie jeszcze na wynos latte z pistacjowym syropem. Ostatnio zauważyłem, że uwielbiam te orzechy pod każdą postacią. A jak tylko odkryłam, że je lubię to Louis zaczął mnie zasypywać potrawami, a także deserami w dodatkiem tych pistacji.

— A dasz mi kiedyś poprowadzić auto? — pytam podczas jazdy. Nie umiem się pozbyć wrażenia, że potrafię jeździć samochodem. Oczywiście nie mam odwagi od razu wyjechać na miasto, ale na wolnej przestrzeni z chęcią bym po próbowała.

— Nie sądzę by to było bezpieczne — spoglądam na niego zdziwiona.

To jest pierwsza rzecz, której mi odmówił.

— Chcę po prostu na jakimś polu lub leśnej drodze sprawdzić czy potrafię prowadzić samochód. Myślę, że umiem.

— Kochanie nie widzę powodu byś musiała sobie zawracać głowę jeżdżeniem autem — już otwieram usta by powiedzieć, że nie podoba mi się jego tok myślenia. Nie zdążam jednak tego powiedzieć, bo on zatrzymuje się przed wielkim budynkiem.

Mimowolnie przez moje ciało przechodzi pewnego rodzaju prąd. Pierwsze co pamiętam to, że obudziłam się w wielkim magazynie. I choć od tego czasu minął ponad miesiąc to nadal czuję ucisk w brzuchu jak sobie to przypominam. Nie wykluczone też, że jest to dla mnie tak bolesne, bo to moje jedyne wspomnienie.

— Wejdziemy bocznym wejściem, nie ma powodu maszerować przez cały ten budynek — tłumaczy mi Louis, a ja jedynie kiwam mu głową.

Chyba zauważył moje zawahanie, bo po opuszczeniu samochodu łapie mnie za dłoń i prowadzi do środka.

Jego biuro znajduje się na samym początku korytarza. I z całą pewnością mogę stwierdzić, że to pomieszczenie dużo bardziej różni się od tego w jego domu. Wydaje się mroczniejsze i dużo bardziej surowe.

Louis siada za swoim biurkiem, a ja z jeszcze większą dokładnością przyglądam się temu miejscu. I o ile w domu ciężko dostrzec broń to tu już na pierwszy rzut oka widzę dwa pistolety.

Jeden krótki, a drugi maszynowy.

Jakiś wewnętrzny głos każe mi podejść do tego mniejszego pistoletu. Pewnie nie powinnam, ale biorę go do ręki.

— To glock 17 generacja 5 — mówię przyglądając się broni. Sama nie wiem skąd znam jej nazwę,

— Masz rację — odpowiada mi Louis. Stara się brzmieć naturalnie, ale widzę, że martwi go moja wiedza. Mnie zresztą też. Moja amnezja sprawia, że nie umiem powiedzieć jak się nazywam, a bez trudu podaje pełną nazwę pistoletu. Kim ja jestem?

— Nie powinnam wiedzieć takich rzeczy — to nie jest nawet pytanie, a stwierdzenie. Wcześniej uważałam, że Max przesadza, ale widzę już, że zbyt wiele dziwnych rzeczy się dzieje w moim otoczeniu. I coraz bardziej mnie to przeraża.

— To na pewno da się sensownie wyjaśnić — jak zwykle zmienia temat.

Leniwym krokiem do niego podchodzę Owijam swoje ramiona wokół jego szyi, a swoją głowę opieram o jego ramię.

Zauważyłam już, że Louis uwielbia zakłamywać rzeczywistość, lecz wiecznie tego robić nie mogę.

— Czyli jak? — pytam, a on przez chwilę milczy. Pewnie układa sobie w głowie co mi powiedzieć by to miało choć odrobinę sensu.

— Niektóre dziewczyny interesują się modą, a wychodzi na to, że ty lubiłaś pistolety. Każdy może zapisać się na strzelnicę, więc już mamy odpowiedzieć czemu tak dobrze strzelasz. Nie wymyślajmy żadnych teorii spiskowych — owija swoją dłoń wokół mojego biodra i ciągnie mnie na swoje kolana.

— A może ja naprawdę jestem jakimś szpiegiem — nie chce by tak było, ale to się wydaje jedyna sensowna wersja.

— To byś mi takich rzeczy nie mówiła.

Posyłam mi wściekłe spojrzenie. Czemu on ciągle z tego żartuje?

— Możliwe, że szpiegowałam tego, który mi cię oddał. Myślisz, że jest jakiś sposób by przywrócić mi pamięć? — dopytuje spoglądając mu w oczy.

Tak bardzo chciałabym by odpowiedział twierdząco.

— Nie księżniczko — muska moje czoło i pociera mój policzek. — Musisz zaakceptować obecną rzeczywistość.

Liczę na waszą opinię.

Tajemnicza kochanka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz