19

675 51 8
                                    


Od kilku dni ciągle śni mi się ten tajemniczy brunet o imieniu Theo. Chociaż podczas naszych stosunków on wcale nie jest nieznajomy. Louis jest dla mnie bardzo ważny, lecz te chwilowe przebłyski, które pojawiają się w mojej głowie wskazują na to, że Theo także był. A może i nawet wcale się nie rozstaliśmy i on nadal mnie szuka.

Kurwa przez takie myśli czuję, że jestem nielojalna w stosunku do Louisa. Wziął mnie do swojego domu, dał mi wszystko czego potrzebowałam, a ja teraz myślę o innym facecie.

Muszę przestać, Lou nie zasługuje na takie traktowanie. Poza tym jestem z nim szczęśliwa, seks jest wspaniały i nie mam najmniejszego powodu do narzekań.

Nachylam się nad moim mężczyzną i budzę go słodkim pocałunkiem. Louis jak zwykle uśmiecha się na mój widok. To doskonałe uczucie być dla kogoś taką ważną.

— Mówiłem ci już, że cię kocham — takie słowa z samego rana sprawiają, że czuję się jeszcze gorzej. Ostatnio co chwilę wyznaje mi swoje uczucia, a ja wprost tego powiedzieć nie mogę. Czuję przed tym jakąś blokadę.

— Jeśli spodziewasz się śniadania to niestety będziesz musiał się rozczarować — staram się to obrócić w żart. Owszem lubię gotować, ale jestem zbyt leniwa by od razu po obudzeniu zwlec się z łóżka.

— Wiem księżniczko — odpowiada śmiejąc się. Owija swoje ramię wokół mojego pasa i przyciąga mnie do siebie. Składa pojedyncze pocałunki na moim ciele co sprawia, że automatycznie się rozluźniam. Jest dla mnie ważny, to nie ulega wątpliwości, ale mimo tego nie umiem mu wyznać miłości. A przynajmniej na razie. — Przygotuj się, bo dziś wieczorem mam zamiar cię zabrać na kolację.

— A z jakiej to okazji? — od kilku tygodni jest mocno zapracowany. Praktycznie codziennie wychodzi wcześnie i wraca późną nocą.

To dziwne, że nadal tu ze mną jest.

— Moja współpraca z tym Włochem układa się naprawdę dobrze.

Doskonale pamiętam jak trzy tygodnie temu wrócił z tego spotkania i twierdził, że być może z tej współpracy nic nie będzie, bo ten Włoch wydaje się jakiś dziwny. Na całe szczęście okazuje się, że pierwsze wrażenie było mylne.

— Pewnie dlatego, że wszystko zleca swoim ludziom. To zwykły alkoholik, który chciał przehandlować za korzyści swoją córkę. Podobno ona od niego uciekła i ten teraz jest załamany — rozszerzam oczy na słowa Louisa. To w obecnych czasach takie rzeczy nadal mają miejsce. Średniowiecze, gdzie aranżowano sobie małżeństwa już dawno minęło.

— To znaczy, że Max ma szczęście, że nie zamierzasz mu kogoś znaleźć.

— Kochanie, nie znam nikogo kto chciałby Maxa. Jeśli jakakolwiek kobieta go zechce to będę prze szczęśliwy — uderzam Louisa w ramię.

Jak on może opowiadać takie rzeczy o swoim synu.

— Max jest bardzo miły i przystojny — chyba niepotrzebnie to powiedziałam, bo w oczach Louisa pojawia się zazdrość. Gdyby tylko wiedział, że noce spędzam rozmyślając o innym mężczyźnie. Byłby wściekły i miałby do tego słuszność. — Nie wolno ci o nim tak mówić.

— Ależ oczywiście — zgadza się ze mną dla świętego spokoju.

***

Przez długi czas nie było na mnie żadnego zamachu, więc Louis pozwolił mi opuszczać swój dom bez niego, ale tylko pod warunkiem, że za każdym razem będę miała ze sobą Maxa i przynajmniej jednego ochroniarza. Obecność swojego syna tłumaczy tym, że każdy ochroniarz jest tylko człowiekiem, a ludzie z natury są przekupni.

Ostrożności Louisa bywają irytujące, ale po dłuższym zastanowieniu dochodzę do wniosku, że postępuje dobrze. Nie chciałabym znowu wpaść w ręce tych potworów.

Najbardziej mi jednak żal Maxa, którego ciągle za sobą biorę.

— Jak tylko będziesz chciał wrócić do domu to tylko powiedź — ostatnio ma trochę lepszy stosunek do mnie. Chociaż nie wykluczone, że nadal mnie podejrzewa o bycie szpiegiem. Szczerze to nawet ja czasem siebie o to podejrzewam, więc nie mogę mu się dziwić.

Chłopak siedzi na beżowej skórzanej kanapie, a ja w lustrze podziwiam moje nowe buty, bo te piękne czarne szpilki na platformie muszą być moje.

Butki ma dużo udogodnień, bo jest to cholernie drogi sklep, te buty kosztują tyle, że można by było za to kupić bardzo dobry komputer.

— Jak skończymy to chciałbym byś pomogła mi wybrać prezent dla koleżanki — podekscytowana odwracam głowę w jego stronę.

On kogoś poznał, a to znaczy, że to ja miałam rację, a nie Louis. Ależ to oczywiste, że to ja muszę wiedzieć lepiej.

A zresztą ważniejsze jest to, że chłopak w jego wieku, używa zwrotu koleżanka zamiast wprost powiedzieć dziewczyna. Czy naprawdę tak trudno nazywać rzeczy po imieniu.

— Musisz mi najpierw powiedzieć jaka ta dziewczyna jest.

Schodzę z małego podestu i przysiadam przy Maxie. Jest to dla mnie cholernie ekscytujące, bo bardzo lubię Maxa i ogromnie zależy mi na jego szczęściu.

— Normalna dziewczyna — rzuca, a ja wznoszę oczy ku niebu.

— Chodzi mi o jakieś szczegóły, ubiera się w jasnych kolorach czy ciemnych, maluje się czy może preferuje naturalny wygląd. Nosi biżuterię? Muszę wiedzieć takie rzeczy, bo inaczej nie trafimy jej z prezentem.

Max głośno wzdycha, ale zaczyna mi opowiadać o Melisie. Jest szatynką, która stroni od mocnego makijażu. Pokazuje mi też jej zdjęcie i zauważam, że nosi biżuterię, ale dość minimalistyczną.

— Kupimy jej naszyjnik z serduszkiem, w którym będzie się znajdować literka M — jest to bardzo dobre rozwiązanie, bo oboje mają takie same inicjały. Max da jej do zrozumienia, że jest dla niego ważna.

— Okej — zgadza się ze mną. — I tak nie miałem lepszego pomysłu, bierz te buty i idziemy — wstaje, szybko chowam te cudowne szpilki i zmierzam wraz z nim do jubilera.

Oczywiście takiego naszyjnika jak chcemy nie ma w stałej ofercie, ale jak zwykle pieniądze czynią cuda. Szkicuje projekt, który Max zatwierdza, a mężczyzna tu pracujący zapewnia, że w ciągu kilku dni biżuteria będzie do odebrania.

— Oby jej się spodobało — oznajmia jak już wracamy do domu.

— Jestem pewna, że doceni twoje starania — zapewniam go. Wjeżdżamy na posesję Louisa. Przed domem są zaparkowane dwa duże auta.

Chyba mamy gości. Lecz na pewno nie jest to nikt do mnie, więc opuszczam auto by szybko przemknąć się do swojego pokoju.

Nie biorę wszystkich swoich zakupów, bo nie dałabym rady ich udźwignąć. Z dwoma torbami w ręce wchodzę do salonu i zmierzam w stronę schodów.

Nagle jednak dociera do mnie męski głos.

— Marcella!

Liczę na waszą opinię. Postanowiłam nie przedłużać i szybko ujawnić kim jest Rosie.

Tajemnicza kochanka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz