18

748 47 6
                                    


Od rana chodzę poddenerwowany, a tak naprawdę to przez całą noc prawie nie zmrużyłem oka przez tego cholernego Theo, którego imię wspomniała przez sen moja mała. Nie wydaje mi się jednak by Rosie cokolwiek pamiętała ze swojego snu. I dobrze, wiem, że wcześniej miała jakiegoś seksualnego partnera, ale chce wierzyć, że nic on dla niej nie znaczył. Choć gdyby tak było to na pewno by nie szeptała przez sen jego imienia.

Nie kurwa, nie mogę dopuszczać do siebie takich myśli. Rosie jest teraz moja i nic tego nie zmieni, nie oddam jej.

— Louis — czuję jak mała dotyka mojego ramienia. Wyrywam się z zadumy i na nią spoglądam. — Czemu mnie nie słuchasz? — pyta z pretensją.

— Wybacz skarbie — posyłam jej przepraszający uśmiech, ale ona odwraca głowę. Chyba nadal się na mnie gniewa za ten szybki powrót do domu.

— Ojciec się stresuje, bo dostałam niezła propozycję współpracy — tłumaczy jej Max. Dobrze, że mam dobrą wymówkę. Nie mam zamiaru jej powiedzieć o tym co słyszałem. Jeszcze bym sprowokował u niej powrót jakichś wspomnień.

A tego zrobić nie mogę. Wystarczy, że te pieprzone Włochy tak na nią podziałały.

— Oby się udało, bo przez to zrezygnowaliśmy z naszych wakacji — oznajmia nadziewając sałatę widelcem i wpychając to do ust. — Mam nadzieję, że w najbliższym czasie mi się zrewanżujesz. Oczekuje, że wtedy nie weźmiesz ze sobą telefonu ani laptopa by nic nam nie przeszkodziło.

Nachylam się nad moją naburmuszoną księżniczką i muskam jej policzek.

— Jutro zabieram cię do kina — obiecuję.

— O ile nic ci nie wyskoczy.— odpowiada dalej wyżywając się na swojej sałacie. Zawsze to lepiej niż miała się wyładować centralnie na mnie.

— To ja już znikam — wtrąca mój syn i w pośpiechu opuszcza pomieszczenie. Jak zwykle ucieka jak tylko na horyzoncie pojawia się jakiś kłopot. Chociaż odrobinę go rozumiem, bo Rosie wygląda na taką wściekłą, że sam mam ochotę wrócić do pracy.

A najlepiej to już wyjść na to spotkanie chociaż jest ono dopiero za sześć godzin.

Decyduje się jednak zrobić unik tak samo jak mój syn i wstaje, a następnie znowu ją całuję.

— Bardzo cię kocham księżniczko — informuje ją.

***

Rodrigo Feranto się spóźnia. Oczywiście ktoś taki jak on nie musi być punktualny, ale chcę jak najszybciej się dowiedzieć, czy nasza współpraca dojdzie do skutku. To dla mnie ogromna szansa. Na zarobek, a także powiększenie swoich wpływów. To drugie mi się przyda, bo zamierzam się odegrać na starym Davisie za to, że chciał skrzywdzić Rosie.

Siedzę w ekskluzywny klubie prawdopodobnie należącego do rodziny Feranto. Oczywiście nie gra tu muzyka na cały regulator, bo to miejsce głowienie służy do załatwiania interesów. Dlatego też znajduje się pod ziemią, a dokładnie w piwnicach wielkiego budynku.

Nie sądzę by Feranto mnie wystawił, bo nie wszedłbym do tego miejsca bez specjalnego zaproszenia.

Nagle jednak wchodzi jakiś mężczyzna ubrany cały na czarno. Od razu widać, że ma przyczepioną kaburę z bronią. To na pewno Rodrigo Feranto.

Podchodzi do stolika przy którym siedzę i po prostu się przysiada. Samo jego zachowanie wskazuje na to, że jest kimś ważnym. Ukradkiem mu się przyglądam i szczerze to sądziłem, że będzie starszy, a on wydaje się być z kilka lat ode mnie młodszy. Wysoki i czarnowłosy. Jest tu bardzo słabe oświetlenia, ale mimo tego dostrzegam zmęczenie na jego twarzy. Nic w tym jednak dziwnego, bo tacy jak on mają wiele na głowie.

— Przejdźmy do sedna, bo nie mam czasu na głupstwa — oznajmia głosem przepełnionym wyższością. Jestem jednak dobrym obserwatorem i zauważam, że coś go trapi. Czy te plotki odnośnie zaginięcia lub ucieczki jego córki są prawdziwe? Wydaje się, że tak. — Mogę się zgodzić na twoje warunki, ale najpierw musisz mi udowodnić co potrafisz. Towar ma być rozprowadzany szybko i sprawnie. Nie chce żadnych wpadek.

— Oczywiście — szybko odpowiadam. Szczerze to sądziłem, że się nie zgodzi. Kurwa sam się zastanawiałem czy nie popełniłem błędu oczekując aż tak wielkiej marży.

Nagle podchodzi do nas kelnerka. Stawia przed przede mną i Feranto po szklance jakiegoś bursztynowego alkoholu.

On od razu chwyta za szkło i opróżnia ją za jednym razem.

— Przynieś całą butelkę — rozkazuje młodej dziewczynie. — Zadbaj jednak by ci co kupują towar byli pełnoletni. O dzieci trzeba dbać.

Ja pierdole czy właśnie jestem świadkiem chwili dobroci gangstera. Rzadki to widok.

— Dobrze.

Dziewczyna przynosi butelkę alkoholu, a on od razu sobie nalewa. Czyżby był alkoholikiem? Mam nadzieję, że przez to nie będzie problemów ze współpracą z nim.

— Masz dzieci? — nagle pyta.

— Tak — odpowiadam prawdę. Nie wiem jednak czy dobrze zrobiłem, oby nigdy nie wykorzystał tego przeciwko mnie. Nie chciałbym się bać o życie Maxa. — Syna.

— Ja mam córkę. Chociaż nawet nie wiem czy moja Marcella żyje. Zaginęła już jakiś czas temu, a ja dalej nie mam żadnej informacji — jego głos przybiera przerażający smutny ton. Aż czuje to jak martwi się o swoje dziecko. To podłe, ale cieszę się, że nie jestem na jego miejscu.

Choć moje zdanie i Maxa prawie we wszystkich przypadkach się różni to bardzo go kocham i nie mogę sobie wyobrazić, że kiedyś by go nie było.

Opróżnia trzecią szklankę i wstaje. Nawet się nie zachwiał co jest wyczynem, bo przed chwilą wlał w siebie trzy duże drinki mocnego alkoholu.

— Jutro któryś z pracowników się z tobą skontaktuje. Jeśli się sprawdzisz to czeka nas długa i owocna współpraca, ale jeżeli mnie zawiedziesz to możesz być pewien, że nikt nie zdoła rozpoznać twojego ciała jak już z tobą skończę — oznajmia, a następnie wychodzi.

Przez swoje życie odbyłem wiele takich rozmów, ale żadna nie była podobna do tej. I na dobrą sprawę to nie wiem czy to dobrze czy źle.

Liczę na waszą opinię.

Tajemnicza kochanka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz