41

499 40 5
                                    

W moim życiu zawsze wszystko musi się dziać nie w ten sposób w jaki powinno. Zamiast cieszyć się czasem spędzonym z Louis'em musiał się pojawić Harry. A co gorsza jeszcze głośno oznajmia, że jestem jego narzeczoną. Nie mogę inaczej postąpić niż na głos przyznać, że miejsce mojego ukochanego zostało już zajęte i to przez Louisa.

- Ty chyba naprawdę nie wiesz co mówisz. Najwyraźniej uderzyłaś się w głowę dużo bardziej niż się spodziewałem - głośno prycham na jego słowa. Najprościej jest złożyć na zaćmiony umysł. Wszystkim tak trudno zrozumieć, że pokochałam Louisa.

- Myśl sobie co tam tylko chcesz.

Cieszę się, że Louis zachowuje neutralny stosunek do tego wszystkiego. Jego wtrącenie się mogłoby jedynie doprowadzić do wielkiej kłótni.

- Mar....- nie dokańcza nawet, bo pojawia się mój wściekły ojciec. Wreszcie jest na czas.

- Jakim prawem wdzierasz się do mojego domu? Już kilka razy ci powtarzałem, że twój związek z Marcellą to już przeszłość. Masz jakiś problem z rozumieniem najprostszych spraw? - ojciec traktuje go naprawdę podle.

Lecz nie jest mi go wcale szkoda. Nie zamierzam się jednak temu przysłuchiwać i łapie Louisa za rękę.

- Idziemy stąd - szepcze w jego stronę i ciągnę go do domu.

- Szczerze to myślałem, że to właśnie twój ojciec zaaranżował cały ten związek. Widzę jednak, że on jest przeciwny. Wychodzi na to, że z własnej woli zgodziłaś się na ten ślub - mówi dość niepewnie. Czyżby uważał, że kiedykolwiek kochałam Harry'ego.

Nie, w moim poprzednim życiu nie byłam aż tak sentymentalna.

- Nigdy nic do niego nie czułam - wyjaśniam patrząc mu prosto w oczy.

- Przecież tego nie pamiętasz. A co jeśli wszystko sobie przypomnisz i stwierdzisz, że to jednak jego wolisz - widzę w nim strach. Tak naprawdę to sama nie mam pojęcia co poczuję jak już moje wspomnienia powrócą.

- Ojciec i Theo sprawiają, że czuję się inaczej. Harry raz mnie pocałował - przyznaje. Zamierzałam to przemilczeć, lecz teraz mogę tego użyć jako dość dobrego argumentu. - Nie poczułam wtedy nic. Nawet gdyby mój ojciec teraz go zabił to nie byłoby mi go szkoda Liczysz się dla mnie tylko ty.

Coś mi się wydaje, że te słowa do niego trafiły. Wreszcie Louis uświadomił sobie, że jestem jego.

***

- Mogę wiedzieć gdzie jedziemy? - pytam tatę. Jest już po dziesiątej w nocy, a on uznał, że musimy gdzieś jechać. Jako, że sprawił mi przyjemność zapraszając do nas Louisa to zdecydowałam się nie protestować.

Co jak co, ale z nim jestem bezpieczna.

- Widzę, że zaczynasz się nudzić. Postanowiłem, że trzeba cię powoli wdrażać w obowiązki, które pełniłaś przed porwaniem. Oczywiście udzielę ci kilku lekcji, na samym początku przypomnisz sobie rodzaje broni, które rozprowadzamy.

Uśmiecham się na jego słowa.

- Widziałam u Louisa pistolet i okazało się, że bez żadnego problemu powiedziałam jaki to model. Podobno też mam oko snajpera.

- Racja - zgadza ze mną. - Bardzo szybko zaczęłaś strzelać dużo lepiej ode mnie. Cieszę się, że nie straciłaś swoich zdolności jeszcze tylko wróci pamięć i będzie ekstra.

Ojciec zawozi mnie w bardzo dziwne miejsce. Wygląda jak klub nocny, lecz jest ogrodzony niczym jakaś twierdza, więc to na pewno nie jest klub. Choć może jest przeznaczony tylko dla elity. Czyli samych gangsterów.

- Było poinformować gdzie jedziemy, ubrałabym się jakoś inaczej - nie mam na sobie dresu, a czarne rurki i błękitną bluzkę, lecz do klubu na pewno ubrałabym coś innego. W końcu mam pełną szafę ekstra ciuchów.

- To nie jest żaden klub - odpowiada.

- A co to za miejsce? - zadaje dokładne pytanie. Tata jedynie się uśmiecha co przyznaje jest cholernie irytujące. Zupełnie jakby nie mógł udzielić mi normalnej odpowiedzi.

Dwóch potężnie zbudowanych ochroniarzy jedynie kiwają mojemu ojcu i posłusznie przepuszczają nas w drzwiach. Maszerujemy długim korytarzem oświetlonym czerwonym światłem. Nagle dociera do mnie wystrzał z pistoletu. Automatycznie się wzdrygam i plecami wpadam w ramiona ojca.

- Spokojnie. To ty wymyśliłaś to miejsce, więc nikt by się nie odważył podnieść tu na ciebie ręki - wreszcie wyjaśnia. Chociaż ta odpowiedź wcale nie jest na tyle wyczerpująca jakiej bym się spodziewała.

- Wymyśliłam ekskluzywną strzelnicę? - nie wiem co wtedy sobie myślałam, ale teraz widzę jak głupio to brzmi.

Tata parska śmiechem na moje słowa. Przecież ja jedynie stwierdziłam fakt.

- Nie bierz wszystkiego aż tak dosłownie. To jest miejsce gdzie mocna spełnić swoją potrzebę - wreszcie wchodzimy do wielkiej sali. I ona to już naprawdę wygląda jak nocny klub. A dodatkowo klub ze striptizem, bo znajdują się tu dwie rury.

- Wreszcie jesteś - jakaś szczupła blondynka w kusym ubraniu skacze na mojego ojca. Owija swoje nogi wokół jego pasa.

- Za chwilę pojawi się tu Theo kochanie - odpowiada mi ojciec i idzie gdzieś z tą dziewczyną.

Kurwa teraz już rozumiem ten jego podstęp. Specjalnie mnie tu przywiózł, bo ubzdurał sobie, że zdradzę tu Louisa. O nie, tak na pewno się nie stanie.

- Daj mi kluczyki do auta, wracam do domu! - mówię idąc za nim. W głowie dudni mi głośna muzyka.

- Nie. I jeśli spróbujesz stąd wyjść to obiecuję, że zrobię wszystko co w mojej mocy byście już się nie spotkali - oznajmia i wchodzi do jakiegoś pomieszczenia. Już się podrywam by także tam wejść, lecz nie mam ochoty patrzeć jak on pieprzy tę laskę.

A przecież mój tatuś jest na tyle wyzwolony, że na pewno nie miałby przed tym większych oporów.

To jednak nic. Kocham Louisa i za nic go nie zdradzę. Może tu nawet przede mną paradować kilku nagich mężczyzn, a ja będę miała to gdzieś.

Podchodzę do baru i każe sobie zrobić drinka. Jak sobie popije to czas mi szybciej poleci.

- Cieszę się, że wreszcie do nas wróciłaś Marcello - mówi do mnie barman. Nie mam ochoty mu wszystkiego tłumaczyć, więc jedynie się do niego uśmiecham.

Przy drugim drinku ktoś kładzie dłoń na moje ramię. Nim zdążam zareagować to ten intruz szepcze mi do ucha.

- Zawsze lubiłaś się tu zabawiać - po wypowiedzeniu tych słów Theo delikatnie muska moją szyję. I kurwa trafia w mój czuły punkt.

Cholernie wkurza mnie to, że on zna moje ciało dużo lepiej niż ja sama.

- Jedyne na co możesz liczyć to wspólny taniec - mówię pewnym głosem i się od niego odsuwam.

- Dobre i to - siada na krześle obok mnie. - Intuicja mi jednak podpowiada, że na tym się nie skończy.

Niedoczekanie jego.

Liczę na waszą opinię.


Tajemnicza kochanka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz