cz 2.1

231 28 4
                                    


— Czasem nawet delikatne uderzenie może narobić wielu kłopotów — przewracam oczami na tłumaczenia taty. Stoję przed wielkim lustrem w łazience i staram się zauważyć czy mam jakieś obrażenia na głowie. Póki co nic nie widzę.

Nasuwa się więc pytanie czemu do jasnej cholery nie pamiętam roku z własnego życia. A nie ukrywam, że w tym czasie miałam sporo do załatwienia. A, że wolę by o tych sprawach nie ma pojęcia mój ojciec, więc nie mogę teraz tego zweryfikować.

Odwraca, się w jego stronę i mój wzrok przykuwa jego zabandażowana dłoń.

— Co ci się stało w rękę? — uśmiecha się do mnie, a ja już wiem, że coś kombinuje. To po prostu da się wyczytać z jego spojrzenia.

— Zraniłem się szkłem, czasem bywam strasznie nieuważny.

— Tak, ale zazwyczaj nie sprzątasz tego co nabrudziłeś, więc to skaleczenie jest dziwne — oznajmiam i znów kieruję swój wzrok na lustro.

— Wreszcie jest moja Marcella — gwałtowanie odwracam się w jego stronę. Takie słowa, które się niby przypadkiem wymykają zazwyczaj mają ogromne znaczenie. Oznaczają to co myślimy, lecz mamy nadzieję, że nasze pragnienia nie ujrzą światła dziennego. Nigdy więc nie można takich rzeczy ignorować.

Czasem nawet jedno słówko może sprawić, że rozwiążemy zagadkę.

— To jak długo byłam nieprzytomna?

Intensywnie myśli nas odpowiedzią. To kolejna rzecz, która mnie utwierdza w przekonaniu, że coś w tej historii nie gra. Ojciec nie raz mnie okłamywał i za każdym razem był przekonany, że robi to dla mojego dobra. A praktycznie zawsze było inaczej.

— Od wczoraj, ale niekoniecznie to mogło się stać od uderzenia. Istnieje możliwość, że zaszkodziły ci jakieś tabletki.

O teraz jest już mowa o tabletkach. Widać, że coraz bardziej się miesza w swoich zeznaniach. Jeszcze chwila i wyciągnę z niego prawdę. Zawsze mi się to udaje.

— Powiedź mi w tej chwili co tu jest grane? Zapomniałam prawie rok ze swoje życia, a ty przechodzisz w tej kwestii do porządku dziennego. Zachowujesz się zupełnie tak jakby nic się nie stało.

Tata milczy. A to mnie tylko utwierdziło, że musiało się stać coś złego.

Wymijam go i szybkim krokiem schodzę na dół. To, że moje ciało w ogóle nie odczuwa wyczerpania już samo mówi za siebie. Nic mi nie dolega i nie zamierzam sobie dać wmówić co innego.

Na dole spotykam Theo. Z niego może łatwiej będzie wyciągnąć prawdę. Od zawsze miał do mnie słabość.

A teraz na dodatek wygląda na załamanego. Ma przekrwione spojrzenie i wielkie wory pod oczami.

— Może chociaż ty opowiesz mi co dokładnie się wczoraj stało? Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że nie wybaczę ci jeśli mnie okłamiesz — zaczynam ostro, ale nie ukrywam, że jestem bardzo zdeterminowana by się dowiedzieć jak jest prawda.

— Porozmawiaj ze swoim ojcem — zbywa mnie.

Czyli jeszcze nie zdążyli ustalić wspólnej wersji. Tym lepiej dla mnie.

— Tylko, że ja chce z tobą. I nie ruszę się stąd dopóki nie dowiem się jak to się stało, że zapomniałam cały rok.

— Marci odpuść — przewracam oczami na słowa ojca, który oczywiście postanowił przyjść za mną.

— Nie!

Nagle do pomieszczenia wkracza Ester. Muszę przyznać, że ten rok nie był dla niej łaskawy. Wyraźnie schudła, a także pojawiło jej się sporo nowych siwych włosów. Lecz mimo wszystko cieszy mnie jej widok.

— Skoro wy nie chcecie mi nic powiedzieć, to dowiem się wszystkiego w inny sposób — odwracam się tyłem do Theo. — Wiesz gdzie znajdę Andresa? — zwracam się wprost do kobiety.

— Andresa — powtarza imię mojego chłopaka z żalem. Widzę, że w jej oczach pojawiają się łzy. Czyżby coś się stało z Andresem. — Minęło już tyle miesięcy od kiedy mój chłopiec odszedł z tego okrutnego świata.

Co?

Nieprzyjemne uczucie rozchodzi się po moim ciele na wieść, że Andresa nie ma już wśród żywych. Dlaczego on musiał umrzeć.

— Nie dość wam jednak było mojego jednego syna dlatego postanowiliście pozbyć się też drugiego.

— Wyjdź stąd — rozkazuje ojciec groźnym tonem. Kręcę jednak przecząco głową.

— W tak okrutny sposób zabiliście najpierw Andresa, a teraz jeszcze Antonia — moje policzki robią się mokre od łez, które wypływają z moich oczu.

Nie, to nie możliwe by oni obaj nie żyli. I czemu ona sugeruje, że to my za tym stoimy. Nigdy bym nie pozwoliła tknąć któregoś z nich.

— Wytłumacz mi o co w tym chodzi? — ruszam w jej stronę, a ona wyciąga wielki nóż. Zatrzymuje się w półkroku.

— To wszystko jest twoją winą — oskarża mnie patrząc mi prosto w oczy. Te słowa ogromnie mnie ranią, bo znam Ester od zawsze. Nie raz się mną opiekowała. A teraz twierdzi, że przeze mnie straciła swoich synów.

— Już mówiłem, że masz stąd wyjść — powtarza tata. Zbliża się do mnie i łapie mnie za ramię.

Chyba sądzi, że Ester może mnie zaatakować tym nożem. Mnie jednak już wystarczająco zraniło to co powiedziała.

— Czemu namieszałaś w głowie Andres'owi. Pozwoliłaś mu uwierzyć, że on i ty możecie być razem. Dla ciebie to była zwykła zabawa, a dla niego igranie z życiem — przenosi wzrok na mojego ojca. — Całe życie poświęciłam dla służby pana rodziny. Dbała o pana, a także o Marcellę. Traktowałam to miejsce jak swój dom — jej głos powoli zaczyna się łamać. Widać ile ta wypowiedź ją kosztuje. — A wy tak po prostu kazaliście pozbyć się moich chłopców. Obu zarżneliście jak bydło.

— Wracaj do siebie — nawet po głosie ojca słychać, że i na nim te słowa zrobiły wrażenie.

Ja sama nie mogę wyjść z szoku. Właśnie się dowiedziałam, że straciłam ukochanego i przyjaciela.

— Moja służba się właśnie skończyła — oznajmia i podnosi nóż.

Wbija go w sobie w szyję i głęboko podcina gardło. Widząc, jak prawie odcina sobie głowę z moich ust wydobywa się krzyk.

Jej ledwie żywe ciało upada na podłogę, a ojciec mnie przyciska do siebie bym nie musiała na to patrzeć.

No i rozpoczynamy drugą cześć. Tutaj Marcella jest inną osobą, nie pamięta Louisa, ale istnieje takie uczucie, którego nie da się wymazać z serca.

Tajemnicza kochanka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz