6

1.1K 64 3
                                    


— Tak dobrze? — pytam Louisa masując mu plecy. Widzę jak ostatnio cierpi i jest mi go bardzo szkoda. Dziś i tak już jest z nim lepiej, bo wczoraj to naprawdę słabo wyglądał. Chociaż i teraz jest blady jak ściana.

— Oczywiście słoneczko — odpowiada słabym głosem. Wiem, że stara się udawać silnego. Przy mnie jednak nie musi. Nie ważne co się stanie to on dla mnie i tak zawsze będzie moim wybawicielem. Mężczyzną, który sprawił, że moje piekło się skończyło. — Dziś jednak zamierzam wstać z łóżka. Mam dość już tego leżenia.

— Dwa dni leżałeś — przypominam mu. Marudzi zupełnie jakby z miesiąc spędził w łóżku.

— Przeważnie dłużej dochodzę do siebie, to dzięki twojej opiece tak szybko się lepiej poczułem — przewracam oczami na jego słowa. Nie mogę też powstrzymać uśmiechu, bo to miłe, że mówi mi takie rzeczy.

Przecież mógłby wydawać mi polecenia, a on traktuje mnie jak bliską osobę.

— Masz żonę albo partnerkę? — pytam, bo jestem tu już jedenaście dni, a jeszcze nie widziałam żadnej kobiety w jego domu.

Wiem, że nie powinny mnie takie sprawy obchodzić, ale nie sądzę jakby jakaś kobieta pozwoliła mi z nim mieszkać.

— Moją żoną jest matka Maxa, ale na całe szczęście ona rzadko tu bywa. Nasze małżeństwo od wielu lat jest fikcją — nie rozumiem jak można zrezygnować z takiego mężczyzny jak Louis. On jest przecież taki opiekuńczy i kochany. Marzenie każdej kobiety.

— Dziwne, że nie walczy o wasz związek — przyznaje szczerze. — Nie wyobrażam sobie, że mógłby być ktoś od ciebie lepszy.

Nagle Louis łapie mnie za nadgarstek i ciągnie w swoją stronę. Siadam po turecku naprzeciwko niego i spogląda w jego podkrążone oczy.

— A tobie się podobam? — kiwam głową na tak. — Pewnie dlatego, że nie pamiętasz innych facetów. Jak zaczniesz wychodzić to na pewno spodoba ci się ktoś w twoim wieku, ale ja niestety nie będę mógł pozwolić ci odejść. Będziesz musiała już ze mną zostać.

— Nie przeszkadza mi to — odpowiadam. I tak nie znam innego życia, więc za nim nie tęsknię.

Po wyrazie twarzy Louis widzę, że w ogóle mi nie wierzy.

— Ale zacznie Rosie. Uprzedzam też, że z Max'em też nie pozwolę ci być. Jego związki nie trwają dłużej niż tydzień i nie zamierzam pozwolić na to by złamał ci serce. Nie chce później musieć łamać nosa własnemu synowi.

To cholernie miłe, że tak się o mnie martwi, lecz tak się składa, że to Maxa nie czuję żadnego pociągu. Owszem jest przystojny i bardzo miły, ale nie czuję się z nim tak ja z Louis'em.

— Max może być dla mnie kolegą, ale nic poza tym.

Louis unosi swoją dłoń i dotyka mojego policzka. Czuję się przy nim już tak pewnie, że nie wzdrygam się tak jak na początku. Wiem, a przynajmniej chce wierzyć, że mnie nie uderzy. Kciuk Lou zachacza o moje wargi,

— Widzę, że moja bliskość ci nie przeszkadza skarbie, ale nie wiem czy warto niszczyć nasze ciepłe relacje, bo przecież może nam nie wyjść.

— Skoro mam już tu zostać to tylko ty mi zostajesz.

— Tak. Zostaje ci stary i chory facet, którym czasem będziesz musiała się zająć.

Szeroko uśmiecham się na jego słowa i wpycham się na jego kolana.

— Mam nadzieję, że nie mówisz tego wszystkiego przez te leki, które dopiero co wziąłeś — śmieje się w głos i muska krótko moje usta. Ma suche spierzchnięte wargi, ale to normalne, W jego stanie nie ma co oczekiwać mięciutkich ust.

— Kiedyś usłyszałem, że robię się po nich wredny.

— Nie wierzę — odpowiadam i się do niego przytulam.

*** Pov Louis.

Przez moją trzydniową niedyspozycję narobiło mi się ogrom pracy. Muszę się zająć mnóstwem spraw, a nie pomaga mi w skupieniu widok siedzącej obok mnie Rosie. Mając ją koło siebie ma się ochotę na inne rzeczy niż praca.

— Kochanie — na moje słowa od razu podnosi głowę i spogląda na mnie tymi swoimi szmaragdowymi oczkami. — Weź Maxa i jedzcie razem na zakupy.

Kupiłem jej trochę ciuchów i kosmetyków, ale teraz gdy już nie wygląda jak ofiara przemocy domowej może sobie wybrać to co jej się podoba.

— Mam wszystko co potrzeba — jeszcze nie zdążyłem jej zepsuć. Nic jednak straconego mam bardzo dużo czasu by ją rozpuścić.

— Możliwe, ale jest masa rzeczy, która ci się spodoba i chce byś je miała. Na przykład ładną sukienkę, bo zamierzam cię niedługo gdzieś zabrać — wyjście z nią owszem jest ryzykowne, bo może zacząć porównywać mnie z innymi.

A niestety nie mam szans z dwudziestolatkami. Ona na pewno za jakiś czas zacznie żałować swojej decyzji. Muszę, więc zadbać by było jej ze mną jak najlepiej. Chce przez najdłuższy możliwy czas żyć w przekonaniu, że jest ze mną szczęśliwa.

— To ma być długa czy krótka sukienka?

— I ta i ta.

— A buty też mogę? — dopytuje.

— Oczywiście i to nie jedną parę, a i od razu mówię, że torebki i inne rzeczy też możesz. Masz wrócić z ogromem nowych rzeczy.

— Okej — odpowiada z entuzjazmem. Wyłącza tableta i odkłada go na moje biurko.

Wpakowuje się jeszcze mi na kolana.

— Przez całe dnie tylko siedzę i nic nie robię, a ty jeszcze wydajesz na mnie tyle pieniędzy. Może powinieneś mi znaleźć jakieś zajęcie — pierwszy raz spotykam się z kimś kto chce pracować chociaż nie musi. Rosie jest naprawdę niezwykła.

— Robisz wystarczająco — daje jej buziaka w usta, ale ona nie pozwala mi szybko się wycofać. Sama pogłębia nasz pocałunek.

— Wrócę jak najszybciej się tylko da — oznajmia, i muska jeszcze moją szczękę.

Wstaje i wychodzi, a ja wysyłam mojemu synowi wiadomość, że ma jechać z Rosie gdzie ona tylko będzie chciała i kupić jej wszystko co tylko przyciągnie jej wzrok.

Po zniknięciu małej już nikt nie odciąga mojego skupienia od pracy, więc nadrabianie moich zaległości idzie mi naprawdę dobrze chociaż dobrze by było też poczuć jej rękę na moim udzie albo ramieniu.

Cztery godziny po ich wyjściu mój telefon wydaje dźwięk i na wyświetlaczu widzę imię syna. Pewnie już mu się znudziły te zakupy. Trudno będę musiał kazać mu zacisnąć zęby i godnie znosić swój los.

— Tato — dociera do mnie spanikowany głos Maxa. Kurwa co jest. — Przyjedź do szpitala. Ktoś chciał zabić Rosie.

Liczę na waszą opinię.

Tajemnicza kochanka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz