47

453 37 1
                                    


Biorę głęboki oddech i wyciągam dłoń by nacisnąć na klamkę. Coś mnie jednak przed tym powstrzymuje. Jednocześnie chce zobaczyć mojego oprawcę, a z drugiej strony się boję. A co jeśli stchórzę i ucieknę. Dam satysfakcję temu potworowi, a także pokaże, że nie zasługuje na nazwisko Fernato. Zawiodę wszystkich.

Z drugiej strony przeraża mnie także to co mogę o sobie usłyszeć. On może mi powiedzieć coś co ojciec przede mną ukrywa. A coś mi podopowiada, że tego może być wiele.

— Nie musisz tego robić Marcello — już rozpoznaje głos Alessandro. Na samym początku go nie polubiłam lecz obecnie cieszę się, że jest.

— Powinnam spojrzeć mu w oczy. Chce także usłyszeć co takiego zrobiłam, że zasłużyłam na taki los.

— W naszym świecie nie zawsze ludzie winni ponoszą krzywdę. Zapomnij o tym. Rodrigo wyrówna z nim rachunki, o to możesz być spokojna.

Łatwo by mi było teraz stąd odejść. Wyjść i pozostawić wszystko swojemu porządkowi. Lecz nie mogę. Nie stchórzę.

Zabieram się wreszcie na odwagę i naciskam na tę klamkę. Wchodzę do pomieszczenia, a następnie schodzę po tych schodach. Chociaż tak naprawdę to nogi mnie same niosą.

Nagły krzyk bólu nie wzbudza we mnie już takich uczuć jak za pierwszym razem. Teraz jak już wiem, że tam jest mój oprawca to nie potrafię być empatyczna. Odzywa się we mnie moja wredna strona, która chce sprawić ból temu, który chciał sprawić go mnie.

— Skończ to wreszcie Fernato! — głos tego człowieka wydaje się silny. Władczy. On chyba nie zdaje sobie sprawy z tego co go czeka. Choć może chce do końca udawać silnego.

Ja także gdy zostałam oddana Louis'owi i sądziłam, że idę na śmierć to nie zamierzałam płakać. Pragnęłam tylko by jak najszybciej się to zakończyło.

Wchodzę do pomieszczenia i znów widzę jak jakiś mężczyzna wisi przypięty do łańcuchów. Ten jednak jest sporo starszy. Wydaje się być po pięćdziesiątce. A może nawet starszy.

Nagle jednak nasze spojrzenia się spotkają. Czuję jak niewytłumaczalny chłód atakuje moje ciało. Nie spuszczam jednak wzroku. A robię krok w ich stronę.

— Dalej nic nie pamiętasz — oznajmia pewnym głosem. — Marcella już dawno by zaczęła kpić.

Tata odsuwa się na bok. Chyba chce bym przyjrzała się tej beznadziejnej sytuacji, w której znalazł się mój oprawca. Ma zmasakrowaną i zakrwawioną twarz. Szczerze to jestem zdziwiona, że w ogóle jest w stanie cokolwiek powiedzieć. Klatka piersiowa jest cała w płytkich ranach. Widać, że mojemu ojcu najbardziej zależy by sprawić mu jak największą ilość bólu.

I dobrze.

— Po co było to wszystko? Skoro chciałeś się mnie pozbyć to było od razu mnie zabić? — nawiązuje z nim rozmowę. Muszę jak najwięcej z niego wyciągnąć. To może być jedyna osoba, która jest w stanie mi powiedzieć co wtedy zaszło.

— Chciałaś mnie wykiwać Marcello. Handel ludźmi tak bardzo ci przypadł do gustu, że postanowiłaś sama się tym zająć. A wszyscy wiemy jak nie znoszę konkurencji.

Czyli ja naprawdę zamierzałam sprzedawać kobiety. Swoją własną płeć chciałam wystawić jak bydło na targu. Teraz dociera do mnie jakim potworem byłam.

— Zamilcz — szybko odzywa się ojciec. — Lepiej znam swoje dziecko i dobrze wiem, że Marci nigdy by się czymś takim nie zajęła. Jeśli byś tylko o czymś takim wspomniał w jej obecności to obcięła by ci jaja!

Mam nadzieję, że słowa taty są prawdą, lecz muszę też brać pod uwagę to, że może to mówić tylko po to bym lepiej się poczuła. Jakiś czas już spędziliśmy razem i on wie, że taka informacja mogłaby jedynie mnie dobić.

— Sam nie chcesz uwierzyć kogo wychowałeś. Twoja córka nawet ciebie by poświęciła jeśli tylko miałaby z tego korzyść — w oczach taty pojawia się prawdziwa furia. Rusza w kierunku Davisa, ale ja szybko do niego doskakuje i podtrzymuje go za ramię.

— Poczekaj — proszę. — Nie odpowiedziałeś mi na pytanie czemu od razu mnie nie zabiłeś? znów zwracam się do starszego mężczyzny.

Nie pozwolę mu umrzeć dopóki mi tego nie powie. Będzie cierpiał aż dowiem się prawdy.

— Miałaś umrzeć Marcello. Żałuję tylko, że nie wybrałem kogoś bardziej skutecznego niż Tomlinson. Ten nieudacznik nie potrafił nawet się ciebie pozbyć.

— Ty także.

Mój wzrok przykuwa leżący na stole wielki nóż. Od razu wyobrażam sobie jak wbijam ostrze w jego bebechy i przekręcam nim tak bym by poczuł, że umiera. By błagał w myślach o jak najszybszy koniec.

— Zrób to skarbie — szepcze mi tata na ucho. Widocznie zauważyłam gdzie powędrował mój wzrok. — Od razu poczujesz się lepie. Uwolnisz świat od takiego degenerata.

Ten nóż coraz bardziej mnie do siebie przyciąga. Zupełnie jakby ten przedmiot sam chciał bym wypełniła nim sprawiedliwość.

—Szkoda, że nie pamiętasz jak dobierałaś dziewczyny, które miały zostać uprowadzone. Naprawdę masz do tego talent — po tych słowach nie umiem już nad sobą panować. Ruszam po ten nóż i biorę go do ręki.

Może powinnam stąd wyjść. Ochłonąć i spróbować to na trzeźwo przemyśleć.

— Jakbyś nie straciła pamięci to bym cię sprzedał. Nie masz pojęcia ile satysfakcji dałby mi widok zniewolonej Marcelli Feranto — sama nie wiem kiedy ruszam w jego kierunku i wbijam ten wielki nóż w jego brzuch.

Jest do zadziwiająco łatwe. I cholernie przyjemne.

— Jakbyś tylko miało odrobinę oleju w głowie to byś przystała na moją propozycję — jego głos już traci swoją moc. Z kącika ust zaczyna spływać mu stróżka krwi.

— O czym mówisz?

Uśmiecha się. Ten człowiek właśnie się uśmiecha choć śmierć jest tak blisko.

— To wiem tylko ja, ty i on — nagle jego oczy się zamykają.

Kurwa! Jakbym siedziała spokojnie to może bym się czegoś dowiedziała. Automatycznie wyciągam z niego ten nóż.

— Może da się go jeszcze jakoś ocucić — oznajmiam spoglądając na ojca.

Tata do niego podchodzi.

Widzę jak z rany sączy się cholernie dużo krwi. Chyba nie powinnam wyciągać tego noża.

— Skarbie on już umarł.

Przykładam oczy do skroni i je masuje. Czemu pozwoliłam sobie aż tak się ponieść. Szybko jednak przypominam sobie, że on jeszcze o kimś wspomniał.

Muszę się dowiedzieć kim jest „on"

Liczę na waszą opinię.

Tajemnicza kochanka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz