59

248 28 5
                                    


Zanim otwieram oczy to mam wrażenie, że ból głowy rozpierdoli mi czaszkę. Unoszę dłoń i od razu czuję mocny ból. Mrugam kilka razy i zauważam, że ta ręka jest owinięta jakimś bandażem.

Kurwa co się stało?

Wspomnienie wczorajszego dnia szybko jednak do mnie powraca. Cholera, trochę źle to wszystko rozegrałem i mogłem znów zrazić do siebie Marcellę. A ostatnio nieważne co zrobię to i tak ona źle na mnie patrzy. A to sprawia z kolei, że się denerwuje i popełniam kolejne błędy.

A ona przez to przypomina sobie zupełnie nie to co powinna.

To jednak nie jest żadne wytłumaczenie. Muszę się ogarnąć i pokazać jej, że jestem dobrym ojcem. A przynajmniej całe życie robię wszystko by nim być. A to, że z marnym skutkiem to już szczegół. Podobno chęci się liczą.

I chociaż powinienem najpierw powinienem się ogarnąć to idę sprawdzić co z Marci. Pewnie jest na mnie wściekła, ale jak zwykle znajdę sposób by ją ugłaskać.

Otwieram drzwi do jej pokoju i zauważam jej rozgrzebane łóżko. Podchodzę do drzwi łazienki i pukam. Mała jednak nie odpowiada.

— Jesteś tu słoneczko? — Marci nie odpowiada. A to mnie upoważnia do otwarcia drzwi. I niestety nie widzę tu mojej małej.

Kurwa! Jeśli ktokolwiek ją stąd wypuścił to może być pewien, że pożegna się z życiem.

Szybkim krokiem schodzę na dół i widzę siedzącego w salonie Theo. Ma opuszczoną głowę i wpatruje się w podłogę.

Cholera, chyba Marci naprawdę wyjechała.

— Wiesz chociaż kiedy pojechała? Trzeba wyruszyć za nią, bo jeszcze wpadnie w kłopoty — Theo podnosi wzrok. Jego spojrzenie mówi, że coś się stało.

Mam nadzieję, że to jedynie moje pijackie omamy i jestem przewrażliwiony.

— Uprzedzałem, że powinniśmy pozbyć się całej rodziny Andresa. To, że oni tu zostali było błędem. Chociaż ja także niepotrzebnie ją tu przywoziłem.

— Przestań się nad sobą użalać, bo to nie jest na to czas. Trzeba znaleźć Marcellę — masuję się po skroni. Muszę ograniczyć ten alkohol, bo naprawdę przestaje mi służyć.

Wcześniej mogłem się tłumaczyć, że robię to z powodu zniknięcia Marci. Teraz muszę się ogarnąć i zadbać o moje relacje z jedyną córką.

— Jest w moim pokoju — odpowiada tym samym monotonnym głosem. Jakim cudem po tym wszystkim co się wydarzyło zdołał ją przekonać by poszła do jego sypialni. Chyba, że zamknął ją tam wbrew jej woli.

A jeśli tak postąpił to przysięgam, że dostanie ode mnie po mordzie. Mimo wszystko nie mogę pozwolić na takie traktowaniem mojego dziecka.

— Mogłeś tak mówić od razu.

Odwracam się, lecz zatrzymuje mnie jego głos.

— Musiałem tak postąpić. Ona nie dała mi innego wyjścia — nie podobają mi się te słowa. Wnioskuje przez to, że zrobił coś wbrew jej woli. A na to pozwolić nie mogę.

Robię krok w jego stronę. Znam go od małego i widzę, że coś złego się dzieje.

— Powiedź mi do cholery co takiego zrobiłeś? Czy z Marcellą jest wszystko w porządku? — Theo jest w gorącej wodzie kąpany. Nieprzewidywalny, ale nigdy nawet przez chwilę nie pomyślałem, że mógłby w jakikolwiek sposób skrzywdzić Marci. Obym się nie pomylił.

— Postanowiłem ukarać tego cholernego Antonia. I właśnie pech chciał, że Marcella mnie na tym nakryła. Oczywiście wszystko zrozumiała nie tak jak trzeba i zaczęła wrzeszczeć, że mnie nienawidzi. Wujku wiesz przecież jak ją kocham — chwytam go za ramiona i nim potrząsam.

Mam już dość tego owijania w bawełnę.

— Gadaj co się dzieje z Marcellą! — warczę w jego stronę.

— Sam nie mam pojęcia czemu to zrobiłem, ale dla zabezpieczenia wziąłem ze sobą narkotyk, który miesza w pamięci. Wstrzyknąłem jej to mając nadzieję, że nie będzie pamiętała tego co tu odkryła — słysząc to co mówi biorę zamach i walę go w mordę. Theo się zatacza, więc mu poprawiam przez co upada na podłogę.

— Tyle razy ci powtarzałem, że nie wolno ci działać bez mojej wiedzy! Nie miałeś prawa jej nic podawać! — zaciskam pięści i mam ochotę jeszcze mocniej mu wpierdolić. Moja zraniona ręka coraz mocniej napierdala, ale obecnie mam to w dupie.

Owszem sam miałem ochotę trochę w tym temacie poeksperymentować, ale lekarz mi to stanowczo odradził. Takie leki mogą tylko jeszcze bardziej namieszać Marcelli w głowie. Cholera wie jakie wspomnienia jej zostaną, a jakie znikną na zawsze.

— Nie miałem innego wyjścia — tłumaczy się i powoli wstaje.

— Mogłeś nic nie robić. Powściekała by się trochę, ale później by jej przeszło. A tego to już mi nie wybaczy.

Zawsze miałem sentyment do Theo, bo nasza rodzina traktowała go jak zwykłego przybłędę. Było mi go szkoda, więc wziąłem go pod swoje skrzydła. Do tej pory tego nie żałowałem, ale on musiał właśnie coś takie odpierdolić.

— Nie znienawidzi, bo nie będzie tego pamiętała. To była mała dawka, ale jak będziemy mieli szczęście to nawet zapomni Tomlinsona — wstaje i ociera ręką krew ze swojego nosa. — Mamy teraz szansę sprawić by była taka jak wcześniej. Oczywiście z małymi poprawkami.

Dobrze wiem co ma na myśli. Theo od zawsze darzył Marci specjalnym uczuciem, a moja córka nie odwzajemniałam tego w taki sposób jak on by tego oczekiwał. Nie było mi to na rękę, bo Theo byłby dla niej moim zdaniem idealnym partnerem.

— Marcella nawet bez wspomnień jest cholernie uparta i nie pozwoli sobą kierować.

— Tylko, że ja tego nie chcę. Kocham ją taka jaką jest, ale mam dość tego, że jej myśli ciągle zajmuje on. A teraz może będziesz mógł go po prostu zabić — to jest kusząca propozycja. Ostatnio ciągle myślę o pozbyciu się Louisa Tomlinsona z życia mojej córki.

Do tej pory nie mogłem.

— Ilekroć tylko u niego była to on robił wszystko by nastawić ją przeciwko nam. Teraz ten problem zniknie.

Może i tak, lecz by jako ojciec mam prawo tak z nią postępować? Co będzie jak ona odzyska całkowicie pamięć?

Liczę na waszą opinię.

Tajemnicza kochanka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz