45

406 32 4
                                    


— Nie sprawiam ci przypadkiem bólu? — dopytuje siedząc okrakiem na Louis'ie. Mam na niego ochotę, ale nie zamierzam pozwolić by cierpiał. Seks może poczekać.

— Ty jesteś moim lekiem Marcello. Dla ciebie jestem gotów znieść wszystko — czyli go boli. Nachylam się nad nim i muskam jego wargi. Schodzę z niego i kładę się obok. Przenoszę dłoń na jego tors i jeżdżę po nim palcem.

Ciągle też wpatruje się w jego owinięty bark. To wszystko wydarzyło się przeze mnie. Powinnam była być ostrożniejsza, a już na pewno nie ufać ojcu.

— Powinieneś być na mnie zły. Odkąd pojawiłam się w twoim życiu to spotykają cię same nieszczęścia — Lou chwyta moją szczękę i nakierowuje moją twarz tak, że muszę mu spojrzeć w oczy. Jego przepiękne niebieskie oczy.

— Zanim cię poznałem nie miałem pojęcia, że można być tak szczęśliwym. Za twój pocałunek jestem w stanie zgodzić się by mi wycieli nerkę i to na żywca — parskam śmiechem, lecz muszę przyznać, że to co mi powiedział jest bardzo słodkie.

— Nigdy się na coś takiego nie zgodzę — mówię z całą pewnością. Mój telefon znowu zaczyna wibrować.

Cholera, czemu mój ojciec nie może zrozumieć, że się wyprowadziłam i zdania nie zmienię. W końcu nie mogłam mieszkać z nim na zawsze.

— Może powinnaś jednak z nim porozmawiać. W końcu to nie jest pewne, że to on kazał mnie zabić.

Prycham na te słowa. Nic nie jest w stanie przekonać mnie o niewinności ojca. Tyle razy mówił, że nie znosi Louisa i chciałby by on zniknął z naszego życia. Najwidoczniej postanowił zadziałać.

— Doskonale wiem do czego będzie mnie namawiał. I ty także — Louis obejmuje mnie zdrowym ramieniem. Wtulam się w niego, bo mimo wszystko mam ochotę się rozpłakać. Zdążyłam się już przyzwyczaić do ojca, a on musiał wykręcić taki numer.

Czemu do cholery w moim życiu nie może być chociaż odrobiny spokoju? Czy nie dość złego w ostatnim czasie mnie spotkało?

— Rozstać się z tobą nie zamierzam, ale chciałbym byś także miała kontakt z własną rodziną. Wiem, że jesteś dla niego ważna. To widać i to z daleka.

— Poprzednia wersja mnie się dla niego liczyła. Teraz interesuje się mną, bo nie ma innego wyjścia. Taka jest prawda — biorę głęboki oddech i mrugam kilka razy. Nie będę się mazać. — Zmieńmy już temat.

Znowu odzywa się mój telefon. Tym razem jednak dzwoni.

Jeszcze chwila i w ogóle wyłączę telefon.

— Może i nie mam córki, ale na pewno nie zrezygnowałbym z Maxa, a nie mam tak czułych relacji z nim jak ty z ojcem — zastrzega Louis.

Nie mam zamiaru jeszcze i z nim się o to kłócić, więc nie spoglądając nawet na wyświetlacz odbieram połączenie.

— Hej — wita się ze mną Theo. — Można wiedzieć kiedy wrócisz do domu?

Czyli ojciec boi się konfrontacji ze mną. A to już sprawia, że mam pewność, że to właśnie on stoi za atakiem na Louisa. Swoim zachowaniem się do tego przyznał.

— Przecież uprzedzałam, że się wyprowadzam. Nie wykluczam, że czasem wpadnę w odwiedziny, ale na pewno nie w najbliższym czasie.

Słyszę jak głośno wzdycha.

— Marci odpuść. Ja tego nie zrobiłem i wujek też. Możliwe, że on wszystko sfabrykował byleby tylko cię do siebie ściągnąć. Nie pozwól mu by tobą manipulował — na usta cisną mi się bardzo nieprzyjemne słowa, ale nie zamierzam sobie na niego strzępić języka.

Kończę połączenie i odkładam telefon na szafkę. Po chwili jednak znów go chwytam i wyłączam.

Nie mam zamiaru już z nikim rozmawiać.

— Mam nadzieję, że nic takiego nie przyszło ci do głowy — zaczyna Louis. Siedzi tak blisko mnie, więc to normalne, że słyszał moją rozmowę. — Owszem chciałem cię częściej widywać, ale z całą pewnością nie posunąłbym się do czegoś takiego. Widzę przecież ile cię to kosztuje.

Podnosi dłoń i układa ją na moim policzku. Z przyjemnością się w nią wtulam.

— Wiem, że ty nigdy byś w żaden sposób mnie nie skrzywdził.

***

Zaczynam wierzyć w swój urok osobisty. Mieszkam z Louis'em dopiero od dwóch dni, a Max już zachowuje się względem mnie normalnie. Sądziłam, że dłużej potrwa ta jego niechęć do mnie, ale naprawdę bardzo się cieszę, że już nie traktuje mnie jak intruza.

— Na samym początku myślałem, że pracowałaś w jakiejś restauracji, ale teraz widzę, że po prostu masz talent do gotowania — komentuje siedząc przy stole. Ja kręcę się przy blacie i przyrządzam lasagne.

Gotowanie to nie jest jakaś moja wielka pasja, ale lubię to zrobić. I z tego co słyszałam mu to wychodzi. A to najważniejsze.

— Możesz się poczuć wyróżniony, bo jedynie dla was coś przyrządzam. W tamtym domu była służba. Ewentualnie gdzieś wychodziliśmy.

— A jaki on był dla ciebie? — pyta bawiąc się jabłkiem leżącym na stole. — Nie obraź się, ale on się wydaje straszny.

Kilka razy okręca jeszcze ten owoc aż wreszcie się w niego wgryza.

Czy mój ojciec jest straszny? Owszem gdy widziałam jak torturował tego faceta to wydawał się przerażający, lecz on to robił dla mnie.

— Dla mnie jest dobry, ale nie ukrywam, że bardzo mnie irytuje, że ciągle chce bym przypomniała sobie jak było dawniej. Cały czas każe też mi zapomnieć o twoim ojcu.

— Mało który ojciec byłby zadowolony z takiego związku.

Chwytam naczynie żaroodporne i wkładam je do nagrzanego piekarnika.

— Szkoda tylko, że co chwilę podtyka mi Theo. To mocno wkurwiające.

— Zawsze mogło być gorzej.

Nie komentuje tego co powiedział tylko podstawiam mój kubek pod ekspres.

Nagle słyszę dźwięk powiadomienia z telefonu. Szybko sobie przypominam, że mój smartfon dalej leży wyłączony na stoliku obok łóżka w sypialni.

— Ktoś właśnie chce do nas przyjechać — ostatnio Louis postanowił powziąć wszelkie środki ostrożności i postawił przed bramą ochronę. Jak widać dobrze zrobił.

— Jeżeli to ktoś ode mnie to niech nikt ich tu nie wpuszcza.

— Nie obraź się, ale nie sądzę by twojego ojca powstrzymało dwóch ochroniarzy.

Ja niestety też.

— Okej. Zaraz do niego wyjdę i każe mu odjechać.

Liczę na waszą opinię.

Tajemnicza kochanka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz