9. Nadzieja umiera ostatnia

132 15 2
                                    

Od początku lipca Zayn zabrał wszystko w swoje ręce. Odbył rozmowę z Nickiem i zaproponował mniejszą sumę za firmę, Louis dokładanie wiedział, że Malik miał nosa do takich interesów, a targowanie się wychodziło mu najlepiej. Tak było w tym przypadku. Nick uległ i nieco zaniżył cenę lokalu i firmy, to był ogromny plus dla nich.

W międzyczasie Louis zakupił swoje nowe auto, te od mamy przetransportował na działkę z domem, który otrzymał w spadku. Cieszył się, że znajdował się tam prowizoryczny garaż, w którym mógł bezpiecznie schować auto. Nie oszczędzał na nowym samochodzie, w końcu na koncie miał kilkadziesiąt tysięcy. Kupił ten samochód z myślą na przyszłość, więc tym bardziej nie oszczędzał, nie chciał, bo lubił wygodę i przede wszystkim bogate wnętrza.

Już w dzień zakupu zabrał Harrego na wspólną wieczorną przejażdżkę po Londynie i okolicach. Cieszył się, bo sprawił młodszemu radość, przez to wiedział, że jeszcze nie raz wybiorą się na taką wycieczkę.

W dodatku dopiero teraz zorientował się, że uwielbia sprawiać innym radość.

Nie potrafił przestać się cieszyć na myśl o zakupie nowego samochodu i już nie mógł doczekać się reakcji swojego ojczyma i swojej siostry na jego nowe cudo. Ogólnie nie mógł doczekać się całego spotkania z nimi, bo te miało być nieco wyjątkowe.

- Mogę cię o coś prosić? - zapytał nagle Louis, odwracając wzrok z jezdni i spoglądając na siedzącego Harrego obok. - Chodzi o spotkanie z Markiem i Lotts.

- Och, no tak. Zamyśliłem się. O co chcesz mnie prosić? - zielone oczy spojrzały na alfę, która już wróciła wzrokiem na jezdnię.

- Udawaj, że jesteśmy parą.

- Co?

- Udawaj, że jesteśmy parą - powtórzył drżącym głosem. - Lottie o tobie wie, wie, że będziemy mieć szczeniaka, ale mój ojczym nie wie. Znam go nie od dziś i wiem, że bardziej jest za tym, żeby posiadać szczeniaki wtedy, kiedy jest się przynajmniej parą... jest starej daty. Lepiej nie kusić losu i chwilę poudawać.

- Jasne, jeśli chcesz. Nie jestem dobrym aktorem, ale coś się wymyśli - zaśmiał się cicho. - Stresuję się.

- Załatwię wszystko, najwyżej ja będę mówić... sam nie jestem dobrym aktorem. Raz można trochę poudawać i mieć nadzieję, że nie pomyśli, że coś przed nim kręcimy.

- Nadzieja umiera ostatnia - pokiwał głową, poprawiając swoje pasy, które niezmiernie zaczynały go wkurzać. - Jutro po wizycie u lekarza możemy jechać kupić pasy dla ciężarnych? Szczeniak coraz bardziej zaczyna się pokazywać i jest mi strasznie niewygodnie.

- Za mocno je zrobiłeś, poluźnij sobie. Wtedy będzie dobrze, ale i tak pojedziemy - uśmiechnął się, ponownie spoglądając na Harrego.

Uśmiechnął się ponownie widząc, że brzuszek faktycznie jest lekko widoczny, ale tylko i wyłącznie przez to, że koszula młodszego lekko napięła się pod wpływem pozycji siedzącej. Z każdym dniem coraz bardziej przywiązywał wagę, że tam znajduję się jego szczenię, jego kruszynka i jego działo, które w teorii nie powinno nigdy powstać, ale powstało, więc nic nie mógł na to poradzić. Musiał żyć dalej i oswajać się z myślą, że niedługo zostanie rodzicem z omegą, której nie kocha. Życie zawsze pisało wiele scenariuszy i nie wiedział co czeka go jutro, pojutrze, a nawet w dniu narodzin szczeniaka. Może jeszcze go pokocha? A może pokłócą się i Harry sam odejdzie..., a może pomiędzy nimi nie wypali żadne uczucie? I tak dalej i tak dalej... kombinacji było dużo.

Spotkanie miało odbyć się u Lottie, czyli w jej malutkim mieszkaniu tuż przy akademiku i głównym budynku, gdzie zawsze odbywały się wykłady. Louis znał te miejsce doskonale, był tam już nie raz i czasem czuł się jakby sam tam studiował.

Same mistakes again → larryWhere stories live. Discover now