44. Cisza przed burzą

92 9 0
                                    

Lot był spokojny, tym bardziej dla Harrego, który od razu po wystartowaniu poszedł spać. Takiego luzu nie miał Louis, który przez bite dziesięć godzin obserwował swojego męża. To była już wyższa panika, jak nie i obsesja. W międzyczasie zaczął szukać najlepszych klinik w Miami, chciał nawet tam mieć wszystko pod kontrolą, tym bardziej, że w Anglii Harry wizyty miał co tydzień.

Po każdym locie panowała taka sama zasada, mimo iż Harry spał cały lot, to i tak był naprawdę zmęczony..., dlaczego pierwszy dzień spędzili w mieszkaniu. Omega połowę tego czasu spała, a Louis co chwilę obserwował jej stan, choć oczywiście w pewnym momencie sam poszedł spać.

Po długich rozmowach zdecydowali się w Miami zostać ponad tydzień, a kolejne dwa lub trzy dni spędzić u rodziców Harrego. Była to ich wspólna decyzja, jednak tą ostateczną miał podjąć Harry, a bardziej jego samopoczucie.

- Dzisiaj idziemy na wizytę - poinformował nagle Louis, podstawiając przed Harrym trelarz z kanapkami.

- Z kim? - zdziwił się, unosząc wzrok na alfę. - Chyba nie mamy tutaj żadnych znajomych.

- Wizytę, Harry - zaśmiał się, siadając przed nim. - Dzisiaj powinnaś mieć wizytę u Dorothy.

- Aha, faktycznie. Umówiłeś mnie do jakiegoś lekarza stąd?

- Nie jakiegoś, tylko najlepszego, którego znalazłem - powiedział dumnie. - Chyba nie zapomniałeś o wizytach?

- Oczywiście, że nie! Są dla mnie naprawdę ważne, tylko jestem zdziwiony, że załatwiłeś ją nawet tutaj - uśmiechnął się nieśmiało, zabierając kanapkę w dłoń. - Ile mamy czasu?

- Bardzo dużo. Mamy na dwunastą, więc nie musimy się śmieszyć, słońce. Masz jeszcze jakieś plany na dzisiaj?

- Chciałbym pójść na targ, a może wieczorem przejść się na plażę? Ale na pewno chcę pójść na targ, ewentualnie na tą plażę, jeśli będę mieć siłę.

- Czyli mamy dzień ustalony, ale najpierw wizyta. Później przyjdzie czas na przyjemności - powiedział stanowczo, a Harry od razu przytaknął. - A teraz jemy śniadanko. Smacznego, mężu.

- Smacznego, Lou.

Tak też zajęli się swoim śniadaniem, nie rozmawiali... przeważnie podczas posiłków nie rozmawiali, ale za to ciągle utrzymywali ze sobą kontakt wzrokowy. To były ich ciche i urocze rozmowy. Oczy potrafiły powiedzieć wiele, co dla nich było urocze, a słowa nie były w ogóle im potrzebne.

Po śniadaniu talerzyki poszedł odłożyć Harry, zjadł szybciej niż Louis i sam bezinteresownie wstał i posprzątał. Aczkolwiek nie był sam zbyt długo, alfa natychmiast zerwała się z miejsca, jednak w kuchni zwolniła i zaczekała na odpowiedni moment. Kiedy omega stała do niego plecami, objął ją, a dłonie położył na wypukłości. Nie potrafił się powstrzymać, a pocałunki w kuchni z samego rana były ich kolejna tradycją.

W końcu też złączył ich usta, a dłonie ułożył na biodrach omegi, która uroczo chichotała na dotyk swojej alfy. Harry zauważył, że w ciąży coraz bardziej doceniał nawet malutkie gesty, a tym bardziej dotyk. Musiał mieć przy dobie chociaż mały kawałek Louisa, czy to jego dłoń czy udo... albo po prostu musiał czuć jego obecność, więc nie było to nic dziwnego, że potrafił go dotykać przez cały czas.

Każda omega była inna... Harry kochał dotyk, a bardziej kochał obsesyjnie dotyk swojej alfy.

Po czułościach musieli się ogarnąć. Byli nadal w piżamach, a śniadanie i czułości zajęły im bardzo dużo czasu. Louis od kilku tygodni starał się pomagać młodszemu, dobrze widział, że czynności z dnia codziennego zaczynają sprawiać problem. Chciał mu pomagać i zawsze sprawiało mu to bardzo dużo radości. Harremu za to było głupio, a czasem dziękował mu za pomoc. Niektóre rzeczy mógł zrobić sam, a niektóre nie.

Same mistakes again → larryWhere stories live. Discover now