42. Niespodziewane wieści

100 10 0
                                    

Nie chcieli długo ukrywać płci bliźniaków, więc niedługo po wspólnej wycieczce zorganizowali małą domówkę dla swoich przyjaciół. Nie mogli się doczekać ich reakcji, która była cudowna i śmieszna. Każdy z nich zareagował tak samo. Kilka dni później zaprosili do siebie Marka i Lottie, tych reakcja była taka sama co ich przyjaciół. Niestety z rodzicami Harrego był mały kłopot, w końcu nie mieszkali w Anglii, więc te wieści musieli przekazać im przez internet... niestety na rozmowę pojawiła się tylko Anne.

A Harry o swoim ojcu zaczął myśleć dwa razy więcej niż wcześniej.

Po przyjemnościach zawsze wraca się do rzeczywistości. Musieli pracować, a bardziej to Louis, bo Harry w teorii nie powinien... przysługiwało mu wolne. Cóż omega była naprawdę uparta i za żadne skarby nie chciała opuścić biura, chciała nadal pracować. Louis często tłumaczył mu, że ten powinien odpocząć, jednak Harry go nie słuchał.

Kolejny dzień w pracy. Louis widział, że Harry każdego dnia zmienia się. Widział jego rosnący brzuszek, zachowanie, zachcianki i energię, której z każdym dniem było coraz mniej. Nie chciał, aby ten się męczył, ale nie... Harry chciał pracować. Tak też kolejny dzień w pracy spędzali wspólnie.

Louis siedział zza biurkiem. Po biurze roznosiło się tylko stukanie palcami w klawiaturę, był w nim całkowicie sam. Harry niedawno wyszedł. Miał pójść po wszystkie potrzebne im papiery, które były trzymane w osobnym pomieszaniu. W pewniej chwili usłyszał szmery kartek i ciche skrzypnięcie, na to uśmiechnął się pod nosem, ale nie odwrócił wzroku.

- Lou? - na ten cichy i niepokojący głos, oderwał go od pracy.

To był już jego odruch. Zostawił całą robotę i natychmiast ruszył się z miejsca, wstając na równe nogi.

- Tak, słońce? - spojrzał na niego przerażony. Harry wyglądał normalnie. - Coś się stało?

- Nie, jest dobrze... znaczy trochę bolą mnie plecy, musiałem się nieźle naszukać - zaśmiał się cicho. - Wszystkie te dokumenty były w jakiś dziwnych miejscach. Jedne były na najniższych półkach, a jedne na samej górze.

- Mówiłem ci, że ja po nie pójdę - westchnął, spoglądając na kanapę. - Usiądź, proszę - wskazał na nią.

- Przecież nic mi się nie stało. Przynajmniej zrobiłem coś pożytecznego, mam siłę na pracę - uśmiechnął się, wymijając alfę i podchodząc do biurka, aby odłożyć papiery. - Czuję się naprawdę dobrze i mam masę energii, aby pracować.

- Nie wyglądasz na takiego, kochanie. Nie potrzebujesz przerwy?

- Nie, dziękuję.

Ten westchnął i prześledził Harrego wzrokiem, który faktycznie udał się na kanapę i wygodnie na nią usiadł. Uśmiechnął się w stronę alfy, a dłonie położył na wypukłości, po czym zaśmiał się. Louis na ten widok poczuł rumieńce, uwielbiał patrzeć na szczęście młodszego.

- Jeśli źle się czujesz to możemy jechać do domu. Zwolnię się, Zayn nie będzie mieć nic przeciwko - odezwał się, kierując się w stronę swojego biurka.

- Czy wyglądam ci na omegę, która źle się czuję? - zapytał, wskazując na sobie.

- Przepraszam, ale trochę tak. Od kilku dni jesteś nieco przymulony i wydaję mi się, że ta praca zaczyna cię męczyć. Już nie wspomnę, że niedługo chodzimy w trzydziesty tydzień. To już naprawdę wysoko.

- Ja dalej nie wiem, jak to przeleciało - zaśmiał się, starając się uniknąć tej samej rozmowy po raz kolejny. - Jednak do trzydziestego tygodnia jeszcze nam dużo brakuję... nawet nie jestem jeszcze w dwudziestym ósmym - poprawił go.

Same mistakes again → larryWhere stories live. Discover now