34. Tajemnice omeg

58 9 1
                                    

- Czemy ty śpisz w salonie?

Te słowa wystarczyły, aby jego senne oczy powoli otworzyły się i ze strachem przejrzały cały salon.

- Harry, to już wcale nie jest śmieszne - dodał Louis, wypuszczając powietrze.

- Przepraszam. Wstałem wcześniej, zrobiłem sobie herbatkę i zostałem w salonie, musiałem zasnąć - Harry spojrzał na niego z dużym strachem z oczach, przy okazji poprawiając kocyk, który miał na sobie.

- Wstałeś wcześniej? Ciekawe, bo takie sytuację zdarzają się od dwóch tygodni. Zasypiam z tobą, już pomijając to, że nawet nie mogę cię przytulić, a budzę się bez ciebie. Później okazuję się, że śpisz sobie w najlepsze w salonie - wywrócił oczyma, ignorując nieciekawy wzrok Harrego. - Co ukrywasz przede mną?

- Nic.

Fuknął pod nosem, strasząc omegę. Jakiej innej odpowiedzi mógł się spodziewać, słyszał ją codziennie od ponad dwóch tygodni. Miał jej serdecznie dosyć. Nie wierzył w nią, była zbyt prosta i dziecinna. Naprawdę wkurzało go zachowanie Harrego, który zaczął go ignorować do takiego spodnia, że Louis czasem czuł się odłożony na drugi plan. Nie rozumiał zachowania swojego narzeczonego, nie rozumiał czego ten tak ciągle wychodzi, wraca wieczorami, a w pracy siedzi cicho jak mała, szara myszka.

- Mógłbyś wymyślić coś innego? Twoje „nic" jest już nudne - założył ręce na piersi. - Ciągle tylko słyszę... nic, nic, nic. Jak nic, jeśli ignorujesz mnie i unikasz. Zrobiłem ci coś?

- Nie, Louis. Jest wszystko w porządku, nie zrobiłeś nic - uśmiechnął się łagodnie, ale też smutno. - Przechodzę ciężki okres.

- To czemu mi nie powiedziałeś? Jestem twoim narzeczonym, przeznaczonym, jestem twoją alfą. Muszę wiedzieć co dzieję się mojej omedze, a ty od dwóch tygodni milczysz jak kamień. O co chodzi?

- Um... już mi to mija. Po prostu... chyba byłem zmęczony pracą, ale dzisiaj jest dobrze.

- Bo jest sobota - westchnął. - Chyba czy na pewno przez pracę?

- Na pewno - pokiwał głową, ale Louis w to nie uwierzył.

Jego słowa w ogóle go nie przekonywały.

- Jeśli chcesz kawy to musisz tylko zalać, zrobiłem ci - zmienił temat, ale w tym czasie Louis zajął miejsce obok niego.

Zazwyczaj wtedy odsuwał się o kilka centymetrów, teraz tego nie zrobił. Już nie mógł pogarszać swojej sytuacji, która wcale nie była aż tak kolorowa.

- Chce porozmawiać, nie chce kawy - powiedział stanowczo. - Co się dzieje mojej omedze?

- Twoja omega jest zmęczona pracą - Harry odparł niemalże od razu.

- W takim razie moja omega powinna odpocząć - uśmiechnął się, w końcu poczuł normalniejszą rozmowę. - Wakacje w Miami?

- Nie - pokręcił głową. - Nie potrzebuję wakacji.

- Kręcisz, Harry.

- Nic nie kręcę, naprawdę. Chce zostać w Anglii, mamy cudowną pogodę - uśmiechnął się i przetarł oczy.

- Zdradzasz mnie.

- Nie.

- Zdradzasz mnie, Harry.

- Nie zdradzam! - wyrwał się. - Czemu tak myślisz, Lou?

- Zastanówmy się... unikasz mnie od dwóch tygodni. Nie dajesz się przytulić ani czasem i usiąść obok ciebie, sam nie dajesz mi żadnych czułości i rzadko zaczynasz rozmowę pierwszy. Twoje oczy od kilku tygodni nie świecą jak zawsze, a od dwóch tygodni nie świecą w ogóle.

Same mistakes again → larryWhere stories live. Discover now