17. Przeprosiny

88 13 0
                                    

Z samego rana otrzymał telefon od swojego ojczyma. To był ostatni telefon, którego się spodziewał tego dnia. Już nawet nie zwracał uwagi na to czy jest z nią pokłócony, zapomniał o jego słowach i po prostu się nie odzywał. Nie chciał dorzucać nowych kłód do ognia. Odebrał połączenie i otrzymał zaproszenie na popołudniową kawę w jego mieszkaniu. Bez wahania zgodził się, bo w sumie chciał zakończyć ten mały spór.

Przez ten czas czekał aż to Mark do niego zadzwoni, cóż zajęło mu to ponad miesiąc.

- Jadę popołudniu do Marka - powiadomił przy wspólnym śniadaniu.

- Myślałem, że mieliśmy oglądać film.

- Nagła sprawa. Nadrobimy go, dobrze? - uśmiechnął się. - Wieczór?

- Masz jutro do pracy - westchnął. - Nie będę cię zatrzymywać, musisz się wyspać - zabrał swój kubek w dłonie. - Może w piątek?

- A może jednak dzisiaj? I tak zasypiam koło północy, więc jeśli położę się spać dwie godziny później to nic się nie stanie.

- Jeśli tak twierdzisz to z chęcią mogę się na ten układ zgodzić. Aczkolwiek piątek za tydzień również chciałbym wieczór filmowy! - zaśmiał się, popijając ciepłą herbatką. Louis na to pokiwał głową w ramach zgody. - To coś poważnego, że musisz jechać tak nagle?

- Lekko się pokłóciliśmy.

- Nic mi nie powiedziałeś? - zmrużył oczy. - Znaczy! Nie musisz mi wszystkiego mówić, nie wymagam tego od ciebie. W końcu jesteśmy tylko pa-

- Nie chciałem cię stresować, pokłóciliśmy się krótko po tym jak... straciliśmy szczeniaka - przerwał. - Wiem, że nadal ci jest z tym ciężko. Siedziałem cicho, abyś nie cierpiał jeszcze bardziej. Ochłonęliśmy od siebie i dzisiaj sobie wszystko wyjaśnimy. Nie ma już żadnych powodów do obaw, Harry.

- W takim razie szanuję - pokiwał głową. - Myślę, że mógłbym się tym przejąć. Nadal czasami czuję taką pustkę w sercu.

- Będziemy mieć jeszcze szczeniaki, słońce. Jesteśmy jeszcze parą, zostaniemy narzeczeństwem, później zostaniemy małżeństwem i kto wie, że szczeniak pojawi się szybciej? Czas pokaże.

- Dalekie masz plany - zaśmiał się.

Louis często wyobrażał sobie ich przyszłość, przywiązał się do tej omegi jak nigdy wcześniej. Czuł w Harrym dom, który dopiero odnalazł i starał się go pielęgnować na wiele sposób. Może i miał wiele czasu na zaręczyny, jednak był na nie przygotowany... może tylko fizycznie, bo mentalnie jeszcze miał pewne obawy i lekkie otrącenie do takiego szybkiego posunięcia.

- Może - wywrócił oczyma. - Bierzesz leki i suplementy, które zostały ci zlecone, dobrze się odżywiasz, a twoje ciało z każdym tygodniem regeneruję się bardziej. Mamy wszystko pod kontrolą, więc kolejne szczeniaki wchodzą w grę.

- Jesteś o mnie zbyt odpowiedzialny.

- Jednak to mój obowiązek, Hazz - uśmiechnął się szeroko. - Obowiązkiem każdej alfy jest obrona i opieka nad swoją omegą. Ty jesteś moją omegą i ja muszę o ciebie dbać - dodał, patrząc z zielone oczy i trzymając kubek z kawą w dłoni. - Ty zachowujesz się jak typowa matka wobec mnie, więc myślę, że jesteśmy kwita.

- Omegi już tak mają, mój drogi - zaśmiał się. - Aż tak źle ci ze mną?

- Myślałem, że będziesz bardziej nadopiekuńczy.

- Co ty właśnie powiedziałeś?! - Harry aż wstał, ale ciągle patrzył na roześmianego Louisa. - Bardziej nadopiekuńczy?! Wkładam w ciebie całe moje serce, a tobie nadal mało?

Same mistakes again → larryDove le storie prendono vita. Scoprilo ora