37. Pomyłka

80 11 0
                                    

W końcu nastał ich długo wyczekiwany dzień. Pierwsza wspólna wizyta. Co prawda od minął ponad miesiąc, odkąd Louis dowiedział się o ciąży, a oni nadal nie pojawili się na wizycie. Nie zrobił nawet tego Harry. Stwierdził, może i bardzo nieodpowiedzialnie, że nie ma sensu wybierać się na wizyty. Nie miał ochoty chodzić od jednej lekarki do drugiej, te za każdym razem mówiły coś innego. Wolał poczekać jak ich główna wróci z chorobowego. Tak też zrobił. Ostatnie tygodnie były spokojnie, idealne i takie jak dawniej. Przestali się kłócić, a w dodatku szczeniak nie szalał, choć jeśli w ogóle robiłby to od początku ciąży.

Louis był zauroczony w nowych kształtach swojej omegi. Jej ciało było kompletnie inne niż w poprzedniej ciąży. Chociaż z drugiej strony w poprzedniej byli w innych relacjach i Louis nie miał do Harrego tak łatwego dostępu. Teraz mógł badać zmieniające się cało praktycznie cały dzień, a młodszy nie miał z tym żadnego problemu. Kochał jak Louis adorował jego cało, ale jednak najbardziej kochał jak ten adorował jego usta. Było to jego uzależnienie.

- Masz wszystko? - zapytał przed wyjściem. - Masz wszystkie dokumenty?

- Mam wszystko, Lou. Sprawdziłem kilka razy.

- Nie jest ci za gorąco? Mamy lipiec, w dodatku jesteś w ciąży i... po prostu pytam czy nie jest ci ciepło! - spojrzał na niego spanikowanym wzrokiem, przy okazji otwierając drzwi.

- Panikujesz? - zapytał ze śmiechem, kręcąc głową.

- Ja? Nigdy w życiu.

- Właśnie widzę - pokręcił ponownie głową, opuszczając dom. - Odpowiadając na twoje pytanie. Nie jest mi gorąco, dzisiaj jest idealnie.

Louis na to tylko szeroko się uśmiechnął i odwrócił się, aby zamknąć dom. Faktycznie panikował, choć tak naprawdę nie wiedział, dlaczego i po co. Z tego co opowiadał mu Harry nie było żadnego powodu do paniki. Wyjął klucze z zamka i wzdychając, odwrócił na pięcie. Ponownie uśmiechnął się, kiedy ujrzał Harrego stojącego przy bramie i trzymającego w dłoni swoją teczkę, dodatkowo na swoim nosie miał okulary... jeszcze cudowna, przewiewna różowa koszula, która idealnie zasłaniała jego krągłości.

Raj dla oczu Louisa.

- Pasuję do ciebie ten stan - odparł nagle, schodząc z ich altany.

- Tak uważasz? Ja uważam, że wyglądam uroczo, a z drugiej strony kompletnie do mnie nie pasuję - śledził alfę wzrokiem, mimo iż widział wszystko czarne, z powodu okularów.

- Nie pasuję? Wyglądasz obłędnie i bardzo pociągająco - uśmiechnął się.

Tak naprawdę powinni już wyjeżdżać, ale Louis nie zdążył zahamować swojego pragnienia. Nie otworzył bowiem bramy, tylko objął omegę w zaokrąglonej taili i ucałował jej usta pokryte pomadką ochronną. Na jednym pocałunku się nie skończyło, Louis musiał wyczuć jaką tym razem wybrał pomadkę. Wypadło na zwykłą waniliową.

- Nadal się stresujesz? - zapytał Harry, już w samochodzie.

- Może trochę. Pierwszy raz zobaczę swojego szczeniaka! - ucieszył się. - A ty?

- Też się stresuję. Nie byłem na wizycie od miesiąca i teraz starszynie jest mi głupio. Nie powinienem tak robić, wiedząc, że straciłem pierwszą ciążę. Staram się myśleć pozytywnie, ale te jedne myśli ciągle przelatują mi przez głowę - westchnął, kładąc dłoń na wypukłości.

- Widzę, jak szczeniak rośnie, więc to już dobry znak - spojrzał na niego, a w tym samym czasie odjechał. - Sprawdzają się nowe pasy?

- Zdecydowanie - uśmiechnął się. - Tylko nie wydaje ci się, że mój brzuch jest ogromny jak na szesnasty tydzień?

Same mistakes again → larryWhere stories live. Discover now