20. Grobowa cisza

104 11 0
                                    

W salonie panowała grobowa cisza. Harry leżał na kanapie z książką w dłoni, Louis zaś siedział przy stole i pracował. Nie odzywali się, byli zajęci sobą... jednak ta cisza panowała już od kilku dobrych dni. Tego dnia ta cisza była szczególna, była niekomfortowa i uciążliwa.
Louis także od kilku dobrych dni zwalniał się wcześniej z pracy i po prostu wracał do domu. Tego dnia stwardził, że kompletnie nie czuję się na siłach, aby tam jechać. Czuł się źle psychicznie jak i fizycznie, no cóż dnia poprzedniego wybrał się na siłownie (na której nie był kilka lat), a jego mięśnie odmawiały posłuszeństwa. W zamian i tak musiał pracować, tyle tylko, że w ciepłym mieszkanku. Harry widział jego stan, który bardzo go niepokoił. To nie był tan sam Louis. Próbował z nim rozmawiać i to nie jeden raz, ale w zamian otrzymywał groźny wzrok i niezrozumiałe mruknięcie pod nosem. To go bolało, ale rozumiał, że Louis zapewne chciałby porozmawiać o tym później.

Jednak ten stan utrzymywał się od wizyty w klinice.

- Co chciałbyś na kolację? - odezwał się w końcu, wychylając nos zza książki.

- Nie jestem głodny - odparł poważnie, nie odwracając głowy od ekranu.

- Lou, ale jest już prawie szósta. Obiad jedliśmy kilka godzin temu.

- Nie jestem głodny, Harry. Mam pracę.

- Można zrobić chwilę przerwy od niej. Trzeba napełnić brzuchy - uśmiechnął się łagodnie, jednak i tak Louis tego nie zauważył.

- Mówię, że nie jestem głodny i nie chcę kolacji.

Ten westchnął i wrócił wzorkiem na małe literki. Wolał nie prowokować alfy, wiedział czym mogło to się skończyć. Niby alfy uwielbiały nadopiekuńczość omeg, jednak czasem tego nienawidziły i wtedy lepiej ugryźć się w język.

Harry nie chciał go wyprowadzić z równowagi.

Obiad też zjedli osobno, choć w znaczeniu takim, że każdy z nich miał inną potrawę. Louis uparł się, że nie ma ochoty na kuchnię Harrego i kupi sobie sam. Omega nie protestowała. Sam Harry zrobił sobie sałatkę z kurczakiem, stwierdził, że nie opłacało mu się gotować tylko dla siebie. Louis za to kupił sobie największe i najlepsze tacos w mieście.

- Może zrobię domową pizzę? - zapytał po kolejnej ciszy, którą zagłuszał stukot palców o klawiaturę laptopa.

- Była wczoraj - mruknął zza laptopa.

- To sałatkę?

- Jadłeś na obiad, ja nie chcę.

- Zapiekankę? - spojrzał na niego, a książkę odłożył na stolik.

- Nie chcę.

- Lasagne?

- Nie, Harry. Nie chcę nic. Mam w cholerę roboty, a ty ciągle mnie zagadujesz. Muszę to do północy skończyć - i dopiero wtedy na chwilę na niego spojrzał. Na chwilę, czyli na krótkie sekundy.

- To może zamówimy catering?

- Cholera - zacisnął zęby. - Później zjemy, czego nie rozumiesz?

I po tym Harry zamilknął.

Bez słowa wstał i udał się kuchni. Sam był głodny, więc musiał też pomyśleć o sobie. Miał ochotę na zapiekankę makaronową z dużą ilością serca. Chciał ją zrobić i nie patrzeć na Louisa, który nawet na niego nie spojrzał. To go bolało, bo nie rozumiał jego zachowania. Chciał mu pomoc, ale ten nie chciał tego od niego.

Uszykował produkty i zabrał się za przygotowywanie. Po jakiś czas spoglądał na szatyna, który przez cały ten czas patrzył w swojego laptopa. Harry od razu zaczął martwić się o jego wzrok, nad sobą nie miał zapalonej żadnej lampy, a jedyne, które się świeciły to były te w salonie i kuchni. Bez wahania udał się do włącznika i wyłączył te z salonu i zapalił te w części jadalnianej.

Same mistakes again → larryWhere stories live. Discover now