16. Monotonne pytania

107 12 2
                                    

Wakacje faktycznie były nie do zapomnienia. Louis czuł jak jego serce pęka z miłości, czuł, że jest szczęśliwy, kiedy Harry jest blisko. Tak też było. Dlatego jego bardzo dobry humor pozostał aż do wylotu. Wspólnie zwiedzili każdy zaułek plaży, przeszli się po sklepach, w których Harry czuł się jak w domu. Louis nie protestował, cieszył się, że jego chłopak jest szczęśliwy. Kolejnego dnia pojechali na randkę do wesołego miasteczka, gdzie Louis wygrał dla Harrego wielkiego misia.

A powrót do Anglii był koszmarem. Louisowi magicznie ode chciało się pracować, nie chciał tam wracać, nie chciał zostawiać Harrego na cały dzień. Chociaż z drugiej strony mógł robić tak jak Nick i zabierać go ze sobą. Nad tym musiał się zastanowić, ale to tylko z dwóch powodów.

Pierwszy powód. Zapach Harrego zawsze go rozpraszał.

Drugi powód. Jakakolwiek obecność Harrego nie pozwala go trzymać przy zdrowych myślach.

- Zabrałeś śniadanie, Lou? - Harry wychylił się za rogu, spoglądając na szatyna, który ubierał swoje buty.

Ten uniósł na niego wzrok, a następnie spojrzał do torby. Oprócz starty papierów, paczki gum i otwartej paczki papierosów (której dawno nie tykał), nie było tam jego śniadania.

- Mógłbyś mi podać? - uśmiechnął się.

- Znasz moją dobroć. Dodam ci jeszcze coś słodkiego do śniadanka, ale zjesz je dopiero po tym jak zjesz śniadanie, dobrze?

- Tak będzie! - zaśmiał się, czując rumieńce.

Kompletnie zapomniał, jak to jest być z omegą. Omegi zawsze troszczyły się o swoich partnerów i zachowywały się jak typowe matki. Cóż nimi miały kiedyś zostać. Louis zawsze na takie interakcje rumienił się i czuł się jak w swoim domu rodzinnym. Harry czasem potrafił powiedzieć to samo co mówiła jego mama w dzieciństwie.

Po tym też młodszy wyszedł zza rogu i podszedł do torby. Kątem oka spojrzał na Lousia, a kątem na torbę. Co prawda zobaczył w niej papierosy, ale zignorował je. Do tej pory nie widział starszego z papierosem w dłoni, więc starał się nic nie mówić. Jedynym przypadkiem przyłapania go na paleniu był początek ich znajomości, a dokładnie początek jego mieszkania u starszego.

Zapewne wynik strasu.

- Będę wieczorem, wiesz już co będziesz zrobić? - Louis spojrzał na niego z dołu.

- Zamierzam posprzątać mieszkanie.

- Ogarniemy to w weekend.

- Mam ochotę posprzątać teraz - zaśmiał się.

- Nie znajdziesz u mnie żadnych prochów czy papierosów - wywrócił oczyma. - Jedyne, które mam to mam w torbie, których nie ruszyłem od dwóch miesięcy. Prawie trzech - dodał.

- Wierzę ci, jednak chciałbym posprzątać. Ty zabraniasz, a ja ogarniam dom.

- Znajdę ci pracę, nie jestem za tym, aby omega robiła za kurę domową - westchnął, wstając z małej puchy, na której zazwyczaj zakładał buty. - Znajdę ci lekką i przyjemną pracę.

- Dam sobie radę z każdą - Louis w tym czasie położył swoje dłonie na jego taili. - Dziękuję, że o mnie myślisz i dbasz.

- Dbam o ciebie, bo cię kocham.

- Ja ciebie też, Lou - uśmiechnął się, a oczy zabłysnęły jak iskierki.

Na pożegnanie Louis złożył mu długi pocałunek, uśmiechnął się do niego, odwrócił się, ale szybko wrócił wzrok na młodszego. Zaśmiał się i jeszcze dwukrotnie cmoknął go w nos i usta, dopiero po tym faktycznie opuścił mieszkanie.

Same mistakes again → larryWhere stories live. Discover now