11. Te same błędy ponownie

111 14 0
                                    

Za każdym razem, kiedy wsiadał do samochodu czuł te same nerwy jak wtedy. Czuł swoje silne emocje i wycie swojej alfy. To były najgorsze chwile w jego życiu i mógł śmiało przyznać, że nigdy tak nie panikował, wtedy ledwo co dojechał żywy do szpitala. Nie pamiętał jak reagował wcześniej, jednak wiedział, że już nigdy nie chce przeżyć tego co wydarzyło się dwa tygodnie wcześniej. Czuł się okropnie po stracie szczeniaka, czuł pustkę i nadal obwiniał się, że to jego wina. Czuł się okropnie z myślą, że Harry przepłakuje noce, a wiedził o tym, bo w końcu spali w tej samej sypialni i w tym samym łóżku. Jego sen nie był twardy, nie potrafił spać jak wcześniej, ciągle bał się, że coś może się wydarzyć.

W dodatku nadal nie chodził do pracy, przez co dni dłużyły mu się kilkukrotnie. Nigdy nie wiedział co miał ze sobą zrobić, choć i tak większość tego czasu spędzał przy Harrym, który chodził bez życia, chęci do niego... przez to też mało jadł, przepłakiwał noce i ogólnie nie był tym Harrym, którego znał.

Ale teraz ten Harry był jego chłopakiem, nie wrogiem, którym był tylko i wyłącznie dla Louisa.

Wsiadł do samochodu, znowu odczuł ten niepokój i strach. Nie chciał zostawiać omegi samej w mieszkaniu, bał się o nią, więc starał się ograniczać wyjścia. Nie chciał, aby Harry zrobił coś głupiego, to byłby jego koniec. Zależało mu na nim i rozumiał to dopiero po kilku miesiącach znajomości. Zrozumiał to dopiero po stracie ich małego świata, po stracie ich szczeniaka.

Tym razem musiał go zostawić samego, umówił się z swoim ojczymem. Chciał z nim zaliczyć męską rozmowę, chciał z kimś porozmawiać jak alfa z alfą, ba zawsze mógł pójść do Zayna, ale nie chciał im przeszkadzać. Wiedział od niego, że Niall okropnie przechodzi początek ciąży i nie chciał go specjalnie wyrywać z domu. Wolał, aby jego przyjaciel zajął się swoim mężem.

Ufał Markowi, więc wiedział, że zawsze może z nim porozmawiać. Mark był zawsze czy to po śmierci Jay, jego synka, a później Eleanor... był przy tym jak jego kolejne omegi traciły szczeniaki, a następnie przy kolejnych negatywnych testach ciążowych. Zawsze to on dawał mu rady i to on namówił go, aby jednak spróbować z alfą, jak widać miał rację. Nigdy nie mogło być za pięknie... w pewnym momencie życie Louisa zaczęło go przerastać. Z jednej strony to rozumiał, Mark pomógł mu za dużo i w pewnym momencie musiało to prysnąć, aczkolwiek zawsze wiedział, że może się do niego odezwać.

O dziwo nie jechał aż tak szybko jak zazwyczaj, nie czuł takiej potrzebny i wolał dojechać później, ale dojechać cały. Jakby sądził, że mogło się coś stać. Na całe szczęście to były tylko jego przypuszczenia, a do swojego ojczyma dojechał zdrowy, choć z drugiej strony lekko zestresowany.

Miał zapasowe klucze, jednak wiedział, że drzwi na pewno będą otwarte, a w środku będzie czekać na niego pyszny obiad. Tak było. Mark zawsze przygotowywał dla niego domowe obiady i nawet zapakowywał na wynos, zawsze się śmiał, że powinien być omegą. Mark naprawdę zachowywał się jak typowa matka, a w dodatku z zawodu był kucharzem. Jego dania były rajem dla każdego podniebienia.

- Dzisiaj dla ciebie mam gorącą zupę z warzywami, a na drugie danie kurczaka w sosie własnym! - wyskoczył z kuchni oczywiście uśmiechnięty od ucha do ucha. - Cześć, Louis! Lottie była u mnie rano, więc dla ciebie zostały resztki.

- Jak zawsze - wywrócił oczyma. - W każdym razie dziękuje, Mark.

- Jestem do twoich usług. Siadaj do stołu, zjemy razem, a później wytłumaczysz mi skąd to tak szybkie spotkanie. Męczy cię coś, prawda?

- Jak cholera - pokręcił głową, zaciskając zęby. - Zagubiłem się i jestem taki zagubiony od dwóch tygodni.

- Rozumiem, że chodzi o szczeniaka i Harrego? - Louis na to pokiwał głową. - Mogłem się spodziewać, ty gubisz się tylko w sprawach miłosnych.

Same mistakes again → larryWhere stories live. Discover now