14. Przyszli teściowie

126 12 0
                                    

Za pakowanie się na wakacje zabrali się bardzo późno, choć w zasadzie to Louis, który chciał rozpieścić Harrego. Stwierdził, że spakuje ich do jednej wielkiej walizki, uważał to za sensowne rozwiązanie. Sensowne rozwiązanie, jednak pakować ich zaczął równe trzy dni przed planowanym wylotem..., a robił to bez planu. Uważał, że nie jest mu on potrzebny, bo w końcu lecieli na ciepłą wyspę i nie potrzebowali żadnych ciepłych rzeczy. Oczywiście Harry poprosił go o jedną bluzę, nie protestował i faktycznie ją spakował. Sens w tym, że była to jego bluza. Zrobił o specjalnie i chciał, aby młodszy ją założył.

W dodatku jeszcze przed ich wakacjami do ich mieszkania mieli zagościć honorowi goście... rodzice Harrego. Jakimś cudem udało im się ogarnąć urlop, samolot i inne ważne rzeczy, przez co omega była bardzo zadowolona. Tęskniła za nimi. Louis miał mieszane uczucia... co, jeśli go nie polubią? A jeżeli nie przypadnie im do gustu? Może jednak stwierdził, że Nick był dla Harrego lepszy?

- Louis! - zawołał, szukając alfy wzrokiem. - Louis!

- Wyciągam pranie z pralki!

Harry zaśmiał się pod nosem i natychmiast zostawił mieszanie ciasta, które przyrządzał. Uśmiechnął się, bo Louis i pranie to były dwa inne światy. Zazwyczaj to on je robił i powieszał, szanował to, że starszy tego nie lubił..., jednak za to to on sprzątał całą łazienkę. Podszedł do drzwi łazienkowych i oparł się o nie, czekając aż ten zwróci na niego uwagę.

- Coś się stało, słońce? - zapytał po tym jak odwrócił się z wielkim uśmiechem i wielkimi oczyma.

- Chcesz zabłysnąć przed nimi? - zaśmiał się, czując rumieńce.

- Może trochę - wywrócił oczyma. - Tak na serio, byłeś zajęty robieniem ciasta, więc stwierdziłem, że cię wyręczę.

- Dziękuje to miłe, bo tak naprawdę nie mamy wiele czasu.

- Dlaczego? - bardziej uniósł wzrok, chciał lepiej widzieć twarz Harrego.

- Mama przed chwilą do mnie napisała, że wyszli już z samolotu. Będą tutaj za jakieś trzydzieści minut.

- Wszystko ogarnę! - zaśmiał się, unosząc lekko dłonie... sam widok był przekomiczny. Louis siedział na płytkach, a tuż obok niego leżał kosz z praniem. - Z czego tak rechoczesz?

- Nigdy nie widziałem cię wyciągającego pranie. Śmieszy, ale też uroczy widok - wzruszył ramionami.

- A ty ciasta nie masz do roboty? - fuknął pod nosem, odwracając się.

Harry pokręcił głową i uklęknął przed nim, aby złożyć szybki pocałunek na jego policzku. Na tym się nie skończyło, Louis musiał poczuć jego usta na swoich... nie na policzku, nosie czy czole. On musiał je czuć na ustach, już zapomniał ich smaku. Potrzebował sobie go przypomnieć. Po tym też Harry wrócił do kuchni. Dopiero tam wybuchnął wielkim śmiechem, na który uwagę zwrócił sam Louis. Ten śmiech dotyczył właśnie jego. Miał pół godziny na powieszenie prania i przygotowania stołu na obiad. Sam zaproponował, aby rodzice Harrego zjedli obiad właśnie u nich.

Zajął się ciastem, choć pozostało mu tylko wlanie ciasta do formy i wstawienie do piekarnika. Zrobił to, a następnie stwierdził, że to on rozpieści Louisa i przygotuje stół. Dobrze wiedział, że ten zapewne jeszcze przed kilka długich chwil pomęczy się z praniem.

Louis naprawdę mocno zdziwił się, kiedy wchodząc do salonu zobaczył gotowy stół, a na nim pierwszą gotową potrawę. Wtedy też zrobiło mu się nieco głupio, to on miał rozpieścić swoją omegę, a nie ona jego.

- Co tak patrzysz? - zapytał Harry, śmiejąc się pod nosem. - Coś źle ustawiłem?

- Nie. Um... dobra nieważne - wywrócił oczyma. - To ja miałem to zrobić - mruknął pod nosem.

Same mistakes again → larryWhere stories live. Discover now