1.

12.9K 612 820
                                    


Jay sam nie był do końca pewny, czego właściwie się spodziewał. Domyślał się, że skoro za gospodarzy robi trzech chłopa, nie ma sensu oczekiwać przyjęcia z herbatką i francuskimi ciastkami, a Nya dodatkowo utwierdziła go w tym przekonaniu, pokrótce opisując swojego brata i jego „ekipę". Mimo wszystko był jednak zdania, że pewne zasady obowiązują wszystkich bez wyjątku: jak choćby ta, że nie wypada otwierać drzwi w samych bokserkach, a już zwłaszcza mierzyć przy tym gościa spojrzeniem, jakie większość ludzi rezerwuje dla obiektów w „Roadkill game".

- Czego – warknął gospodarz w wyraźnie złym humorze, zaraz jednak zreflektował się, nieco mniej morderczym tonem dodając: – Pytam grzecznie.

Jay odruchowo omiótł go wzrokiem, od bosych stóp, poprzez umięśniony brzuch, szerokie ramiona, brązową skórę, groźną minę, aż po rozwichrzone, czarne włosy. Z miejsca doszedł do wniosku, że wolałby nie dowiedzieć się, jak wygląda „niegrzeczne" pytanie.

- Um... Ja w sprawie mieszkania... – zaczął niepewnie, po czym zamrugał, zaskoczony tym, że chyba właśnie odgadł magiczne słowa usuwające z drogi „potwora-strażnika", bo chłopak uniósł brwi, spojrzał na niego nieco łagodniej, po czym odwrócił się i ryknął w głąb mieszkania:

- Kai! Do ciebie! Rusz dupę i się nim zajmij!

Gdzieś z głębi doleciał szelest pościeli i łoskot, jakby koś zleciał z łóżka, następnie seria przekleństw, zwiastująca, że ów ktoś zapałał właśnie nienawiścią do wszechświata, aż w końcu jedne z drzwi trzasnęły o framugę i na korytarz wytoczył się - niemal dosłownie - kolejny punkt na prywatnej liście Jay'a pod tytułem „rzeczy, których wolałbym nie zastać w nowym mieszkaniu".

Chłopak był wysoki, wyższy od Jay'a o dobre pół głowy, chudy do tego stopnia, że większość ludzi na sam widok robiła się głodna, a przy tym barczysty i możliwie daleki od określenia „chucherko". Choć przekaz ten mógł być w dużej mierze kwestią tatuaży, pokrywających większość powierzchni pleców oraz ramion, skupiających się na motywie płomieni na ładnie opalonej skórze.

- Zawsze w najgorszym możliwym momencie – warknął pod nosem, szamocząc się z paskiem, który nadal usilnie próbował zapiąć. Na wciągnięcie na grzbiet jakiejkolwiek koszuli najwyraźniej zabrakło mu czasu, ale Jay i tak był wdzięczny za parę spodni na tyłku.

Jacyś cholerni ekshibicjoniści, przemknęło mu przez głowę i wzdrygnął się na myśl, że wkrótce sam może zostać częścią tej dziwnej zbieraniny. Nie żeby aż tak bardzo mu to przeszkadzało, teraz, kiedy szok powoli opadał, doszedł do wniosku, że obaj mężczyźni są całkiem przystojni, każdy na swój własny, dziwaczny sposób. Kiedy w dodatku „chłopak igrający z ogniem", jak zaczął go w myślach nazywać, znalazł w końcu drogę do drzwi i opierając się o framugę odgarnął ciemne włosy, Jay z jaszcze większym zdziwieniem odnotował, że z twarzy wydaje się całkiem sympatyczny, a sądząc po uśmiechu może nawet przyjaźnie nastawiony.

- Ty pewnie jestem Jay? – Krótkie skinienie głowy w ramach odpowiedzi i szatyn uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Ja to Kai. Nya pewnie ci o mnie mówiła i na pewno nie w samych superlatywach, ale nie bój się, nie jestem aż taki straszny. Cole – wskazał na drugiego chłopaka, który tylko prychnął i odwróciwszy się na pięcie odmaszerował, po chwili znikając za jednymi z drzwi – trochę jest, ale nim nie ma się co przejmować, to wrażliwe baranie serce i oczy jelonka w ciele goryla. Taka nasza hybryda, co i rosołem poratuje, i dresom mordy obije. Ale za to go kochamy! – Ostatnie zdanie dorzucił nieco głośniej, a zza zamkniętych niedawno drzwi doleciało coś na kształt „spierdalaj!". – No, to co, może cię trochę oprowadzę?

(Ninjago) Jak zniszczyć sobie życie na tysiąc różnych sposobów [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now