17.

3.5K 300 191
                                    

- Kai, naprawdę, to się robi absurdalne...

- Niespodzianka to niespodzianka. Dwa kroki do przodu, tylko uważaj na... uh, tak, to był krawężnik...

Lloyd westchnął ciężko, starając się utrzymać równowagę, w czym bardzo przeszkadzały mu dłonie Kai'a, zasłaniające mu oczy. Z drugiej strony, nie raz i nie dwa zmuszony był przedzierać się w nocy po omacku przez zagracony salon, miał więc nieco wprawy w pokonywaniu trudnych przeszkód.

- Okej, czekaaaj... – Blokujące widok ręce zniknęły, posłusznie nie otworzył jedna oczu. Jeśli Kai coś sobie ubzdurał, zdecydowanie prościej było po prostu pozwolić mu trwać w dziwactwie i nie protestować. – Już możesz!

Lloyd uniósł powieki, powoli i ostrożnie, nie do końca pewny, czy na pewno chce wiedzieć, co na niego czeka. W pierwszej kolejności zobaczył sporą gromadkę kilkuletnich dzieci. W drugiej – duży, fioletowy baner reklamowy przewieszony nieco niechlujnie nad wejściem sklepu. Przez przeszklone drzwi dało się dostrzec tłum, którego średnia wieku, z całą pewnością nie przekraczała lat dwunastu, a który to wypełniał praktycznie całą wolną przestrzeń między zastawionymi komiksami półkami. „Jaskinia Komiksów" nieczęsto cieszyła się takim zainteresowaniem i już to wzbudzało pewne podejrzenia. Trybiki ruszyły jednak z miejsca dopiero, gdy bliżej przyjrzał się plakatom zdobiącym praktycznie każde okno.

- Kai... – wyszeptał, bardziej chyba do siebie, niż do swojego chłopaka, który od dłuższej chwili wpatrywał się w niego, wyczekując reakcji. – Przywiozłeś mnie na premierę „Kosmo Mistrza"?

- Nie cieszysz się? – uśmiech mężczyzny ewidentnie przygasł. Najwyraźniej liczył na coś nieco bardziej entuzjastycznego. – Już nie lubisz tego „Fita"?

- „Fritza" – poprawił go odruchowo. – I lubię. Tylko... Zupełnie o tym zapomniałem.

- A ja nie! – Wyglądał jak pięciolatek, któremu pierwszy raz udało się samodzielnie zawiązać sznurowadła. – Widzisz? Miałem jedno zadanie - i nie zjebałem!

Był tak dumny z siebie, że Lloyd nie miał serca sprostować, że w rzeczywistości zadań miał o wiele więcej. I że, niestety, nie wszystkie dało się podsumować tak entuzjastycznie.

- Wiesz, że to docelowo komiks dla dzieci? – upewnił się, zerkając na mężczyznę czujnym wzrokiem. Wiedział, że Kai próbuje w ten sposób wynagrodzić mu wczorajszy dzień i, prawdę mówiąc, uważał, że w pełni na to zasłużył, mimo wszystko nie chciał jednak wymagać od niego zbyt wiele.

- No trochę za mało w nim krwi, żeby cieszyć oczy starszych.

- I że prawdopodobnie będę tam jedynym powyżej trzynastego roku życia?

- Rozważałem też, że mogą to być po prostu bardzo, bardzo niscy ludzie... ale myślę, że jednak możesz mieć rację.

- I nie jest ci głupio tam ze mną wejść?

Kai wyglądał na szczerze zaskoczonego.

- A powinno? – zapytał, a niedowierzanie w jego głosie sprawiło, że Lloyd z miejsca pozbył się wszelkich wątpliwości. Sam nie pamiętał, kiedy po raz ostatni uśmiechnął się tak szeroko, że najpewniej dorobił się od tego zakwasów, nie bardzo miał jednak ochotę się nad tym teraz zastanawiać. Zwłaszcza gdy Kai pozwolił złapać się za rękę i zaciągnąć w tłum dzieciaków. 


* * *


Półtorej godziny później, przeglądając od niechcenia komiksy z Batmanem, Kai intensywnie zastanawiał się, czy nie istnieje jakiś sygnał ratunkowy dla ludzi, których partnerzy uciekli do magicznego świata i ani myślą go opuszczać. Nie żeby faktycznie tak bardzo rozpaczał nad swoim położeniem; najzwyczajniej w świecie umierał z nudów, co nie znaczyło jednak, że będzie dawać to wszem i wobec do zrozumienia. Po części zahartowały go dawne wypady po zakupy w towarzystwie Skylor, których urywki wciąż budziły go czasem w nocy, dramatyczne niczym wspomnienia z Wietnamu. Po części zaś – wiedział, że marudzenia nic nie da, a pomoc i tak nie nadejdzie. Zresztą, nie dało się powiedzieć, żeby cierpiał jakoś szczególnie mocno: z automatu cieszyło go wszystko, co sprawiało radość Lloydowi, a sądząc po zachowaniu chłopak płynnie przeszedł w wyższą fazę euforii i ani myślał jej opuszczać. Gdy raz przełączył się w tryb fana nic nie było w stanie go w niego wybić – ani plączące się pod nogami dzieci, ani fakt, że Kai nie przeczytał ani jednego numeru „Kosmo Mistrza" i tylko potakiwał bez większego zrozumienia, ani nawet zaporowe ceny komiksów (bo naprawdę, jaki uczciwy człowiek nalicza aż tyle za pomalowany na kolorowo papier?!). Był w swoim żywiole, lawirując między półkami jakby spędził tu całe życie, uśmiechając się przy tym tak promiennie i opowiadając coś z takim zaangażowaniem i żywą gestykulacją, że Kai przez większość mógł tylko podążać za nim krok w krok, urzeczony widokiem, robiąc przy tym za tragarz na kolejne tomy pism. I raz na jakiś czas dostawał za to nawet nagrodę, choćby w postaci kłótni, w jaką Lloyd wdał się z na oko dziesięcioletnim chłopcem. Nie miał co prawda pojęcia, czemu tak wielkie znaczenie miało to, który fikcyjny bohater jest najpotężniejszy, ale gdy poziom dyskusji zszedł do „No chyba ty!" i „Sam się weź" czuł, że wszystkie męki zostały mu właśnie wynagrodzone.

(Ninjago) Jak zniszczyć sobie życie na tysiąc różnych sposobów [ZAKOŃCZONE]Место, где живут истории. Откройте их для себя