20.

3.1K 285 233
                                    

Jay nie odezwał się ani słowem odkąd ruszyli spod bloku i nic nie wskazywało na to, by planował w najbliższym czasie to zmienić. Prawdę mówiąc był niepokojąco milczący już od chwili wyjścia z domu, jednak bąknięte „przepraszam", gdy zbyt mocno trzasnął drzwiami samochodu, mimo wszystko zaliczało się jako wypowiedź - krótka, przesadnie konkretna i pozbawiona czegokolwiek poza orzeczeniem, no ale jednak.

Cole obserwował go kątem oka, palcami wystukując na kierownicy rytm jakiegoś radiowego przeboju.

- Rozmowa z tobą to prawdziwa przyjemność - zadrwił w końcu, gdy wyczerpały się resztki zapasów jego cierpliwości. Które zresztą nigdy nie były przesadnie duże.

Jay ściągnął ramiona, wiercąc się nerwowo, jakby sam nie umiał zdecydować, czy bardziej chce wcisnąć się w fotel i liczyć na to, że materiał go pochłonie, czy zachować pełną gotowość do ewentualnej ucieczki. W rezultacie przez większość czasu jednym bokiem wtulał się w oparcie, drugim zaś napierał na drzwi (Cole naprawdę chciał uprzedzić go, że czasem otwierają się podczas jazdy, ostatecznie jednak stwierdził, że tylko pogorszy tym sprawę. Miał zapięte pasy, więc na drogę raczej nie wyleci. Raczej).

- Myślałem, że słuchasz radia... - odpowiedział cicho, tonem mówiącym, że taki stan rzeczy wcale mu nie przeszkadzał i wolałby się go trzymać.

Nic sobie z tego nie robiąc Cole sięgnął do przełącznika i w samochodzie zapanowała kompletna cisza. Być może zostałoby to inaczej odebrane, gdyby nie uśmiechał się przy tym ze złośliwą satysfakcją, której rudzielec nie mógł przeoczyć. Spiął mięśnie jeszcze bardziej i zacisnął usta w wąską linię, ale spojrzenie, jakie posłał kierowcy, mogłoby zmrozić pustynię.

- Rozmowa jest zwykle dwustronna - zauważył sucho. - Czemu to ja mam zacząć?

Fakt wart odnotowania: by ośmielić Jay'a wystarczy porządnie go zirytować. Z cała pewnością istniały na to inne, przyjemniejsze sposoby, niemniej Cole był zbyt leniwy, by szukać alternatywy dla czegoś, co przecież świetnie działało.

- Nie jestem w tym dobry. Raczej nie lubię rozmawiać z ludźmi - wyjaśnił i wzruszył ramionami, obserwując, jak czarne Combi wyprzedza ich na pełnej prędkości, trąbiąc przy tym zawzięcie. Lloyd dawno już wszedłby w swój tryb pasywno-agresywny i znalazł możliwie najbardziej wymyślne określenie na tego typu zachowanie. Cole jednak, wbrew wszelkim pozorom, był bardzo spokojnym kierowcą i wszelkie zamieszania na drodze znosił ze stoickim spokojem głazu. Głaz wie, że nie ma sensu się denerwować, bo tylko psuje to zdrowie, a jeśli ktoś ośmieli się podejść do auta i zacznie się odgrażać, najprościej zachować kamienną twarz. Każdy normalnie myślący człowiek wie zaś, że lepiej nie próbować przypieprzyć kawałkowi skały z pięści, bo może się to bardzo źle skończyć. Układ do tej pory sprawdzał się znakomicie, nie widział więc powodu, by go zmieniać.

Jay spojrzał na niego spod uniesionych brwi.

- Więc czemu chcesz rozmawiać ze mną?

Cole utkwił spojrzenie w drodze.

- Jeszcze nie wiem - wyznał szczerze i jeśli wcześniej jego towarzysz wyglądał na zbitego z tropu, takk teraz wyraźnie stracił jakikolwiek wątek. - Liczę, że wkrótce sam mi to wyjaśnisz. Więc? - Zerknął na niego, uśmiechając się lekko. Nadal nie przypominało to przyjaznego gestu, ale Bóg światkiem, że się starał! Troszkę. - Zamierzasz powiedzieć mi coś o sobie, czy będziemy tak siedzieć i roztrząsać moje zdolności interpersonalne?

Spodziewał się, że Jay nieco się zmiesza, do tej pory reagował strachem nawet na najmniejszy nacisk z jego strony, lecz zamiast tego chłopak skrzywił się, a z jego miny dało się wyczytać, że nawet on nie da wiecznie wchodzić sobie na głowę.

(Ninjago) Jak zniszczyć sobie życie na tysiąc różnych sposobów [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now