23.

3.2K 254 105
                                    

Jay od dawna wiedział, że cierpi na nadwyżkę dumy. Że występuje ona w pakiecie z niedoborem rozumu - cóż, o tym starał się zapomnieć, pomimo licznych znaków na Niebie i Ziemi. Nigdy nie spodziewał się jednak po sobie tak wielkich pokładów mściwości. Chęć utarcia Cole'owi nosa to jedno, potrzeba udowodnienia własnej niezależności - drugie, lecz z niejakim zdziwieniem stwierdził, że rozgniewana twarz mężczyzny była w tej chwili jedyną rzeczą dodająca mu odrobiny otuchy i jakiegoś rodzaju satysfakcji. Gdyby mógł, bardzo chętnie oprawiłby własne wspomnienie w ramkę. Lub lepiej, przerobiłby na kolaż motywacyjny, jeden z tych pod hasłem „Do it for him".

Zaraz, czekaj, coś chyba nie tak...

Tak czy inaczej, człapiąc za Kai'em przez zaplecze musiał regularnie przypominać sobie, że robi to wszystko w wyższym celu, jest to kwestia honoru i nie, naprawdę nie może się teraz odwrócić i uciec tymi samymi tylnymi drzwiami, którymi dopiero co wszedł. Nieco pomagał mu fakt, że w tej części budynku było nieco ciszej; oczywiście muzyka wciąż była aż za dobrze słyszalna, ale przynajmniej rejestrował ją jedynie uszami, nie zaś całym ciałem. Po drugie - Kai obiecał stale go nadzorować, pomagać i nie zostawiać samego, co również nie brzmiało aż tak źle, nawet jeśli przyjąć poprawkę, że „praca" i „Kai" nijak mu się nie łączyły. Po trzecie: Lloyd był stale pod telefonem (a przynajmniej tak deklarował), raptem po drugiej stronie baru, wmieszany w dziki tłum, od którego Jay planował trzymać się możliwie najdalej. Kai'owi ewidentnie nie podobał się pomysł puszczenia swojego chłopaka „samopas", ostatecznie stanęło więc na tym, że dla jego spokoju ducha do asysty wezwany został Morro. Jay nie miał bladego pojęcia, jakim cudem dwóch nastolatków oznaczało mniejsze szanse na władowanie się w kłopoty niż jeden, uznał jednak, że lepiej zachować to zdanie dla siebie. Tym bardziej, że przed wyjściem Lloyd wcisnął mu w ręce kilka zapakowanych w folię kanapek i termos z kawą. Nie działa się na szkodę ludzi, którzy cię karmią. Zwłaszcza jeśli robią to za darmo.

Dwie barmanki, które miał okazję poznać do tej pory, również okazały się całkiem sympatyczne. Sylwia, wysoka brunetka z nieco za mocnym makijażem i wyczuwalnym wschodnim akcentem, omal nie połamała mu palców, ściskając mu dłoń na powitanie, uśmiechała się jednak przyjaźnie i zdaje się że w jakiś sposób bawiła ją jego nieporadność. Druga, Nikola, pomachała im tylko, zajęta obsługą klientów; była niska, drobnej budowy a czarny golf opatulał ją po samą szyję, przez co Jay doszedł do wniosku, że być może nie jest jedyną osobą, która wygląda tu na wyjętą z kompletnie innej bajki. Pozostawało więc mieć nadzieję, że i w jego przypadku wrażenie okaże się mylne.

Kai starał się wytłumaczyć mu, czym dokładnie ma się zająć, robił to jednak tak nieskładnie i chaotycznie, że ostatecznie Jay więcej zrozumiał przyglądając mu się i zwyczajnie naśladując. Nie było to nic skomplikowanego; wyciągał ze świeżo dostarczonych kartonów alkohol, oglądał dokładnie każdą butelkę, szukając ewentualnych uszkodzeń lub naruszonej akcyzy, a następnie odkładał na właściwe miejsce. Poziom trudności układanki w przedszkolu, tyle że w wersji „osiemnaście plus". W zasadzie, jak stwierdził ze zdziwieniem po dłuższej chwili, było w tym coś odprężającego. Nie przemęczał się, miał na czym skupić myśli, a przy okazji dostanie za to pieniądze - nic tylko brać. Oczywiście nadal był spięty, tego uczucia nie dało się pozbyć tak łatwo, stopniowo jednak odnajdował swój własny rytm pracy i zapominał o strachu, który dopiero co wpychał mu żołądek do gardła. Kai co jakiś czas zapewniał go, że wszystko robi dobrze, szczerze mówiąc w którymś momencie przestał go jednak słuchać.

Nieco ocknął się dopiero, gdy na zaplecze wślizgnął się Lloyd. Jakimś cudem udało mu się to praktycznie bezszelestnie i kiedy Jay wychwycił go kątem oka, omal nie przekroczył granicy zawału. Nastolatek tylko uśmiechnął się do niego uspokajająco, ale wyraz jego twarzy, gdy wspiąć się na place, by wyszeptać coś Kai'owi do ucha, wcale nie świadczył o tym, by przynosił dobre wieści. Sprawiał raczej wrażenie poddenerwowanego, choć, prawdę mówiąc, Jay nadal miewał problemy z oceną jego emocji.

(Ninjago) Jak zniszczyć sobie życie na tysiąc różnych sposobów [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now